Jeżeli PiS wprowadza „500+”, to mamy do czynienia z nieodpowiedzialnym „rozdawnictwem”. Jeżeli natomiast PO zapowiada, że dołoży od siebie drugie tyle – wówczas jest to „odpowiedzialny” i „pragmatyczny” program.
I. Forum POgrobowe
Mamy kanikułę, w polityce zastój... a nie, wróć – wszak odbyła się konwencja programowa Koalicji Obywatelskiej (PO plus Nowoczesna, plus jakiś lewacki plankton), zatem chyba wypada się nią zająć na zasadzie „z braku laku, dobry i kit”. I właśnie analizą owego kitu wyborczego pozwolę sobie zaprzątnąć Państwa uwagę – bo też jest to ciemnota w typowym platformerskim stylu rodem z czasów Donalda Tuska i słynnego „3x15” mającego uczynić z Polski „drugą Irlandię”. Pamiętamy to jeszcze, prawda? Traf chciał, że zaraz potem za sprawą kryzysu finansowego Irlandia popadła w gigantyczne tarapaty i narracja jakby wystygła – tym bardziej, że i Polska była bliska podzielenia jej losu, bo ośmioletnie rządy PO-PSL zadłużyły nasz kraj na niemal drugie tyle, co wszystkie poprzednie ekipy po 1989 r. razem wzięte, na co nałożyła się gigantyczna dziura podatkowa w ściągalności VAT i CIT, której nie zasypał ani skok na środki z OFE, ani podwyżka VAT. Skończyło się na objęciu Polski unijną procedurą nadmiernego deficytu, a londyński sztukmistrz Rostowski rozpaczliwie wpisywał do budżetu 1,5 mld. zł. przychodów z fotoradarów, żeby chociaż na papierze wszystko się „spinało”. Mimo to, Polacy dwukrotnie dali się uwieść gładkiej gadce Tuska, który czarował elektorat z wdziękiem i wprawą Kalibabki – a potem, niczym wytrawny oszust matrymonialny zwiał do Brukseli, zostawiając całe gruzowisko nieszczęsnej Ewie Kopacz, która mogła w zasadzie już tylko usiąść na kamieni kupie i zapłakać. Dziś Tusk jakby stracił na atrakcyjności i wywołuje dreszcze ekscytacji jedynie wśród owładniętych syndromem sztokholmskim najbardziej zaślepionych akolitów obozu III RP.
To pokrótce zarysowane tło historyczne jest niezbędne dla właściwego odczytania nowego programu wyborczego Platformy z przystawkami. Mamy bowiem powrót do tego samego – tyle, że zamiast teflonowego Tuska z jego najlepszych lat, obietnice wygłasza toporny Grzegorz Schetyna, co już na samym starcie jest zabójcze dla ich wiarygodności i przydaje propozycjom walor niezamierzonej autoparodii. Na dodatek, Schetyna z kamienną twarzą Bustera Keatona postanowił wejść w prosocjalne buty Jarosława Kaczyńskiego i przebić jego „piątkę” własną „szóstką”, co znów ociera się o satyrę i kabaret. Nie dziwi zatem, że nawet członkowie jego własnej partii nie mogli na Twitterze dojść do ładu, czy uczestniczą w „Forum Programowym”, czy też „Forum POgromowym” lub zgoła „POgrobowym”.
II. „Odpowiedzialność” kontra „populizm”
No dobrze, co zatem tam mamy? Na pierwszy ogień poszły „związki partnerskie”, czyli stary, poczciwy konkubinat – do pewnego momentu praktykowany zupełnie jawnie w kręgach arystokratycznych, by następnie, po odbiciu historycznego wahadła, stać się domeną marginesu społecznego i wszelkiej patologii, czego dowodzą kroniki kryminalne utrzymane w stylu „konkubent Zdzisław Z. podczas alkoholowej libacji ugodził ośmiokrotnie nożem swą konkubentkę Barbarę W.” itd. Dziś, jak widzimy, owa forma współżycia wraca do łask za sprawą nowej, lewicowo-liberalnej lumpen-arystokracji z pretensjami do urządzania świata i przeorania norm społecznych – m.in. za sprawą sodomitów robiących w tym dziejowym rozdaniu za taran i lemiesz postępu. Jednak na miejscu ciotek (a wręcz „ciot”) rewolucji tak bardzo bym się do obietnic pana Grzegorza nie przywiązywał, bowiem jeszcze w piątek twierdził stanowczo, że o żadnych „związkach partnerskich” nie ma mowy, by w sobotę ogłosić, że jak najbardziej będą - i nikt nie może zagwarantować, co w tej materii stwierdzi za tydzień, o jesieni nie wspominając.
To jest zresztą zadziwiające, jak oni uporczywie odmawiają uczenia się na błędach w imię forsowania swojego „ideolo”. Po wyborach do europarlamentu odmiennym stanem świadomości spektakularnie błysnął Sławomir Neumann, mówiąc, iż KE wygrałaby w każdym kraju poza Polską i Węgrami. To jest wyższa forma surrealizmu – startować w Polsce i profilować kampanię, jakby była to Holandia. Teraz, jak widzimy, brną w powtórkę, w czym wyczuwam wkład intelektualny pani Barbary Nowackiej.
Ale legalizacja konkubinatu to dopiero aperitif. Prawdziwa jazda zaczyna się przy kwestiach socjalnych. Oto każdy, kto zarabia mniej niż 4,5 tys. zł. brutto (dwukrotność płacy minimalnej) ma otrzymać od państwa specjalne dopłaty do pensji (dla zarabiających najniższą krajową byłoby to 500 zł.), a do tego minimalne wynagrodzenie ma ustawowo wynosić połowę średniej krajowej, co miałoby podnieść najniższe płace nawet o 600 zł. Ponadto narzuty na płace (PIT, ZUS, NFZ) mają zostać zredukowane do 35 proc. wynagrodzenia, a osoby do 25 roku życia rozpoczynające działalność gospodarczą zostaną w ogóle zwolnione od składek na ZUS i NFZ. Aha, no i jeszcze 13 emerytura ma być na stałe.
Teraz zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie, że coś takiego proponuje PiS. Jakie byłyby reakcje? „Rozdawnictwo!”, „populizm!”, „przekupstwo!”, „korupcja polityczna!”, „grecki scenariusz!”, „bankructwo!”, „druga Wenezuela!”. Ja, szczerze mówiąc, nie podejmuję się nawet z grubsza wyliczyć, ile to będzie kosztowało, ale czuję się o tyle usprawiedliwiony, że „eksperci” Platformy na czele z prof. Rzońcą (związanym z Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza) również nie podają kosztów ani źródeł finansowania. Nota bene, owe dopłaty do pensji obejmą jedynie osoby na etacie, więc cała rzesza zatrudnianych na śmieciówkach obejdzie się smakiem. Po drugie – dopłaty do niskich wynagrodzeń są jawną zachętą dla pracodawców by zamrozić pensje (bo „państwo” i tak dopłaci), co jest przerzuceniem na ogół podatników części kosztów zatrudnienia. Na takiej samej zasadzie w USA Wal-Mart zamiast podwyższać wynagrodzenia instruuje pracowników, jak efektywnie korzystać z pomocy socjalnej. Natomiast zwolnienie z ZUS i NFZ uruchomi falę wypychania młodych ludzi na fikcyjne samozatrudnienie, co już jest zmorą naszego rynku pracy. W efekcie otrzymamy pogłębienie obecnych patologii.
Ale od czego jest Czerska? Na portalu Gazeta.pl z miejsca „wytłumaczono” czytelnikom, że „opozycja postawiła na odpowiedzialność, a nie populizm” i zamierza „pokonać PiS bez rozdawnictwa”. Czym różni się „odpowiedzialność” od „populizmu”? Proszę się skupić. Jeżeli PiS wprowadza programy społeczne, finansując je w większości z uszczelnienia systemu podatkowego, to mamy do czynienia z nieodpowiedzialnym „rozdawnictwem” dla „patologii” i „nierobów”, co niechybnie doprowadzi do bankructwa w grecko-wenezuelskim stylu. Jeżeli natomiast PO ustami Schetyny zapowiada, że nie tylko niczego z pisowskiego „rozdawnictwa” nie uszczknie, ale jeszcze dołoży od siebie drugie tyle (w tym 13-tą emeryturę na stałe) – wówczas jest to „odpowiedzialny” i „pragmatyczny” program. W tym momencie nawet nie ma sensu pytać, w jaki sposób PO ma zamiar naprawić służbę zdrowia i skrócić oczekiwanie do specjalisty do 21 dni, a czas przyjęcia na SOR-ach do 60 minut. Zresztą, pytanie takie zadał posłowi Brejzie dziennikarz „Wirtualnej Polski” i został w dość obcesowym tonie odesłany... do obecnego ministra zdrowia z PiS-u, który jako żywo takich farmazonów nie obiecywał. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy jeszcze plan całkowitej „dekarbonizacji” Polski do 2040 r. - niemieckie koncerny „wiatrakowe” już ostrzą sobie zęby.
III. Prawdziwy program – po wyborach!
No dobrze, dajmy już spokój tym gruszkom na wierzbie, jak bowiem w przeddzień „Forum POgrobowego” przyznał Grzegorz Schetyna, „czas na pokazanie programu przyjdzie po wyborach”. I słuszna jego racja, gdyż prawdziwy, taki „najmojszy” program ugrupowania poznajemy wtedy, gdy to ugrupowanie zaczyna rządzić - to jest kluczowy „stress test”, bo wcześniej jest to, umówmy się, konkurs piękności połączony z ruletką. Na szczęście, mamy już skalę porównawczą: widzieliśmy i doświadczyliśmy na własnej skórze rządów Platformy z „Peezelem” - i wiemy też, jak od blisko czterech lat rządzi PiS. Co ja tu się będę dłużej wymądrzał - wybór jest chyba oczywisty, prawda?
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 29 (19-25.07.2019)