piątek, 14 maja 2010
Szantaż emocjonalny.
Rosja stosuje wobec nas klasyczny szantaż emocjonalny.
I. Czekistowska socjotechnika.
Rozgrywanie przez Rosję antagonizmów na linii Platforma – PiS, którego natężenie tak spektakularnie dało znać o sobie przed uroczystościami katyńskimi, po 10 kwietnia weszło w nową fazę. Przeniosło się mianowicie z poziomu sceny politycznej na poziom społeczny. To już nie jest gra ambicjami i urazami poszczególnych polityków – to socjotechnika na masową skalę, dzielenie społeczeństwa wedle pro- i anty- rosyjskiego klucza.
Temu służyć mają rosyjskie „gesty dobrej woli”, odgórna interpretacja spontanicznych wyrazów współczucia i sympatii ze strony zwykłych Rosjan jako „psychologicznego przełomu”, niedawna „akcja znicz” – słowem, wszystko co składa się na, jak trafnie ujął Budyń78, „operację pojednanie”.
Martwi mnie społeczny odbiór owych przyjaznych grymasów strojonych przez „przyjaciół Moskali”. Polacy, jak się zdaje, notorycznie mylą skalkulowane na zimno wystąpienia władców Kremla z biało – czerwonymi goździkami składanymi przez mieszkańców Smoleńska i okolic. A umiejętność rozróżnienia rosyjskiego narodu od jego władz, to absolutnie podstawowa kwestia. Na skutek tego pomylenia porządków, każdy polityk, który będzie wysuwał w stosunku do rosyjskich władz jakiekolwiek zastrzeżenia narazi się znacznej części opinii publicznej, jako niewdzięcznik plujący Rosjanom w twarze.
Ta społeczna recepcja jest starannie podgrzewana przez rodzimą „agenturę opinii” i odnoszę wrażenie, że Jarosław Kaczyński doskonale zdaje sobie z tego sprawę – stąd jego niedawne wystąpienie skierowane do Rosjan.
II. Gra na emocjach.
Chyba mało komu przychodzi do głowy, że Rosja stosuje wobec nas klasyczny szantaż emocjonalny. A nawet, jeśli kogoś nachodzi podobna myśl, to metodą „trzech małpek” („nie mówię, nie widzę, nie słyszę”) woli się od niej odseparować.
Kreml wie, że Polacy „lubią być lubiani”. Nie chcą wyjść na niewdzięczników i są do przesady wyczuleni na płynące z zagranicy słowa pochwały bądź przygany. Moskwa zdaje sobie sprawę, jak rozpaczliwie niska jest społeczna samoocena podsycana przez 20 lat „pedagogiki wstydu”. Gdyby tak nie było, nie wmówiono by nam tak łatwo, że Kaczory to „obciach” i przynoszą Polsce wstyd przed resztą świata, co walnie przyczyniło się do wyniku wyborów w 2007 roku.
Teraz jesteśmy przez kremlowładców „brani pod włos”. Padają miłe słowa. A nasze władze pod rękę z „agenturą opinii” reagują zastraszająco wręcz „prawidłowo”. Łapią w lot nawet niewypowiedziane życzenia rosyjskich władz. Tacy już są lotni z natury. I nie przeszkadza im świadomość, że w praktyce ich rola sprowadza się do funkcji „pasa transmisyjnego” w kampanii emocjonalnego obezwładniania Polaków.
Wiedzą, że w czekistowskim języku takie pojęcia, jak „pragmatyzm”, „konstruktywne podejście”, czy „dobrosąsiedzkie stosunki” oznaczają – postępujcie zgodnie z naszymi oczekiwaniami, albo będzie kęsim. A oczekiwanie jest takie, by jakoś ocieplić wizerunek Rosji w oczach polskiego społeczeństwa, co ma przełożyć się na wybór odpowiedniego prezydenta i odwrócić uwagę od neomocarstwowych poczynań w regionie.
Stąd wasalna mowa Pawła „ciecia” Grasia, że jakakolwiek próba polskiej ingerencji w śledztwo smoleńskie zostanie „źle odebrana”, wzmocniona następnie przez samego Tuska słowami o „zimnowojennych stosunkach”, które miałyby nam grozić po jakimkolwiek energiczniejszym działaniu naszych władz.
III. Operacja „przełom”.
Wasalizacja, strach i niemoc. Czemu tak się dzieje? Wróćmy do chwil tuż po smoleńskiej tragedii. Putin swym spektakularnym uściskiem na miejscu katastrofy, metaforycznie rzecz ujmując, chwycił Donka za jaja i teraz w każdej chwili może, za przeproszeniem, „skręcić mu wora”, czyli się „pogniewać” – np. za nie dość wylewne dowody wdzięczności. Ot, taki niedźwiedzi trick psychologiczny. Prosty, lecz morderczo skuteczny. W efekcie, polskie władze wikłają się w coraz bardziej absurdalnych usprawiedliwieniach rosyjskich zaniedbań (czy wręcz sabotowania śledztwa). Zwróćmy uwagę – rosyjskie władze się nie tłumaczą. Robi to za nie polski rząd, gdyż wie że dobry wizerunek kremlowskich „opryczników” jest niezbędnym elementem pijarowskiej operacji pod kryptonimem „przełom”, dzięki której „słoneczne” rządy PO mają korzystnie zaprezentować się na tle „konfliktującego nas ze światem” PiS-u. Do fiaska tak misternej operacji dopuścić nie można. Za wszelką cenę. Cenę honoru na początek. Potem przyjdzie czas na bardziej wymierne haracze.
A my dajemy się rozgrywać jak pierwsze naiwne. Kończąc, zawieszam w powietrzu pytanie: czy operacja „przełom” się powiedzie?
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz