Było tak: Bogdan Rymanowski został Dziennikarzem Roku branżowego pisma „Press”. Chciałoby się rzec – cóż z tego? Nie on pierwszy i nie on ostatni. Niemniej, przyznanie tej nagrody właśnie jemu, wywołało nagły atak szału u Piotra Pacewicza z „Wyborczej”, w następstwie którego przypuścił na Rymanowskiego publicystyczną szarżę godną rozjuszonego buhaja. Och, oczywiście osłaniał swój atak obłudnymi zapewnieniami (w „Wyborczej” już chyba inaczej nie potrafią), że nie ma nic do Rymanowskiego i kieruje nim jedynie szczera troska o poziom medialnej debaty, zaniżany jakoby przez programy typu „Kawa na ławę”. Ale przecież nikt, kto ma oczy i choćby cztery zwoje mózgowe na krzyż nie da się nabrać na takie plewy.
W ramach retorsji TVN 24 odwołał „Skaner polityczny”, w którym gościć miała Dominika Wielowieyska. Tak na marginesie, drugim zaproszonym był Piotr Semka z „Rzepy”, która Rymanowskiego nie obrażała – nie można było przeprowadzić „Skanera” tylko z nim? Czy może uznano, że byłoby to „prawicowe odchylenie”?
Jeszcze ciekawsza jazda zrobiła się w piątkowej „GW”, w której, oprócz wspomnianej filipiki Pacewicza, Bartosz T. Wieliński zrobił z Laureata tendencyjnego potwora, urządzającego antyniemiecką drakę pod pozorem ochrony polskich dziatek przed wynarodowieniem. O tym, że problem jest realny, i że o paranazistowskich poczynaniach Jugendamtów niejednokrotnie donosiła prasa, redaktor Wieliński rzecz jasna milczy, gdyż nie pasuje mu to do teorii (ale, znowu – w „Wyborczej już chyba inaczej nie potrafią).
W tzw. międzyczasie do mordobicia włączył się Seweryn Blumsztajn, pouczając ex cathedra jakich tematów TVN nie powinien poruszać na swej antenie (poszło konkretnie o wywiad z Niesiołem na okoliczność jego zeznań na esbecji w 1970 r.). W odpowiedzi Piotr Marciniak w bardzo grzeczny, uniżony wręcz sposób (tym razem, to Marciniak chyba inaczej już nie potrafi…) zasugerował, żeby Blumsztajn się odtegesował.
Jak się zdaje, nie jest to koniec wzajemnych uprzejmości.
Jaja jak berety. Tylko patrzeć i pogryzać popcorn.
- Ale, ale – spyta ktoś z tylnych rzędów. – O co właściwie ta cała draka?
Otóż, drogi widzu, mamy właśnie do czynienia z kolejną odsłoną walki o rząd dusz i tzw. kolejność dziobania w wysoce zhierarchizowanym światku naszych mediów (zwanych niekiedy pieszczotliwie „przekaziorami”). Wprawdzie zarówno Agora, jak i ITI mają wspólne antykaczystowskie priorytety, jednak walka toczy się o prymat w nadawaniu tonu medialnej orkiestrze. O to, kto będzie tu pierwszym głosem, kto zaś jedynie echem.
Do niedawna niekwestionowanym dyrygentem była „Gazeta Wyborcza”, wsparta finansową potęgą Agory. Jednak, od pewnego czasu, aktualny mistrz zdradza symptomy spadku formy, pod bokiem zaś wyrósł mu obdarzony nielichym tupetem pretendent do tytułu.
Salwą próbną, testującą siłę rażenia armat, była tu emisja „Trzech kumpli”. Po premierze, wielu zachodziło w głowę, co też się stało, że TVN wyprodukował „coś takiego”. Zaryzykuję wredną tezę, ze była to ze strony TVN-u wyjątkowo bezczelna próba ugryzienia „Gazety” w wyjątkowo pryncypialnie traktowany przez nią obszar tematyki antylustracyjnej. Przecież chyba nikt, kto zna korzenie ITI i jego założycieli, nie jest na tyle naiwny, by sądzić, że nagle coś się im „odmieniło”. Mimo wszystko, dobrze jednak, że film powstał – nawet jako amunicja do testów poligonowych.
Odpowiedzią „Gazety” na tę ewidentną prowokację, było położenie po sobie uszu, połączone z cichym popiskiwaniem. TVN uznał więc najwyraźniej, że można przejść do jakichś poważniejszych działań zaczepnych. Wszystko to musiało w redakcji „Wyborczej” poskutkować narastającym poczuciem osaczenia, potęgowanym dodatkowo malejącą sprzedażą i długookresową tendencją spadkową cen akcji „Agory”. Tylko tak można racjonalnie wytłumaczyć nieprzytomną pyskówkę Pacewicza. Człowiek osaczony, poddawany permanentnemu stresowi, który doprowadza go na skraj paniki, skłonny jest do tyleż gwałtownych, co nieprzewidywalnych reakcji, funkcjonuje bowiem na granicy amoku (zresztą, w „Wyborczej” już chyba inaczej… a tak, już to pisałem).
Ale, prócz międzymedialnych ansów, wciąż funkcjonują stare alianse. Taki alians zawiązała z ITI redakcja sportowa „GW”. Polega on, mianowicie, na wspólnym gnojeniu Lecha Poznań, którego władze śmią preferować inny, niż zalecany przez „Wyborczą” model współpracy z kibicami. Natomiast ITI poszedł za światłymi radami panów redaktorów. Efekt? Na Lechu pełne trybuny i zero zadym („pozorny spokój”, jak paradnie określił to J. Ostrowski z zarządu Legii), Legia zaś świeci pustkami na skutek kibicowskiego bojkotu. Cóż zatem robić? Należy wdeptać Lecha medialnie w glebę, gdyż, jak uczył Szpotański: „fakty teoriom bowiem przeczą / a to jest karygodną rzeczą”.
Ot, takie poletko, na którym „GW” i ITI orzą zgodnie ramię w ramię. Widoczek nie gorszy od opisanej wcześniej międzymedialnej zadymy.
Na koniec jeszcze dodam od siebie kilka słów na temat mimowolnego sprawcy całego zamieszania – Bogdana Rymanowskiego.
Lubię tego dziennikarza. Z sentymentem wspominam go jako słuchacz z czasów, gdy pracował w Radiu Plus w najlepszym okresie tej rozgłośni. Zespół współtworzyli wtedy również m.in. Ziemkiewicz, Semka, Łęski - była to, moim skromnym zdaniem, najlepsza stacja radiowa tamtego czasu. Następnie trafił do TV Puls, gdzie stał się twarzą serwisu informacyjnego – odtrutki na „dzienniki” innych telewizyjnych jadłodajni. Gdy zastąpiła go w tej roli nikomu nie znana wtedy debiutantka – Magda Mołek (kto to jeszcze pamięta?) poziom serwisu zjechał o jakieś 90%. Może właśnie tej przeszłości w nieprawomyślnych mediach nie może wybaczyć mu „Wyborcza”?
Dziś, w TVN-ie jest bodaj jedynym dziennikarzem usiłującym trzymać standardy – a domyślam się, że w tej stacji nie jest to łatwa sztuka. Już chociażby za to – za wytrwanie w roli sprawiedliwego w TVN-owskiej Sodomie, należało mu się otrzymane wyróżnienie.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja 21.12.2008 http://www.niepoprawni.pl/blog/287/miedzymedialne-anse-i-alianse
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz