Wzywam legalne władze Rzeczypospolitej, by położyły kres temu prawniczemu bezprawiu i anarchizacji kraju. Ten z gruntu antypaństwowy rokosz należy stłumić wszelkimi możliwymi sposobami.
I. Manifest „nadzwyczajnej kasty”
Furda prawo, furda Trybunał Konstytucyjny i trójpodział władz, furda Konstytucja – liczy się „najmojsza” racja „nadzwyczajnej kasty” i jej partykularny interes. Tak można najkrócej podsumować uchwałę Sądu Najwyższego, w której poprzebierani w „fartuszki” podopieczni pani przedszkolanki Małgorzaty Gersdorf ostentacyjnie postawili się ponad prawem. Przypomnijmy, że 23 stycznia 59 sędziów z połączonych składów Izb Cywilnej, Karnej oraz Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego ogłosiło, iż... prawo obowiązuje wtedy, gdy im się tak podoba. Inaczej tego wewnętrznie sprzecznego kuriozum zinterpretować nie sposób. Czteropunktowy manifest sędziowskiej elity stanowi bowiem, co następuje: po pierwsze - w odniesieniu do Sądu Najwyższego „nienależyta obsada sądu” zachodzi wówczas, gdy w składzie orzekającym zasiada sędzia powołany przez „nową” KRS; po drugie – również w odniesieniu do sądów powszechnych i wojskowych „nienależyta obsada sądu” ma miejsce, gdy w składzie znajdzie się sędzia powołany przez obecną KRS, ale – uwaga – tylko wtedy, gdy „wadliwość procesu powoływania prowadzi, w konkretnych okolicznościach, do naruszenia standardu niezawisłości i bezstronności”; po trzecie – uchwała nie ma zastosowania do orzeczeń wydanych przed jej ogłoszeniem; i po czwarte – ale za to w przypadku Izby Dyscyplinarnej SN uchwała ma zastosowanie do orzeczeń bez względu na datę ich wydania.
II. Anarchizacja prawa
Jednym słowem, kompletny chaos. Rozbierzmy to sobie na czynniki pierwsze. Najbardziej rygorystyczny jest punkt pierwszy, odnoszący się do samego Sądu Najwyższego. Tu przynajmniej nie ma wątpliwości – wg stanowiska SN sędzia powołany do tegoż Sądu Najwyższego na mocy znowelizowanych przepisów o Krajowej Radzie Sądownictwa nie może orzekać i koniec. Inna rzecz, że SN jest tu „sędzią we własnej sprawie”, co już samo przez się może budzić wątpliwości.
Ale już w kolejnym punkcie, odnoszącym się do „zwykłych” sądów (a więc tych, z którymi najczęściej mają kontakt przeciętni Polacy) robi się istny bajzel, bowiem w przypadku „nowych” sędziów należałoby każdorazowo badać, czy aby „wadliwość” ich powołania nie prowadzi „w konkretnych okolicznościach” „do naruszenia standardów niezawisłości i bezstronności”. Rozumieją Państwo coś z tego? Kto miałby o tym rozstrzygać? Jaki organ? Prezes danego sądu? Sąd Najwyższy? Sąd Ostateczny? Na mocy jakich przepisów i w jakim trybie? Proszę przy tym zwrócić uwagę, że chodzi o „konkretne okoliczności” - a zatem, w jednej sprawie dany sędzia mógłby orzekać, bo pomimo „wadliwości procesu powołania” nie stwierdzono by zagrożeń dla „standardów niezawisłości”, ale w innej sprawie, gdy takie „zagrożenia” by „stwierdzono” - już nie. Przecież to absurd, nie mówiąc już o tym, że jest to czysta uzurpacja – sędziowie SN stworzyli sobie kompletnie uznaniową pseudo-procedurę nie mającą odzwierciedlenia w żadnych obowiązujących przepisach, by wedle własnego widzimisię decydować, czy sędzia ma prawo do orzekania w konkretnych sprawach. Łatwo sobie wyobrazić ten chaos – do tej pory na mocy obecnych przepisów powołano już ponad 380 sędziów i asesorów. I co – kto i na jakiej podstawie ma decydować, czy dany sędzia może orzekać np. w sprawie o kradzież z włamaniem, ale już nie w sprawie o zabójstwo?
Żeby było jeszcze ciekawiej – uchwała SN nie dotyczy sądów administracyjnych. Więc jak to jest? Tych kilkunastu sędziów, których powołano na wniosek nowej KRS do sądów administracyjnych zostało powołanych „wadliwie”, czy „niewadliwie”? Mogą orzekać, czy nie? Czym ich status różni się od sędziów sądów cywilnych, karnych i wojskowych? Bo to są kompetencje Naczelnego Sądu Administracyjnego? A cóż to szkodzi – jak już iść na rympał w uzurpowaniu sobie prerogatyw, to na całego...
Lecz to dalece nie koniec. Jak czytamy w punkcie trzecim uchwały, jej postanowienia nie mają zastosowania do już wydanych wyroków. A to niby dlaczego? Bo prawo nie działa wstecz? Ale skoro sędziowie zostali powołani „wadliwie”, to znaczy, że ich wyroki nie były ważne od samego początku! A tych wyroków mogło się już nagromadzić, bagatela, kilkaset tysięcy. Więc co – do momentu wydania uchwały byli „ważni”, a teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wróżki Gersdorf zrobili się nagle „wadliwie powołani” i „nieważni”? I dopiero od teraz należy sprawdzać, czy „w konkretnych okolicznościach” nie naruszą aby „standardów”? Wynikałoby z tego, iż są to sędziowie „pół-wadliwi” - raz tak, raz inaczej – w zależności od samopoczucia instancji oceniającej. Tyle że, jak nadmieniłem, dowcip w tym, że nie wiadomo, kto i jaki organ miałby być ową instancją... No dobrze, przyjmijmy, że w trybie nadzoru w zakresie orzekania byłby to Sąd Najwyższy – oznaczałoby to, że SN musiałby od dzisiaj zajmować się wyłącznie sprawami owych „pół-wadliwych” ponad 380 sędziów i na nic innego nie wystarczyłoby już mu mocy przerobowych.
No i wreszcie, kwestia Izby Dyscyplinarnej. Tutaj już wyroki są „nieważne” od samego początku – a zatem, w kontraście do opisanych wyżej prawnych konwulsji, mamy iście poruszającą jednoznaczność. Tylko znów, do kurki wodnej, dlaczego? Czym akurat Izba Dyscyplinarna zasłużyła sobie na tak surowe potraktowanie, a sądy powszechne już nie? Czym różnią się wydane dotąd orzeczenia jednego z 380 sędziów sądów powszechnych od tych wydanych przez Izbę Dyscyplinarną? Gdzie tu sens, gdzie logika i elementarna konsekwencja? Oczywiście, wiemy w czym rzecz – Izba Dyscyplinarna burzy poczucie bezpieczeństwa i bezkarności „nadzwyczajnej kasty”, więc należy ją „unieważnić” „po całości”. A z sędziami niższych instancji, powiada nam „kasta”, damy sobie radę punktowo, spacyfikujemy ich poczuciem niepewności co do prawomocności ich statusu. Niech no tylko który bryknie...
III. Sędziowska dyktatura
Podsumowując, mamy do czynienia z anarchizacją prawa. Stworzono oto ad hoc nie istniejącą dotąd w systemie sądowniczym nową kategorię – sędziów „półlegalnych”, teoretycznie zachowujących swój status (choć „wadliwy”), ale arbitralnie pozbawionych prawa do orzekania. Co to oznacza? Otóż Sąd Najwyższy powiedział nam: możemy pod pozorem „interpretacji” bawić się w prawotwórstwo, tworzyć takie prawo, jakie nam pasuje – a wy możecie nam skoczyć. Możemy wchodzić w kompetencje władzy ustawodawczej, wykonawczej, Trybunału Konstytucyjnego – a wy możecie nam skoczyć. Możemy podważać i nie stosować się do obowiązujących i prawidłowo uchwalonych ustaw – a wy możecie nam skoczyć. Możemy mieć gdzieś konstytucyjne prerogatywy prezydenta powołującego sędziów – a wy możecie nam skoczyć. Możemy to wszystko, bo jesteśmy nadzwyczajną kastą – mułłami w togach i ajatollahami prawa. Nie odpowiadamy przed nikim i niczym, a już zwłaszcza przed społeczeństwem i jego przedstawicielami - sami się wybieramy i powołujemy, bo to MY jesteśmy prawdziwym suwerenem i chrzanimy głęboko to, że Konstytucja mówi co innego.
Innymi słowy, Sąd Najwyższy poszedł za wezwaniem prezesa Europejskiego Stowarzyszenia Sędziów José Mato, który podczas „marszu tysiąca tóg” powiedział: „My sędziowie będziemy bronić praworządności zamiast prawa ustawy. Będziemy stosować praworządność, a nie prawo ludzi”. Tłumacząc na nasze: zamiast prawa będziemy kierowali się własnymi „objawieniami”, decydując co jest „praworządne”, a co nie. Tak podbechtany prawniczy establishment ogłosił zatem ni mniej, ni więcej, tylko zmianę ustroju z demokracji na sędziowską dyktaturę – sądokrację. To jest pucz – i to zrobiony pod ewidentnie polityczne zamówienie nie tylko „totalnej opozycji”, ale wprost zagranicy. Wzywam więc legalne władze Rzeczypospolitej, by położyły kres temu prawniczemu bezprawiu i anarchizacji kraju. Ten z gruntu antypaństwowy rokosz należy stłumić wszelkimi możliwymi sposobami. To nie jest już tylko gra o to, kto będzie rządził – to jest kwestia suwerenności państwa. Jeśli się cofniecie, jeśli zadrży wam ręka – naród i historia wam tego nie wybaczą.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 05 (31.01-06.02.2020)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz