środa, 25 sierpnia 2010
Karuzela podatkowa (część 2)
Przyszłoroczna podwyżka VAT-u, to dopiero początek podatkowej karuzeli.
W części pierwszej napisałem jak „jednoprocentowa” podwyżka VAT odbije się na naszych kieszeniach w korelacji ze wzrostem akcyzy na paliwo. Będzie to znacząco więcej niż jeden procent. Ale to nie koniec zabaw z VAT-em łże-liberalnej (he, he) Platformy i naszego natchnionego nie-rządu.
I. Ambitne plany.
Otóż, plany rządowe są ambitne: jeżeli w następnych latach, mimo podwyżki VAT i wszystkich buchalteryjnych sztuczek ministra Rostowskiego, relacja długu publicznego do PKB przekroczy kolejny tzw. „próg ostrożnościowy” (55%), podatek ten będzie dalej sukcesywnie zwiększany!
Plany wyglądają następująco: jeżeli na koniec 2011 roku dług publiczny przekroczy 55% PKB, wówczas VAT w przedziale czasowym od 1 lipca 2012 roku do 30 czerwca 2013 wzrośnie do 24, 9 i 7,5 procent, następnie zaś między lipcem 2013 a czerwcem 2015 podatek dobije do maksymalnych unijnych stawek – 25, 10 i 8%!
Jeżeli próg 55% długu publicznego w relacji do PKB zostanie przekroczony „dopiero” na koniec roku 2012, wówczas w lipcu 2013 czeka nas podwyżka do 24, 9 i 7,5 procent, by w 2014 roku osiągnąć pułap maksymalny, czyli 25, 10 i 8%.
Podwyżka jest oczywiście przewidziana „tylko” na 3 lata, ale jestem dziwnie pewien, że po upływie tego terminu ich utrzymanie okaże się „niezbędne”, bo przecież Tusk nie jest politycznym samobójcą i nie będzie przeprowadzał żadnych reform, by nie narazić się różnym grupom interesów i tym wyborcom (np. armii urzędników), którzy żyją z dojenia budżetu.
II. „Welfare state” bez „welfare”.
Tym samym doszlusujemy do państw o najwyższym dopuszczalnym vacie w UE (Szwecja i Dania). Całe szczęście, że wyższej niż 25% stawki VAT wprowadzić nie można, bo aż strach pomyśleć jakie mogłyby być bardziej dalekosiężne plany rządu... Chociaż, kto wie – może akurat w tym przypadku trio Tusk – Sikorski – Rostowski wykaże się niespotykaną energią, tudzież dyplomatycznymi talentami i dumnie ogłosi, że Komisja Europejska przyznała nam w drodze wyjątku prawo do „czasowego” (he, he) podniesienia VAT-u na wszystko do stawki, powiedzmy, 30%...
Jestem pewien, że nasi gospodarczy konkurenci w UE szczerze się z tego ucieszą i będą gratulować Polsce „odpowiedzialnego” rządu. Niemcy nie będą już płakać na „dumping podatkowy”, co miało miejsce, gdy Leszek Miller (komuch!) obniżał podatek od przedsiębiorstw (CIT).
Będziemy mieli zatem podatki jak w skandynawskich „welfare state’s”, tyle że bez „welfare”.
III. „Czasowy” pic na wodę.
Nie łudźmy się. Jak wspomniałem w punkcie pierwszym niniejszej notki, odtrąbiona jako „czasowa” podwyżka VATu utrzyma się - a to z prostego powodu. Liberalny (he, he) rząd (wciąż to „he, he” powtarzam, chociaż coraz mniej mi do śmiechu) nie planuje żadnych reform, żadnych cięć w administracji (przeciwnie – w latach 2008 – 2009 przybyło 40 tys etatów), zatem to, co wybulimy w cenie towarów i usług pójdzie na bieżące utrzymanie urzędników, a nie na reformę finansów państwa i redukcję długu publicznego. Dług zaś będzie rósł niepowstrzymanie, zatem „konieczne” okażą się kolejne podwyżki VAT, wedle zarysowanego na wstępie scenariusza, by załatać kolejne dziury... Koniec końców - ockniemy się z błogiego snu o „zielonej wyspie” z gospodarką zduszoną podatkami i zatorami płatniczymi, ale za to z tak samo niewydolnym sądownictwem i rozdętą „parkinsonowską” administracją jak dziś.
A ponieważ podwyższanie podatków ponad akceptowalną miarę skutkuje (zgodnie z krzywą Laffera) zmniejszaniem się wpływów do budżetu, efektem w ciągu najbliższego dziesięciolecia może być tylko bankructwo.
***
Co więcej, nawet gdyby w najbliższych wyborach parlamentarnych PO została odsunięta od władzy (a prawdę mówiąc, jakoś się na to nie zanosi), to mechanizmów gospodarczych, które nabrały w międzyczasie własnej dynamiki nie da się z dnia na dzień zastopować. Chyba, że... obecna opozycja zjawiłaby się, niczym anioł z niebios, z dopracowanym programem reform i „pełnymi szufladami” ustaw, które z jednej strony ograniczyły by wydatki rządu w skali choćby 5 miliardów zł rocznie, z drugiej zaś – uczyniła by Rzeczpospolitą państwem naprawdę przyjaznym swym obywatelom.
Ale – próżne to marzenia. Póki co, musimy się przygotować do 25% stawki VAT-u, która niechybnie zostanie wprowadzona na przestrzeni najbliższych kilku lat.
Gadający Grzyb
P.S. Gdy plajtowała Grecja, niemieckie tabloidy wypuszczały balony próbne z zapytaniami o możliwość kupna kilku wysepek. Fakt – Grecy mają ich od pyty. Gdy my splajtujemy, co sprzedamy? Wolin? A może Hel z naszą częścią Mierzei Wiślanej w pakiecie? Zapewne znalazłaby się jakaś niemiecko – rosyjska spółka z siedzibą w jakimś podatkowym „neverlandzie” skłonna „rzygnąć” kasą by wesprzeć taką transakcję...
Inne moje notki o podobnej tematyce:
www.niepoprawni.pl/blog/287/gra-pozorow
www.niepoprawni.pl/blog/287/karuzela-podatkowa-czesc-1
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz