czwartek, 26 marca 2009
Sen o fundacji.
Jak wiadomo, Adam Michnik przegrał ostatnio z IPN proces dotyczący przedwojennej działalności jego ojca – Ozajasza Szechtera. Przypomnijmy, że Szechter został skazany za próbę obalenia przemocą ustroju państwa polskiego (chodziło o działalność w kontrolowanej przez Sowietów Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy), tymczasem IPN w swej publikacji mylnie podał, iż ojca Michnika skazano za szpiegostwo. Wprawdzie Instytut wystosował w swym biuletynie odpowiednie sprostowanie wraz z przeprosinami, lecz Michnika to nie zadowoliło i zgodnie ze swym zwyczajem wypichcił wobec IPN - u pozew, który jako się rzekło, został właśnie oddalony.
Trudno nie zgodzić się tu z cytowaną przez media wypowiedzią Piotra Gontarczyka, iż w całej tej sądowej drace chodziło Michnikowi o swoiste rozpoznanie bojem – czyli, cytuję, „sprawdzenie, jak daleko może się posunąć w terroryzowaniu debaty publicznej i świata nauki za pomocą pozwów sadowych”. W tym przypadku plan nie wypalił a sąd zachował się przytomnie (na marginesie – na stronie „Wyborczej” próżno szukać o tym choćby wzmianki). Nie wpadałbym jednak w euforię i nie traktował tego wydarzenia jako jaskółki kończącej zimę terroru Michnikowego pieniactwa. Wiele jeszcze wody sodowej Michnik obali, zanim nasze sądy zaczną traktować go jak każdego innego obywatela.
Na marginesie całej sprawy chciałbym jednak podzielić się pewnym marzeniem, które od jakiegoś czasu mi towarzyszy. Marzenie to ma postać fundacji, którą roboczo nazwałbym „Fundacją Pomocy Osobom Wchodzącym W Spór Prawny Z Adamem Michnikiem I Koncernem Agora”. Ideałem byłoby osiągnięcie przez nią statusu organizacji pożytku publicznego. Instytucja taka, przynajmniej w części niwelowałaby finansową przepaść między procesującym się za pieniądze koncernu Michnikiem a jego ofiarami. Osoby pozwane, lub chcące wnieść pozew, niszczone na łamach „Wyborczej” uzyskałyby tu wszechstronną pomoc – zarówno prawną (w postaci swoistego fundacyjnego „adwokata z urzędu”) jak i np. psychologiczną (nagonka „wyborczego” Salonu wielu potrafi załamać). Źródłem finansowania działalności, prócz datków, byłaby część zasądzanych od „Agory” odszkodowań (a co, walnięcie po kieszeni zaboli ich najbardziej). Sądzę, że już kilka przegranych przez „Agorę” procesów w znaczący sposób ukróciłoby Michnikowe szaleństwo i walnie przyczyniłoby się do odkneblowania publicznej debaty.
Oczywiście, są i trudności. Pierwsza, to finanse „na rozruch” podobnej inicjatywy (trzeba tu naprawdę odważnych i transparentnych sponsorów). Druga, to ludzie – prawnicy, psychologowie, wolontariusze, którzy nie boją się napiętnowania, ostracyzmu i nieuchronnych prób zafundowania im „śmierci cywilnej” w czym jak wiadomo „Wyborcza” celuje.
Mimo to, pomysł jakoś nie daje mi spokoju. Jak myślicie, czy jest to realne?
Pozdrawiam
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja
http://www.niepoprawni.pl/blog/287/sen-o-fundacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz