czwartek, 25 listopada 2010
Pstryczek-elektryczek
Import energii elektrycznej z Kaliningradu, czyli kolejny etap „ocieplenia”.
I. Blokada informacyjna.
Kto jeszcze pamięta czasy, gdy Rosjanie puentowali Tuskowe zabiegi o „przełamanie lodów” słowami: „powiedzcie, jakie macie do nas sprawy, bo my do was nie mamy żadnych”? Od jakiegoś czasu bowiem okazuje się, że Rosja, owszem, ma u nas do załatwienia swoje „sprawy”, ba – można nawet rzec, że „sprawy” te są załatwiane z coraz większym rozmachem. Tylko, dziwna rzecz, nasz rząd jakoś nie lubi się tym chwalić, nie urządza konferencji prasowych ani briefingów na tle ściany wypełnionej fotkami, podczas których mógłby pysznić się owocami współpracy. Tacy skromni. Dodam, że w rządową skromność wpasowują się ochoczo wiodące mediodajnie i to do tego stopnia, że złakniona wiedzy o kolejnych sukcesach publiczność musi kontentować się skąpymi wzmiankami skrzętnie schowanymi w rubrykach gospodarczych gazet i portali.
Normalnie, jak w Ewangelii: nie wie lewica, co czyni prawica...
II. Most energetyczny Kaliningrad – Olsztyn.
Z tego „skromnościowego” nurtu wyłamała się niedawno „Rzeczpospolita”, która donosi, że oto polscy i rosyjscy operatorzy sieci energetycznych (PSE Operator i Inter RAO) szykują się do sporządzenia wspólnej analizy odnośnie przeprowadzenia „mostu energetycznego” z powstającej w Obwodzie Kaliningradzkim Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej do Olsztyna. Podobno takie ustalenia zapadły podczas ostatniej wizyty w Polsce rosyjskiego wicepremiera Igora Sieczina. Ponoć ta wizyta i spotkanie z polskim odpowiednikiem – wicepremierem Pawlakiem miała jedynie służyć podpisaniu nowej umowy gazowej, a tu okazało się że nie tylko...
Taka analiza to na pozór nic strasznego, tyle, że w praktyce oznacza ona, iż nasz rząd na poważnie przymierza się do importowania znacznej części potrzebnej nam energii elektrycznej z Rosji. A Rosja takiej gratki nie przepuści, bowiem poza względami biznesowymi, oznacza to uzależnienie Polski północno-wschodniej (co najmniej) od rosyjskiego prądu.
III. Kaliningradzki pstryczek – elektryczek.
Pytanie, co z elektrownią atomową na Litwie (Visaginas) i polsko – litewskim mostem energetycznym, w którym mieliśmy partycypować i który wraz z naszym przyszłym atomem miał być istotnym czynnikiem zapewniającym stabilność energetyczną w regionie. Jak twierdzi litewski premier, Andrius Kubilius, Rosjanie gdzie tylko mogą, tam lobbują, by zniechęcić do litewskiej elektrowni potencjalnych inwestorów. Z Polską, jak widać już się udało.
Docelowo elektrownia w Obwodzie Kaliningradzkim ma zaopatrywać w prąd Pribaltikę, Białoruś i Polskę. Już teraz, po zamknięciu litewskiego Ignalina, kraje nadbałtyckie importują energię z Rosji i najwyraźniej tak ma pozostać. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że budowa kaliningradzkiej elektrowni rusza w przyszłym roku, zaś jej kolejne bloki mają zostać uruchomione w latach 2016 i 2018, to nic dziwnego, że Rosjanom zaczyna się śpieszyć, tym bardziej, że budowa połączenia z Polską potrwałaby ok. siedmiu lat, zaś wedle opinii ekspertów projekt kaliningradzkiej elektrowni będzie nieopłacalny, jeżeli jednym z głównych odbiorców energii nie będzie Polska.
Trzeba też przypomnieć w kontekście „coraz bardziej nas otaczającej” przyjaźni ze strony naszego Północnego Sąsiada, że mamy w tej chwili połączenie z ukraińską elektrownią atomową „Chmielnicki”. Łącze wymaga wprawdzie modernizacji i remontu ale jest – nie trzeba budować go od zera. Sytuacja wypisz wymaluj podobna do tej z gazociągiem słubickim o którym pisałem nie tak dawno temu (http://niepoprawni.pl/blog/287/zapomniany-gazociag).
Ale cóż – dla naszych decydentów najwyraźniej bardziej kuszący jest kaliningradzki pstryczek-elektryczek. Jedyna szansa, że Komisja Europejska nie zgodzi się na dofinansowanie tej inwestycji (kilkaset mln zł) konkurencyjnej wobec wspieranego przez Unię projektu połączenia Ełk – Alytus. Tyle, że grozi to kolejną (po negocjacjach gazowych) kompromitacją, kiedy to Unia będzie występować w naszym interesie wbrew stanowisku polskiego rządu...
No i nie od rzeczy byłoby zapytać jak tam się mają sprawy z naszym Żarnowcem – czy oprócz kolejnych dat wpisywanych do „Polityki energetycznej Polski” (ostatnio obowiązuje jak się zdaje rok 2022), sprawy ruszyły choć o krok do przodu...
IV. Rekompensata.
Aż boję się pomyśleć, o czym jeszcze nie zostaliśmy poinformowani, jakież to inne „poboczne” ustalenia zapadły przy okazji finalizowania gazowego dealu. Przypomnę, że na skutek wmieszania się Komisji Europejskiej w końcową fazę gazowych negocjacji, ostateczny kształt kontraktu jest grubo poniżej pierwotnych rosyjskich oczekiwań. W związku z tym, sformułowałem w jednej z poprzednich notek hipotezę, że Rosja będzie oczekiwała stosownej „rekompensaty”, by na innych odcinkach surowcowo – energetycznych powetować sobie to co straciła na gazie.
Hipoteza ta z tygodnia na tydzień staje się coraz bardziej uprawdopodobniona. Spójrzmy:
- rząd od dawna uporczywie stosuje obstrukcję wobec łączącego nas z Niemcami gazociągu słubickiego, którym moglibyśmy sprowadzać z kierunku zachodniego do 2 mld m3 gazu rocznie, czyli tyle, ile brakowało nam w gazowym bilansie przed podpisaniem z Rosją nowej umowy (więcej w notce „Zapomniany gazociąg”);
- rosyjskie firmy (Rosnieft, TNK BP, Gazprom-Nieft) zainteresowane są kupnem większościowego pakietu Lotosu, do sprzedaży którego ma dojść w 2011 roku; w ten sposób prócz przejęcia 28% rynku paliw płynnych Rosja zbuduje swój przyczółek w Naftoporcie, którego mniejszościowym udziałowcem jest Lotos (patrz notka - „Rekompensata?”);
- niedawno rosyjskie konsorcjum „Nowatek” przejęło od niemieckiej firmy Knaube spółkę „Intergaz-System”, będącą potentatem na rynku gazu LPG w południowo – wschodniej Polsce i właścicielem nowoczesnego przeładunkowego terminalu kolejowo - drogowego przy torze szerokim i normalnym (zgodę jeszcze w sierpniu tego roku wydał UOKiK) (szerzej o tym w notce „Intergaz-Sysytem, czyli firma dla czekisty”);
- opisana powyżej kwestia importu energii elektrycznej z Rosji przy pominięciu kierunku dostaw z Litwy i/lub Ukrainy.
To przykłady z zaledwie kilku ostatnich tygodni (!!!).
Do tego należy oczywiście dodać umowę gazową stawiającą pod znakiem zapytania rolę budowanego gazoportu w Świnoujściu, zaniedbania (wszystko wskazuje na to, że celowe) w kwestii zakopania Gazociągu Północnego pod torem podejściowym do portów Szczecin – Świnoujście, co w przyszłości uniemożliwi wpływanie statkom o zanurzeniu większym niż 13,5 metra. Uzależnienie od rosyjskiej ropy jest tak totalne i bezalternatywne, że w zasadzie już nikt na co dzień nie zaprząta sobie tym głowy...
Słowem – rekompensata postępuje jak się patrzy. A może jest jeszcze inaczej? Może powyższa wyliczanka miała zostać zrealizowana niezależnie od wyniku renegocjacji „kontraktu jamalskiego”? Może przechwycenie dużej części polskiego sektora energetyczno – surowcowego miało się odbyć nawet gdyby kontrakt gazowy podpisano w maksymalnie korzystnej dla Rosji formule?
I wreszcie: czy rząd Tuska – Pawlaka jest świadom, że polityka surowcowa i energetyczna traktowana jest przez Kreml jako jedno z głównych narzędzi neoimperialnej polityki Rosji? Również jako sposób wywierania presji na zagranicznych „partnerów”?
***
Rząd i reżimowe mediodajnie skupione są póki co na przeżywaniu zbiorowego orgazmu związanego z rychłą wizytą gospodina Miedwiediewa. Osobiście przypuszczam, że istotnie czeka nas wieloszczeblowe „ożywienie dyplomatyczne” na linii Polska – Rosja. Wszak jest tyle pięknych interesów, których trzeba dopilnować w Priwislańskim Kraju. Wiadomo – pańskie oko konia tuczy.
Mnie w związku z tą wizytą interesuje jedno: jakimi poskutkuje ustaleniami? I czy o nich również dowiemy się dopiero, gdy wejdą w fazę realizacji?
Gadający Grzyb
P.S. Źródło ilustracji: „Rzeczpospolita”.
Pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz