piątek, 14 maja 2010
Wściekłość i strach.
Kampania Jarosława Kaczyńskiego kontra „salonowszczyzna”.
I. To nie tak miało być…
Wyobrażam sobie wściekłość, jaka musiała zapanować w redakcjach tzw. wiodących mediodajni po ukazaniu się na Salonie 24 wywiadu Jarosława Kaczyńskiego z blogerami. Od startu kampanii prezydenckiej przekaziory do spółki z PO wyłaziły ze skóry, by sprowokować Kaczyńskiego do jakiegoś publicznego wystąpienia, wywiadu, czegokolwiek, co następnie można by było przedstawić w odpowiednio demonicznym świetle (jak słynnych „prawych Polaków”), a tu nic. W desperacji poczęto już po mału sugerować, że nawet milczenie prezesa PiS ma charakter nienawistny i wywodzi się z IV RP, albowiem jest najpewniej cynicznym wykorzystaniem żałoby do swoistej anty – kampanii i pretekstem do ucieczki przed mediami. Prorokowano, że będzie musiał się w końcu „otworzyć”, bo wszak bez mediów nie sposób wygrać wyborów (swoją drogą – porażający przejaw zadufania i przekonania o własnej omnipotencji w sferze politycznej kreacji, bądź strącania w niebyt), a tymczasem… Kaczyńskiemu systematycznie rosło. Mówiono więc i pisano ze zdwojonym natężeniem, że rośnie, bo „Kaczor” żeruje na ludzkim współczuciu wywołanym tragedią, jaka go dotknęła i tak to się kręciło.
Aż tu nagle – bum! Bez fanfar i szumnych zapowiedzi Jarosław Kaczyński przerywa milczenie i udziela wywiadu! I to komu! Żadnej dziennikarskiej gwieździe, żadnej z wiodących stacji i gazet, ale blogerskiemu bydłu i internetowym opluwaczom, którzy o zgrozo, chyba wybaczyli mu lapsus o piwku i pornosach!
Wszystko nie tak. To Komorowski miał być tym nowoczesnym i na bieżąco z trendami, a tu „zawiecha” podczas premiery strony internetowej. To Kaczyński miał być tym nieufnym i zamkniętym na ludzi, a tu udziela wywiadu w najbardziej demokratycznym medium. A od poniedziałku rusza w Polskę, by prowadzić kampanię metodą bezpośrednich spotkań z wyborcami. Znając jego pracowitość założę się, że spotkań będzie wiele, a talent oratorski pana Jarosława pozwala domniemywać, że spotkania te przyniosą więcej korzyści niż spoty reklamowe.
II. Frustracja.
Nie ukrywam, że doświadczyłem schadenfreude, patrząc na miotaninę TVN24, gdzie najwyraźniej nie wiedziano, czy wywiad z prezesem PiS-u przemilczeć i potraktować jako niebyły, gdyż udzielony nie tym co trzeba i nie tam gdzie trzeba, czy może wyśmiać, czy też spróbować pryncypialnie opierniczyć internautów za to, że nie wypomnieli Kaczyńskiemu słynnej wypowiedzi sprzed dwóch lat. Każdej z tych metod próbował w programie „Czas wyboru” redaktor prowadzący Maciej Knapik (dopiero gość - Maciej Gdula z „Krytyki Politycznej”, czyli pisma od idei IV RP jak najdalszego, wspomniał o wywiadzie, na co dziennikarz Knapik zareagował porcją kpinek). Wszystko to wypadło nader blado, więc przez resztę wieczoru stacja skoncentrowała się na obszernych relacjach z gospodarskiego spotkania „marszałko – kandydata” ze studentami, podczas której Komorowski przyjmował od początkujących eliciarzy stosowne wyrazy uwielbienia.
Nie zazdroszczę medialnym funkcjonariuszom. Strategia oparta na schemacie: „Kaczyński mówi, my walimy”, właśnie bierze w łeb. Wprawdzie walą nawet, gdy Kaczyński nic nie mówi, bo inaczej zwyczajnie nie potrafią, ale ciosy trafiają w próżnię. To musi być frustrujące niczym walka z cieniem.
Muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba postępowanie Kaczyńskiego. Im większej piany dostają różne geriatryczne „autorytety” i basujące im mediodajnie, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że strategia polegająca na demonstracyjnym omijaniu szerokim łukiem nadętych własną ważnością przekaziorów jest słuszna. Jeżeli wygra wybory, będzie to rzecz absolutnie przełomowa, bez precedensu, analizowana latami.
I tego właśnie przekaziory się obawiają. Stąd tytułowe wściekłość i strach narastające w „merdiach” od czasu społecznego przebudzenia udokumentowanego filmem „Solidarni 2010”. Czują, że rząd dusz, a co za tym idzie – możliwości ogłupiania i manipulacji właśnie wymykają im się z rąk. Wygrana Jarosława Kaczyńskiego, lub nawet przegrana „na styk” z Komorowskim, byłaby najdobitniejszym potwierdzeniem tej tendencji.
***
Pozostaje życzyć Jarosławowi Kaczyńskiemu dużo sił, żelaznej konsekwencji, wytrwałości i zimnej krwi, tak by nadal nie dawać łatwego żeru wrogim przekaziorom. To co robi teraz bardzo dobrze się sprawdza i nie ma powodu, by uginać się pod presją TVN-u, czy innej „Wyborczej”. Warto również rozważyć, czy opłaca się wikłać w postulowaną przez wielu debatę. Jak mogłaby taka „debata” wyglądać, przekonaliśmy się w 2007 roku.
A „tamci” niech się pienią. Niech zaplują się ze szczętem w chamskich inwektywach, czyli w tym, co po 10 kwietnia nagle przestało na wielu ludzi działać. Niech pogrążają się do reszty. Własna wściekłość i strach ich zniszczy.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz