czwartek, 22 kwietnia 2010
Pamiętajmy.
Najbardziej szarpnął mną widok położonej przez kogoś wśród zniczy, nadpalonej, Biało-Czerwonej, z napisem: „KATYŃ – PAMIĘTAMY”.
Nie mieszkam w Warszawie. Powiem więcej – nie lubię tego miasta i staram się w nim bywać jak najrzadziej. Jego współczesne oblicze jest dla mnie symbolem wszystkiego co najgorsze w III RP, nijak mając się do chlubnych tradycji, które odeszły wraz z hekatombą Powstania Warszawskiego.
Ale, w niedzielę 11.04.2010 musiałem, zwyczajnie musiałem być pod Pałacem Prezydenckim. Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku po sobotniej tragedii, decyzja była tylko jedna: jedziemy! Podążyliśmy wraz z Anią do stolicy, zdzwaniając się w międzyczasie z naszą przyjaciółką Moniką i jej córką – Olą.
Poniżej prezentuję garść fotografii. Może niezbornych, może źle skadrowanych, ale wierzcie mi – szczerych. Tak szczerych, jak żal po stracie mojego Prezydenta - Lecha Kaczyńskiego.
I. Jeziora płonących zniczy.
Tłum stopniowo gęstniał. Przed 15:00, w okolicy UW było naprawdę tłoczno.
By zapalić znicz i złożyć kwiaty bezpośrednio przy Pałacu, nie ma szans. Nie przeciśniemy się dalej Ale, vis a vis, po drugiej stronie Krakowskiego Przedmieścia, również są wielkie, płonące jeziora zniczy. Dokładamy się do jednego z nich.
II. Oczekiwanie.
Tłumy ludzi. Wielki ścisk. Oczekiwanie.
***
Przed nami pusty Pałac…
… i flagi w żałobie:
Proporce:
III. Przyjazd.
Kondukt przyjeżdża. Jak większość zgromadzonych, nie widzimy go, ale nie o to chodzi…
Warta honorowa…
IV. Powrót.
Jeszcze spojrzenie na płonące jezioro pamięci:
…i, podczas powrotu, kolejne zapalenie zniczy - tym razem już wspólnie z Moniką i Olą, na Placu Piłsudskiego:
***
A poza wszystkim – najbardziej szarpnął mną widok położonej przez kogoś wśród zniczy, nadpalonej, Biało-Czerwonej, z napisem: „KATYŃ – PAMIĘTAMY”:
Pamiętajmy zatem.
Gadający Grzyb
P.S. Przed wyjazdem Ania wstąpiła do kwiaciarni. Ja czekałem w samochodzie. Ania długo nie wracała. Oto, co się okazało:
Pani kwiaciarka, gdy dowiedziała się dokąd i po co się udajemy, płacząc szykowała bukiet. Nie była w stanie ułożyć wiązanki. W końcu, za sześć róż z pełnym przybraniem policzyła... marne 10 złotych! Na koniec, dodała od siebie wielki znicz, prosząc, byśmy zapalili w jej imieniu. Prośbę spełniliśmy.
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz