sobota, 11 lipca 2009
Druga wojna gruzińska.
W spodziewanej konfrontacji z Gruzją, Rosja ma sytuację jeszcze korzystniejszą, niż rok temu.
Co robi Rosja, gdy sytuacja wewnętrzna jest niewesoła? Gdy gospodarka w rozsypce, ceny surowców dołują, lud poczyna się burzyć zaś propagandowe przeczołgiwanie oligarchów i ustalanie cen w sklepach przez cara nie przynosi spodziewanych efektów? Taak, zgadliście, odpowiedzmy więc chóralnie, jak dzieci w klasie: - gdy sytuacja wewnętrzna jest niewesoła, Rosja wywołuje „małą, zwycięską wojenkę.”
Od dłuższego czasu na gruzińskim pograniczu mnożą się incydenty i prowokacje. Obserwatorzy międzynarodowi są wydalani z Abchazji i Osetii Płd. Niedawno odbyły się manewry Kaukaz 2009 pod dowództwem generała Nikołaja Makarowa, który w zeszłym roku dowodził agresją na Gruzję. Słowem, powtarza się scenariusz z roku ubiegłego, gdy właśnie po takich manewrach doszło do wybuchu wojny.
Atuty Rosji:
– słabość Gruzji, która nie zdołała jeszcze odbudować potencjału militarnego po zeszłorocznej klęsce;
- niepokoje wewnętrzne w tym kraju (na mój nos, umiejętnie rozdmuchiwane przez rosyjskie służby);
- tchórzliwa bierność tzw. opinii światowej, ze szczególnym uwzględnieniem organizacji międzynarodowych.
Opinie ekspertów, twierdzących, że Rosji na wojnę nie stać, skwitować można pustym śmiechem – kto jak kto, ale Rosja na wojnę zawsze ma pieniądze. Cały kraj może przymierać głodem, ale tanki i rakiety muszą być, by dać po nosie buntowszczykom, którzy zza płotu obszczekują matuszkę Rossiję. Półprzytomny od wszechobecnej propagandy, dziesiątkowany alkoholizmem i pandemią AIDS naród o poziomie i długości życia krajów Trzeciego Świata temu przyklaśnie. Nic, że bieda, w Rosji nigdy nie było bogato, ale grunt, że jesteśmy mocarstwem, który przygnie kark krnąbrnej byłej republice, zaś Zapad’ ani kwiknie, tylko po staremu będzie się łasił, bo potrzebuje ropy, gazu i, generalnie, „owocnej współpracy”.
Cele spodziewanej agresji.
Nie sądzę, by Rosja chciała inkorporować Gruzję, w każdym razie jeszcze nie teraz. Zadowoli się obaleniem „amerykańskiego pachołka” Saakaszwilego, osadzeniem w Tibilisi jakiegoś posłusznego reżimu i przejęciem rurociągu Baku - Tbilisi – Ceyhan, jedyną w regionie drogą przesyłu ropy nie pozostającą jeszcze pod moskiewską kontrolą. Słowem, celem agresji będzie wasalizacja krnąbrnego sąsiada.
Problemem może być pretekst do rozpętania nowej wojny – Saakaszwili raczej nie da już się podpuścić, jak rok temu. Może zatem urządzi się coś w rodzaju „prowokacji gliwickiej”, albo gruzińska opozycja poprosi w odpowiednim momencie o interwencję… Albo wkroczy się, od tak, bez pretekstu. Zachód to przełknie, tak jak mimo bezsilnych wrzasków przełyka kolejne rosyjskie działania w posowieckiej strefie wpływów.
Europa, Świat.
No właśnie – Zachód. Ostoja lipnych deklaracji, gromkich oświadczeń, demokratycznych frazesów bez pokrycia, z establishmentem przeżartym przez postsowiecką agenturę, pożytecznych idiotów lub cynicznych „pragmatyków” http://www.niepoprawni.pl/blog/287/pokolenie-gownojadow%E2%80%A6). Trudno dziś nie śmiać się z Sarkozy’ego, którego „plan pokojowy” z zeszłego roku Rosja zaczęła otwarcie torpedować niemal nazajutrz po jego podpisaniu.( http://www.niepoprawni.pl/blog/287/podzwonne-dla-blazna-na-tronie) . Zresztą, jakoś nie widać, by „Sarko” cierpiał z tego powodu.
O takim OeNZecie w ogóle szkoda gadać – doprawdy nie mam pojęcia, komu i do czego ta instytucja jest potrzebna, poza międzynarodówką bandytów z Rosją i Chinami na czele, które używają Rady Bezpieczeństwa do paraliżowania potencjalnej reakcji USA (bo przecież nie Europy) na co bardziej zbrodnicze poczynania. Dodajmy do tego Unię Europejską, która po tyleż gromkich deklaracjach co skromnych obostrzeniach po ostatniej wojnie gruzińskiej, z ulgą, po cichu wycofała się ze wszelkich antyrosyjskich kroków.
Zaprawdę, kremlowscy mordercy muszą się doskonale bawić i śmiać w kułak poklepując po plecach sterroryzowanych pacyfizmem i polityką „świętego spokoju” Berlusconich, Sarkozych, Merkelów i Tusków tego świata pielgrzymujących do Moskwy po kilka zapewnień o „woli współpracy”, czy czymś takim.
NATO i fircyk Obama.
Ostatnio dodatkowych powodów do chichotania dostarczył im fircykowaty „przywódca wolnego świata”, Barrack Obama, ze swą infantylną „polityką uśmiechów”, którą można streścić w przesłaniu: „jeśli my będziemy mili dla was, to wy będziecie mili dla nas, prawda?”. Putin z Miedwiediewem musieli dusić się ze śmiechu wysłuchując demokratyczno – postępowego bełkotu płynącego tyleż gładką, co nieprzerwaną struga z ust pana Obamy.
Jeżeli kiedykolwiek wątpili w „europeizację” polityki zagranicznej nowej administracji USA, to niedawna wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych musiała pozbawić ich wątpliwości: Ameryka w obronie Gruzji nie kiwnie palcem, tak samo, jak przetestowana rok temu na podobną okoliczność Europa.
Postawa USA ma oczywiście kluczowe znaczenie dla postępującej impotencji NATO, zamieniającego się na naszych oczach w kolejny międzynarodowy klub dyskusyjny. (http://www.niepoprawni.pl/blog/287/rosja-czyli-ober-szef-nato)
NATO nie ruszy Gruzji na pomoc, majowe manewry, to pic na wodę, nie zaryzykuje stanowczej postawy wobec Rosji. Już nie. Rosja to teraz „partner”, któremu należy okazywać „dobrą wolę” i „nie drażnić”, bo to zaszkodziłoby rozwojowi „wzajemnych stosunków” i „dialogowi”.
Zła to wiadomość dla nas i innych krajów regionu, które wstępowały do Sojuszu w nadziei na obronę przed Rosją właśnie (bo przecież nie przed Marsjanami). Ta iluzja rozwiewa się na naszych oczach. Zrozumiały to już Łotwa i Estonia, rezygnując z udziału w manewrach w Gruzji, pytanie, czy rozumieją nasze władze, szukające oszczędności przede wszystkim w sferze obronności i rozbrajające systematycznie armię…
Podsumowując, Rosja w konfrontacji z Gruzją ma sytuację jeszcze korzystniejszą, niż rok temu. Osłabiona Gruzja, sparaliżowane struktury międzynarodowe, bezwolny i szamoczący się z kryzysem Zachód… Rosja nie zwykła przepuszczać takich okazji.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz