piątek, 16 sierpnia 2013

Gra kredytem

Banki, napędzając koniunkturę na kredyty walutowe, z premedytacją zakładały na klientów pułapkę.

I. „Narzędzie spekulacyjne”

Przez media przemknęła informacja o tym, że sądy w Hiszpanii i Chorwacji uznały za niedopuszczalną dotychczasową formułę kredytów hipotecznych zaciąganych w zagranicznych walutach (głównie w popularnych i u nas frankach szwajcarskich). Ba – sąd hiszpański stwierdził nawet, iż jest to „narzędzie spekulacyjne”. W efekcie, banki muszą przewalutować kredyty na pieniądz miejscowy po kursie z dnia zawarcia umowy (Chorwacja), albo umożliwić klientom spłatę jedynie pierwotnej kwoty kredytu w euro (Hiszpania). Powodem było m.in. niedostateczne poinformowanie przez banki klientów o zagrożeniach płynących z ryzyka kursowego oraz mało transparentne zmiany kosztów kredytu. Nieco wcześniej podobne działania podjął rząd węgierski – Viktor Orban najpierw zmusił banki do zaakceptowania jednorazowych spłat kredytów po urzędowym kursie niższym o ok. 30% od rynkowego, ostatnio zaś zapowiedział likwidację w ciągu kilku lat możliwości udzielania kredytów hipotecznych w obcych walutach.

Liberalny ortodoks mógłby się tu obruszyć na niedopuszczalną ingerencję w dobrowolnie zawarte umowy - w myśl rzymskiej maksymy „chcącemu nie dzieje się krzywda”. Jeszcze niedawno może sam zareagowałbym podobnie. Tak się jednak składa, że jestem w trakcie lektury książki Song Hongbinga „Wojna o pieniądz. Prawdziwe źródła kryzysów finansowych” (którą chciałbym przy okazji serdecznie polecić), w której chiński analityk finansowy strona po stronie unaocznia nam jak niewiele wspólnego z liberalną doktryną ma działalność kolejnych pokoleń bankierów – począwszy od powstania Banku Anglii z koncepcją emisji pieniądza jako długu rządowego pod zastaw przyszłych podatków. Lektura wspomnianej książki dość skutecznie odziera ze złudzeń, toteż nie mam wątpliwości, że banki napędzając koniunkturę na kredyty walutowe całkowicie świadomie zakładały na klientów pułapkę, z góry wiedząc, że kurs franka będzie stopniowo się zmieniał na niekorzyść kredytobiorców.

II. Jednostronny hazard

Kredyty walutowe można by określić jako zakład – klient przyjmuje, że kurs np. franka szwajcarskiego będzie grał na jego korzyść, bank natomiast, ma się rozumieć – odwrotnie. Tyle, że w rzeczywistości nie ma to nic wspólnego z uczciwym hazardem, gdzie obie strony startują z identycznymi losowo szansami. Tak się bowiem składa, że kreacją pieniądza, stopami procentowymi, napędzaniem koniunktur kredytowych i co za tym idzie – kondycją poszczególnych walut, zajmują się banki właśnie. Tu klient stoi na z góry straconej pozycji, niczym żółtodziób siadający do stolika z wytrawnym szulerem.

Dla przykładu – w Chorwacji, w szczycie boomu kredytowego, za franka trzeba było zapłacić 4-4,5 kuny, obecnie ok. 6 kun. W Polsce, w lipcu 2008 frank oscylował wokół 2 PLN, obecnie ok. 3,42. Niedawno zaś „GW” doniosła, iż rata kredytu we frankach zaciągniętego w 2008 przebiła ratę analogicznego kredytu złotówkowego. Generalnie, na przestrzeni ostatnich lat koszta pożyczki walutowej podniosły się o kilkadziesiąt procent. U nas ze spłacalnością kredytów hipotecznych nie jest jeszcze najgorzej, choć Polacy zadłużeni są po uszy, ale już na Węgrzech problemy ze spłatą długu we frankach ma co trzeci kredytobiorca. Zresztą, i w Polsce może być różnie, bo wzrost zadłużenia państwa to prosta droga do dewaluacji złotówki, a wtedy koszta kredytów walutowych wzrosną jeszcze bardziej.

III. Kredyt walutowy jako „gotowanie żaby”

Na powyższe nakłada się jeszcze aspekt polityczno-postkolonialny. Otóż, jak twierdzi Janusz Szewczak, banki z centralami we Francji, Niemczech i Wlk. Brytanii chętnie udzielały kredytów walutowych w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, natomiast u siebie – już nie. Czyli można podejrzewać, iż mamy do czynienia z zaplanowanym drenażem i transferem kapitału z gospodarek peryferyjnych do centrum. A jest się o co bić, gdyż na skutek orzeczenia chorwackiego sądu, w samej tylko Chorwacji banki mogą stracić ok 1 mld euro. Ile zyskały na walutowym procederze w innych krajach? Nic dziwnego, że się odwołują, bo z ich punktu widzenia może to być szkodliwy precedens.

Oczywiście, można twierdzić, że przecież kredyty walutowe tak czy inaczej były do tej pory bardziej korzystne, niż te zaciągane w pieniądzu lokalnym – głównie na skutek niższego oprocentowania. Coś jednak każe mi podejrzewać, zważywszy na podobny rozwój sytuacji w wielu krajach (Polska, Węgry, Chorwacja, Hiszpania), że banki celowo grały na zniechęcenie klientów do kredytów w walutach narodowych, stawiając zaporowe warunki i naganiając ich do kredytów frankowych – by następnie, metodą „gotowania żaby” w długookresowej perspektywie tak zmieniać kurs, by ostatecznie wyciągnąć więcej, niż uzyskałyby z pożyczek hipotecznych np. w złotówkach. A pamiętać należy, że kredyty hipoteczne zaciąga się często na dziesięciolecia.

I na zakończenie. Kredyt to życiodajny tlen dla bankowości. Bez pożyczek banki nie zarabiają. Warto się zatem zastanowić, czy gdyby kredyty w walutach obcych były zabronione, to banki wciąż piętrzyłyby trudności przed kredytami w miejscowej walucie – nie obarczonej „ryzykiem kursowym”, które to „ryzyko”, jak się okazuje, ponosi na koniec wyłącznie klient. Spoglądajmy zatem z uwagą na Węgry i poczynania Viktora Orbana w jego zmaganiach z banksterską międzynarodówką.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

2 komentarze:

  1. jestem zdania że najlepiej jak najdalej od kredytów i bedzie dobrze

    OdpowiedzUsuń
  2. Bank zawsze będzie dążył do tego, by finalnie na kliencie zarobić – jak atrakcyjne nie byłyby oferty kredytów walutowych czy coraz to wymyślniejszych lokat, finalnie to bank zarobi, a klient straci (bądź, w przypadku lokat, zarobi znacznie mniej, niż mu się wydawało). Przed podpisaniem jakiejkolwiek umowy – szczególnie kredytu hipotecznego na kilka dekad – warto dokładnie rozważyć wszystkie za i przeciw – a od kredytów walutowych trzymać się możliwie daleko. Jeśli szybko potrzebujemy dodatkowego zastrzyku gotówki, to dobrym rozwiązaniem jest skorzystanie z darmowej chwilówki, pamiętać jednak należy by spłacić ją w wyznaczonym terminie – wówczas nie poniesiemy żadnych dodatkowych kosztów.

    OdpowiedzUsuń