sobota, 16 stycznia 2010
Mini – propaganda.
Eko – agitka od kołyski.
Może jestem przewrażliwiony, a może nie. Osądźcie sami:
Podczas rodzinnego spotkania w drugim dniu Świąt łypnąłem ot tak, między drugim daniem a deserem na telewizyjny ekran. Telepudło nastawione było na kanał Mini Mini, gwoli rozrywki dzieciarni. Jako się rzekło, łypnąłem okiem i… wsiąkłem w ekran, wyłączając się niegrzecznie na czas trwania bajeczki z ogólnej konwersacji.
I. Taka sobie bajeczka.
Oto, co ujrzały moje piękne oczy:
Cykliczna, jak się zdaje, kreskówka nosi tytuł „Słoń Benjamin”. Głównym szwarccharakterem jest arystokrata jakby żywcem wyjęty z komunistycznych, propagandowych karykatur „jaśnie pana”. Arystokrata ów, tytułowany Hrabią, pragnie postawić na rzece przecinającej rezerwat przyrody przystań dla swej ekskluzywnej łodzi, zbudowanej z „egzotycznych gatunków drzew” (w domyśle – a tropikalne lasy giną…). Atmosfera się zagęszcza.
Hrabia, by zrealizować swój diaboliczny plan, wręcza sutą łapówkę burmistrzowi (spasiony typ w cylindrze), który w zamian udziela mu zezwolenia na budowę. Powiedzmy, że do tego momentu film ma nawet pewien walor edukacyjny, pozbawiając naszych milusińskich złudzeń co do tego, jak funkcjonuje ten najlepszy ze światów…
Budowa rusza, jednakże przepłasza bobry, które w tym właśnie miejscu urządziły sobie żeremie i tamę. Tu pora przedstawić dwóch pierwszych bohaterów pozytywnych: oto Słoń Benjamin, wraz ze swym przyjacielem – nieletnim knypkiem o imieniu Otto, żeglując sobie po rzece natrafiają na wygnane bobry i dowiadują się od nich o całej aferze. (Swoją drogą, ciekawe, co o n i robili na terenie rezerwatu, ale najwyraźniej, bohaterowie pozytywni mogą sobie gwizdać na zakazy).
W każdym razie, rzeczone bobry zostają odwiezione na przymusową emigrację do ZOO, ku początkowej radości dyrektora tejże placówki – dość dementywnego staruszka. Jednakże, po okresie początkowej euforii, bobry zaczynają postępować po bobrzemu, tzn. podgryzając wszystko dookoła z przęsłami mostu na czele, przyczyniając się tym samym do nielichych szkód w majątku trwałym ogrodu.
Teraz czas, by zaznajomić się z pozytywnym bohaterem nr 3 – dziennikarką Karlą Kolumną, która od początku powiastki tropi hrabiowsko – burmistrzowski układ ;)). Jest wszędobylska, pstryka kompromitujące fotki… słowem, spełnione marzenie każdego naczelnego.
W tym punkcie opowieści, pozytywni bohaterowie łączą siły i podejmują kontrakcję. Knypek ze słoniem montują z wygnanych bobrów komando dywersyjne, które robi nalot na hrabiowską przystań. Bobry przerywają swą tamę, obniżając tym samym poziom wody w rzece, co czyni budynek bezużytecznym. A Karla - reporterka pstryka fotki i w międzyczasie szantażuje nimi Hrabiego, rzucając mimochodem: „my, dziennikarze mamy swoje dojścia”.
Koniec końców, skruszony arystokrata przerabia przystań na punkt obserwacyjny przyrody, zaś bobry radośnie odbudowują tamę, zwieńczając swe dzieło… zatknięciem czerwonej flagi (!).
Koniec i fanfary.
II. Wnioski.
Jakiś przechodzień zapyta się może, czego właściwie się czepiam. Wszak bajka promuje pozytywne wzorce: dbałość o przyrodę, rezerwaty, ochronę gatunków…
A ja się nie zgodzę. Opisywane tu dziełko lansuje bowiem w moim odczuciu nieznośny eko – aktywizm w najbardziej lewackiej, greenpeace’owskiej formie (ten najazd na przystań…). Aż dziw, że żaden z bohaterów nie zająknął się nawet o globalnym ociepleniu.
Czegóż bowiem dowiaduje się posadzony przed ekranem kilkulatek?
1) „Klasy posiadające” są złe i dla swych egoistycznych przyjemności dewastują naturalne środowisko. To nie „prości ludzie” niszczą przyrodę (choćby przez dzikie wysypiska), o nie. Przyrodę niszczy demoniczno – śmieszny, zmanierowany arystokrata i równie groteskowy, skorumpowany burmistrz.
2) Eko – aktywiści i postępowi, zaangażowani dziennikarze stanowią sól ziemi. Jeden w drugiego są to szlachetni idealiści, których wszelkie poczynania usprawiedliwione są altruistycznymi pobudkami. Żadni tam nawiedzeni fanatycy, broń Boże.
3) „Jaśnie panów” należy poddać szokowej reedukacji, by przywrócić ich na ekologistyczne łono, zdrowej, zwierzęco – ludzkiej społeczności.
4) Czerwona flaga jest pozytywnym symbolem triumfu uciskanych, zwierzęcych mas (zwierzęcego proletariatu) nad zdegenerowanym i zdeprawowanym „jaśnie państwem”.
W ten oto sposób, od kołyski, koduje się w główkach naszych milusińskich odpowiednio postępowy przekaz. Tak kształtuje się przyszłych eko – lemingów, gardłujących za kolejnymi wymysłami ekologistów i wywierających masową presję na nie dość ekologistycznie usposobionych polityków.
III. Dziennikarski aktywizm.
Ach, jeszcze jedno. Zapomniałbym na śmierć o tym, czego w owej wielce umoralniającej bajeczce n i e pokazano.
Otóż, dziennikarka Karla Kolumna, napstrykawszy multum „hakowych” fotek, dokumentujących łapówkarstwo burmistrza, budowę przystani w sercu rezerwatu itp., tych zdjęć nie opublikowała! Nie powstaje żaden reportaż śledczy, obnażający zmowę arystokraty i miejskiego notabla. Gdy Hrabia pod wpływem szantażu dostosowuje budynek przystani do światopoglądu panny Kolumny, wojownicza dziennikarka, ot tak, po prostu, chowa swe materiały pod korzec. Przechodzi do porządku dziennego nad udokumentowanym korupcyjnym procederem.
Krótko mówiąc, dziennikarka dopuszcza się swoistej korupcji ideologicznej. Różnica między nią, a burmistrzem polega na tym, że burmistrz przyjmuje łapówkę w formie czeku, ona zaś absorbuje podobną „grzeczność” pod postacią ideologicznego zaspokojenia.
Albowiem, jej misją nie jest informowanie społeczeństwa, o nie – to coś zdecydowanie poniżej aspiracji pani redaktor. Jej misją jest naprawianie świata. I to jest, drogie dzieci, jak najbardziej w porządku…
Zresztą, bo ja wiem? Może jednak jestem ździebko przeczulony? Jako rzekłem na wstępie, osądźcie sami.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz