Od detente do Okrągłego Stołu.
I. Odprężeniowe złudzenia.
Włodzimierz Bukowski, bodaj w książce „I powraca wiatr” stwierdził, że ilekroć Zachód stawiał na detente („odprężenie”) w relacjach z ZSRR, tylekroć rozzuchwalone miękkością wroga sowieckie władze przykręcały śrubę wewnętrznego terroru. I na odwrót – ilekroć Zachód utwardzał swe stanowisko i kończył z „odwilżą”, zaczynał stanowczo naciskać w kwestii więźniów politycznych, praw obywatelskich, strasząc np. zakręceniem kurka z kredytami, ograniczeniem wymiany gospodarczej itp., każdorazowo skutkowało to względnym poluzowaniem opresyjnych rygorów – następowały zwolnienia z łagrów, psychuszek...
Przypuszczam, że tak nasi, jak i unijni specjaliści od „partnerstwa wschodniego”, poklepywania się po pleckach i pozowania do fotografii, Bukowskiego nie czytali, a jeśli nawet czytali, to rzucili ze wstrętem w kąt, bo to jaskiniowy oszołom, co nie wierzy w putinowską demokrację. W imię „dobrosąsiedzkich stosunków” odwrócili się od Związku Polaków na Białorusi, wykastrowali TV Biełsat, roztoczyli przed Łukaszenką świetlane perspektywy współpracy... A Łukaszenka, całkiem zresztą słusznie, odebrał te wszystkie umizgi jako przejaw słabości i uznał, że skoro i nam i Unii tak na nim zależy, to może przestać zaprzątać sobie głowę pozorami i bez krępacji spałować kogo uzna za stosowne.
W taki oto sposób wszyscy rzekomi „pragmatycy” z gębami pełnymi demokratycznych frazesów wyszli koncertowo na pożytecznych idiotów, których byle sowchozowy dyrektorzyna o mentalności ulicznego cwaniaczka wystrychnął na dudka i wydudkał na strychu. Teraz mogą się srożyć i nadymać - „baćka” odbija pół basa i śmiejąc się w kułak rzuca: „to, co ostatnio Polska zrobiła dla Białorusi, warte jest każdych pieniędzy” .
Faktycznie, drugich takich frajerów ze świecą szukać.
II. Okrągły Stół, głupcze!
Niemniej, mam dla prezydenta Łukaszenki pewną radę, którą chętnie się podzielę – niech skorzysta z polskich doświadczeń, którymi tak się lubimy chwalić i zrobi Okrągły Stół do którego zaprosi sobie kontrolowaną przez białoruskie KGB część opozycji. Niech przybije deal – reglamentowane przekazanie politycznej władzy w zamian za nietykalność dla siebie i możliwość bogacenia się zastrzeżoną wyłącznie dla pretorian z cywilnej i wojskowej bezpieki oraz ich współpracowników wybranych spośród grona „konstruktywnych” „demokratów”. Słodkich pierniczków wszak dla wszystkich nie starczy – rzecz nie od dziś powszechnie wiadoma. Słowem, maksimum profitów plus sława „człowieka honoru”, który pokojowo zrzekł się władzy i w ten sposób po tysiąckroć odkupił swe wcześniejsze przewiny. Zresztą, już tam z pewnością znajdzie się jakiś Michnik, żeby to tubylcom odpowiednio naświetlić we właściwym dziejowym kontekście.
Naiwniakom z opozycji natomiast zostawi się bieżącą polityczną orkę, zwali się na nich społeczne rozczarowanie „wolnością”, jednocześnie umiejętnie ich ze sobą skłócając za pomocą pozostawionych w ich szeregach „aktywów” ludzkich... Co to, Lesiaków własnych nie macie? Niech „demokraci” sobie skaczą do gardeł, niech wyjdą z nich najniższe namiętności, egoizm, żądza zysku i władzy, niech fundują publice gorszące widowisko, którym wytresowane mediodajnie będą epatować widzów 24 godziny na dobę... W krótkim czasie wiarygodność społeczna niedawnych „bojowników o wolność i demokrację” zjedzie do zera, podobnie jak stało się to na początku lat 90-tych w Polsce, zaś całkiem niedawno – na Ukrainie (fiasko „pomarańczowych”).
W efekcie, po kilku latach (góra, po jednej kadencji), „baćka” lub ktoś przez niego namaszczony tryumfalnie i w pełni demokratycznie powróci do władzy. Nie trzeba będzie fałszować wyborów, ani pałować ludzi na ulicach, co tak brzydko wygląda na telewizyjnych ekranach zachodniego świata. Ludzie sami zwrócą mu władzę – bo nie będą mogli patrzeć na „tamtych”.
III. Nieodrobione lekcje.
Podsumowując, o ile nasze „dyplomatołki” z Przystojnym Radziem na czele i jego „polityką piastowską”, tudzież „partnerstwem wschodnim” do spółki z „pragmatycznymi” eurokratami nie odrobili przytoczonej na wstępie lekcji z czasów detente i tym samym kompletnie się skompromitowali, o tyle Łukaszenka nie przemyślał należycie polskich doświadczeń Okrągłego Stołu i jego błogosławionych następstw dla komunistycznego aparatu, jako głównego „beneficjenta przemian”. Jeżeli jednak pozostał na intelektualnym poziomie dyrektora sowchozu, tępego dzierżymordy, wtedy rady na nic i prędzej czy później znajdzie się lepszy cwaniak, który go załatwi, by samemu pójść wskazaną wyżej drogą.
Owszem, wiem, że historyczne analogie nigdy nie pokrywają się w stu procentach, niemniej zasadnicze mechanizmy są wypróbowane – czekają na twórcze rozwinięcie i dopasowaną do miejscowych warunków interpretację.
Jest tylko jeden szkopuł – na ile Łukaszenka kontroluje swoje służby? Od tego bowiem zależy powodzenie całego przedsięwzięcia...
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl