poniedziałek, 21 grudnia 2009

Kurewski kraj.


Garść wydarzeń z ostatniego miesiąca…

Grzegorza Przemyka nikt nie zabił. To znaczy, ktoś tam zabił, ale się przedawniło, gdyż w ocenie niezawisłego sądu, nie była to zbrodnia komunistyczna.

Generał Jaruzelski jeździ od studia do studia, wyjaśniając w jakiej był rozterce wprowadzając stan wojenny. Podobno zły stan zdrowia nie pozwala mu zbyt długo przebywać w sali sądowej.

Rocznica masakry na Wybrzeżu (17.12.1970) przeszła bez echa. Większość narodu nie wie, co tak naprawdę się stało. Krzyże sprzed stoczni należy czym prędzej opierdolić jako gratis w pakiecie do sprzedawanego majątku. Nie będą psuły laickiej przestrzeni publicznej, tudzież samopoczucia władzy i turystów.

Rząd planuje przepisy umożliwiające inwigilację internautów i użytkowników telefonów komórkowych bez zgody sądu. A co, nie wolno? Ktoś ośmieli się poskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego? Jakoś nie widzę…

Finiszuje pakt z Kremlem, uzależniający nas od dostaw gazu do 2037 roku. Przyjaciele Moskale niechybnie dostarczą nam błękitnego paliwa w takiej ilości, byśmy nie musieli zaprzątać sobie lechickich głów fanaberiami – dywersyfikacją, na ten przykład.

Mamy rekordowo zadłużony budżet – wedle kreatywnej księgowości „sztukmistrza z Londynu” – Rostowskiego, w 2010 deficyt wyniesie ponad 50 mld. Realnie, deficyt całego sektora publicznego będzie oscylował na granicy 80 - 90 mld.

Nie mamy armii. Na jednego dowódcę przypada 1,3 szeregowego.

Senator wciągnął prochy i ubrał się w sukienkę. Też mi nowina. Medialni Katoni roztkliwiają się nad „niszczonym przez media” autorytetem moralnym. Gdzie byli, gdy niszczono w podobny sposób marszałka Kerna? Gdzie byli, gdy niedawno usiłowano skompromitować za pomocą wyssanych z palca sensacji Janusza Kurtykę i Katarzyną Hejke? Ale tamci byli z niewłaściwego towarzystwa…

Rozmawiamy ze światem w kwestii globalnego ocieplenia. Rząd ma podpisać coś, co niewątpliwie będzie naszym wspólnym sukcesem. Na samą myśl o wspólnym sukcesie portfel mi chudnie i żałośnie jęczy w kieszeni.

Od Zaduszek atakuje mnie czerwony, opasły staruch, przebrany za krasnoludka. Podobno zapowiada jakieś święta i chce, bym coś kupował. Nie znam gościa, więc mu nie odpowiadam.

Popaprany kolekcjoner kości zamówił robótkę, którą wykonano bezbłędnie – „Arbeit Macht Frei” zniknął z oświęcimskiej bramy. Monitoring był pozorowany, tzn. kamera była, ale bez możliwości zapisu. Bo to za drogo. I sprawcy doskonale o tym wiedzieli. Poznamy zleceniodawcę? Jasne…

Ale praca również nas może uczynić wolnymi. Nie będzie emerytur. Jak chcesz – tyraj do siedemdziesiątki, albo - pókiś młody, spierdalaj jak najdalej. Bądź wolny. Może ci się poszczęści.

Generał Kiszczak został oskarżony przez pion śledczy IPN o jakieś matactwa. Podobno chodzi o niejakiego Przemyka Grzegorza, młodocianego awanturnika zresztą, który zmarł dawno temu. Do czego to doszło z tym ipeenem - niedorżnięte watahy atakują starych, schorowanych ludzi. Obraza Boska. Niechybnie, wnet zaczną strzelać zza węgła.

Ale nic straconego. Kochany rząd pichci nową ustawę o IPN, która zrobi z watahami porządek. Nie będą szargać autorytetów.

Opasły staruch znów mnie zaatakował. Tym razem, bezwzględnie mam coś kupić, albo jego kumpel, niejaki Rudolf, zdefasonuje mi gębę swoim porożem. Idą święta.

Były „tewuś” (TW „Henryk”) został Prymasem (abp. Michalik). I, zapewne, w wigilijny wieczór ogłosi swe orędzie w publicznej telewizji. Będzie wzniośle i podniośle. Jak mniemam, wkrótce doczekamy się interrexa w postaci abp. Wielgusa (TW „Adam”, „Grey”)…

A naród to wszystko łyka bez popitki.

Co za kurewski kraj, jak rany…

Gadający Grzyb

niedziela, 20 grudnia 2009

Ekologia kontra ekologizm.


Ekologiści traktują ochronę środowiska naturalnego w sposób instrumentalny, jako pretekst do globalnej przebudowy stosunków społeczno – gospodarczych.

1) Sen.

Miałem kiedyś sen, tak intensywny i plastyczny, że pamiętam go do tej pory.

Zdewastowany świat przyszłości rodem z katastroficznej fantastyki. Wraz z grupą znajomych żyjemy w walących się betonowych blokowiskach. Brud, nędza; gruzowisko będące niegdyś wielkim miastem. Ale, niedaleko od miejsca naszej wegetacji, rozciąga się połać kusząco zielonego lasu, otoczonego wysokim płotem, zabezpieczonym u góry kłębami drutu kolczastego. Wstęp surowo wzbroniony. Jest to, jak nam mówią, obszar rekultywacji – władze w pocie czoła usiłują odtworzyć naturalne środowisko, by stworzyć potomności godziwe warunki życia na ponurej, wyniszczonej planecie.

Jednak, pewnego dnia, ciekawość bierze górę. Przełazimy przez ogrodzenie, tniemy drut kolczasty. Wokół morze zieleni. Biegniemy wśród drzew, ciesząc się jak dzieci. Nagle las się urywa. Otwiera się przed nami wielka polana, na której pyszni się osiedle wspaniałych, eleganckich willi. Inny świat. My, zgraja półdzikich obdartusów, stajemy oniemiali. Więc to tak żyją sobie nasi władcy… I olśnienie: niczego nie trzeba „rekultywować”. Trzymają nas w getcie, bo tak wygodniej rządzić.

Wtem powietrze przeszywa ryk syren. Po chwili daje się słyszeć ujadanie psów i gwizdki. Policja ekologiczna! Rzucamy się do ucieczki. Na próżno. Wyłapują nas, jedno po drugim. Słyszymy zarzut: złamanie prawa ekologicznego, polegające na wtargnięciu na tereny rekultywacyjne. Wprowadzają nas po kolei do jakiegoś bunkra. W końcu przychodzi kolej na mnie. Ciemno. Chłód i wilgoć. Strażnik otwiera ciężkie metalowe drzwi. Wchodzimy do dużej, słabo oświetlonej sali. W półmroku kołyszą się na stryczkach ciała mych współtowarzyszy.

Przejmujący strach oblewa mnie jak kubeł lodowatej wody. Szarpię się w tył, lecz Strażnicy Przyrody trzymają mocno. Wpychają mnie na krzesło, ktoś zakłada mi pętlę na szyję. Czuję na skórze każdy splot solidnego, grubego sznura. Potworne uczucie, suchość w ustach, paraliżująca panika. Ktoś wykopuje krzesło spod nóg, natychmiastowe odcięcie tlenu, czerwień przed oczami…

Budzę się, chwytając łapczywie powietrze.

2) Jawa.

Proszę darować ten nieco ekshibicjonistyczny wstęp, ale opisany sen przypomina mi się za każdym razem, gdy słyszę o kolejnych, coraz bardziej szalonych żądaniach ekologistów. Właśnie – ekologistów, nie ekologów, między tymi pojęciami istnieje bowiem zasadnicza różnica.

a) Ekolodzy i ekologiści.

W telegraficznym skrócie, ekolog jest osobą, której leży na sercu dobro przyrody i która działa na jej rzecz zgodnie z aktualnym stanem wiedzy i, co może ważniejsze – zdrowym rozsądkiem. Ekologista natomiast traktuje ochronę środowiska naturalnego w sposób instrumentalny, jako pretekst do globalnej przebudowy stosunków społeczno – gospodarczych. Co za tym idzie, o ile ekologia jest nauką o przyrodzie i współzależnościach, tudzież procesach, które w niej zachodzą, o tyle ekologizm jest ideologią mającą na celu przebudowę świata zgodnie z lewicową dogmatyką – szczególnie zaś zmianę w stosunkach międzyludzkich, relacjach władza – obywatel, poddanie procesów społecznych i gospodarczych wszechogarniającej kontroli w duchu kolektywistycznej urawniłowki.

Słowem, ekologizm jest kolejną odsłoną antywolnościowej, totalniackiej z ducha Antycywilizacji Postępu.

Nie przeszkadza to oczywiście podczepić się pod ową ideologię różnej maści pożytecznym idiotom szczerze wierzącym w swe posłannictwo, konformistom podążającym za każdą dominującą aktualnie modą, czy cwanym kanaliom węszącym w ekologizmie okazję do zrobienia łatwych pieniędzy (Al Gore). Całe to wymieszane stado napędza za pomocą mediów ogłupiającą ogólnoświatową histerię, za którą, chcąc nie chcąc, podążają politycy – jedni by nie stracić dobrej prasy i uniknąć napiętnowania, inni – widząc w owym pędzie okazję do poszerzenia zakresu swej władzy. Samonapędzający się terror intelektualny. Nieliczne wyjątki, jak Vaclav Klaus, skazane są na polityczno – medialny ostracyzm.

b) Zdrowy rozsądek i kindersztuba.

Nie znaczy to, że problem ochrony środowiska nie istnieje. Każdy normalnie myślący człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że należy oczyszczać ścieki, że fabryki nie powinny spuszczać zanieczyszczeń bezpośrednio do rzek, że nie można uwalniać toksycznych wyziewów do atmosfery bez uprzedniej filtracji, że należy utylizować odpadki. Każdy kto pamięta mętne szamba, jakimi były polskie rzeki zatrute peerelowskim przemysłem, każdy kto widział zniszczone sudeckie lasy, każdy kto wdychał powietrze przemysłowych dzielnic, pewnie się z tym zgodzi. I to są normalne, ekologiczne działania, podyktowane zdrowym rozsądkiem, który każe nam dbać o swoje otoczenie.

Nie od rzeczy będzie też wspomnieć o dobrym wychowaniu, staroświeckiej kindersztubie, która nas uczy, by nie śmiecić. Mało co denerwuje mnie tak, jak widok dzikiego wysypiska w lesie (co rusz napotykam takowe podczas grzybobrań), czy puste butelki i papiery na górskim szlaku. Zadziwiające, zwłaszcza, gdy skonfrontować to z zalewem eko-propagandy, dudniącej od rana do nocy w rozlicznych przekaziorach.

A może nie takie znów zadziwiające? Problem w tym, że ludziska faszerowani na co dzień eko-propagandą i wiarą w globalne ocieplenie, nie przyswoili w swoim czasie odpowiednich wzorców i dlatego, zamiast płacić za wywóz śmieci ze swych posesji, wolą wyrzucić je w lesie. Zamiast płacić za opróżnienie szamba, murują je tylko do pewnego miejsca w głąb, by część fekaliów „samoistnie” wsiąkała w glebę i do wód gruntowych, lub opróżniają je po kryjomu do rowu. I bynajmniej, nie są to jacyś „ciemni chłopi”. Oto skutki zaniku elementarnej kindersztuby.

Na zdrowy rozum wydawałoby się, że to wtórne barbarzyństwo, że tych ludzi trzeba na nowo wychować. Ale, „wiedzący lepiej” nie po to trudzili się przez większość ubiegłego stulecia nad zniszczeniem tradycyjnego wychowania, by teraz je przywracać - Boże broń! Celowo stworzoną próżnię aksjologiczną zapełniają pracowicie własnym tworem - społeczną antypedagogiką postępu, tutaj występującą pod płaszczykiem ideologii ekologizmu. Na tym polega ich „misja” i postępowa reedukacja. Tę tematykę opisałem wcześniej dość obszernie: http://www.niepoprawni.pl/blog/287/kindersztuba-vs-antypedagogika-postepu

c)Zielony totalitaryzm.

Do czego opisana eko-indoktrynacja jest potrzebna? Ano, do wspomnianej wyżej przebudowy świata. Jeżeli np. teza o globalnym ociepleniu zostanie (przy społecznym poklasku) usankcjonowana prawnie i podniesiona do rangi niepodważalnego dogmatu, w ręce ekologistów (działaczy różnych Greenpeace’ow, polityków i zideologizowanej biurokracji) trafi gigantyczna władza i fundusze. Zniknie gospodarka taka, jaką znamy, zastąpiona jakimś globalnym systemem nakazowo – rozdzielczym, gdzie nośnikiem bogactwa stanie się dystrybucja kwot CO2. Zamiast „niewidzialnej ręki rynku”, będzie „niewidzialna waluta” rozdzielana przez ogólnoświatowych redystrybutorów, pożądana bardziej niż dziś ropa i gaz razem wzięte.

Władza uzyska prawo kształtowania życia i postaw obywateli w nieporównywalnym do dzisiejszego rozmiarze. Obywatel (trafniej byłoby rzec – państwowy niewolnik) będzie kontrolowany na każdym kroku – od sortowania własnych śmieci, po obligatoryjne korzystanie z „energooszczędnych technologii”. Od żarówek, przez „ekologiczną” żywność, po samochody i kontrolę urodzin, by ludzie nie wydychali za dużo dwutlenku węgla.

Nieprzypadkowo solą w oku ekologistów jest energia atomowa, nieprzypadkowo też przejawiają zadziwiającą powściągliwość w kwestii geotermii. Choć czyste i wydajne, oba źródła energii mają bowiem z ich punktu widzenia podstawową wadę: uniezależniają tych, którzy winni być poddani nadzorowi i umożliwiają dynamiczny rozwój gospodarki. Ekologiści zaś chcą, by rozwój był „zrównoważony” (czytaj – wyhamowany). Tego zaś nie da się osiągnąć bez permanentnej kontroli.

Dlatego za wszelką cenę i wszelkimi sposobami należy zagłuszać i deprecjonować głosy klimatycznych „negacjonistów”, promować zaś skrajnie kosztowne i niewydajne rozwiązania. Prawda, nieprawda – grunt, że teoria „globalnego ocieplenia” służy naszym celom. Przypomnę jeszcze raz - ekologiści traktują ochronę środowiska naturalnego w sposób instrumentalny, jako pretekst do globalnej przebudowy stosunków społeczno – gospodarczych.

d) Władza nad eko - Utopią.

Używając analogii do opisywanego na wstępie snu – toczy się gra o to, kto zamieszka w ekskluzywnym willowym osiedlu, a kto będzie wegetował w slumsach. Do tego bowiem doprowadzi spełnienie rujnujących gospodarczo ekologistycznych postulatów. Podporządkowanie się tym żądaniom sprowadzi na naszą cywilizację zagładę o wiele pewniej, niż zatrucie środowiska, wybuch nuklearny, mityczne „globalne ocieplenie”, równie mityczne „przeludnienie”, tudzież inne globalne klęski wieszczone przez ekofanatyków, jeżeli pozwoli się ludzkości na „niekontrolowany rozwój”. A gdy doprowadzimy się już do ruiny, wówczas oni - światli i rozumni, zajmą się urządzaniem świata („nowego i wspaniałego”, oczywiście). Świata, który sami uprzednio, świadomie i celowo, zdewastowali.

Zakończenie.

Szczyt klimatyczny w Kopenhadze zakończył się, na całe szczęście, przyjęciem niewiążącej deklaracji. Instynkt samozachowawczy chwilowo wziął górę. Nie łudźmy się jednak – to zaledwie odroczenie wyroku na wolność, gospodarkę i zdrowy rozsądek. Ekologiści prędzej czy później dopną swego.

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

P.S. Ekologia (gr. oíkos + lógos = dom + nauka) – nauka o strukturze i funkcjonowaniu przyrody, zajmująca się badaniem oddziaływań pomiędzy organizmami a ich środowiskiem oraz wzajemnie między tymi organizmami. (Wikipedia)

P.S.2
Inne teksty „ideowo - cywilizacyjne”:

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/humanistyczne-homozaslubiny http://www.niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu-cz-2

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu-cz-3

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/wypisy-z-antycywilizacji-postepu-ap-odc-1

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/kaplani-w-togach-przyczynek-do-antycywilizacji-postepu-odc2

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/irracjonalni-racjonalisci

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/talibowie-laicyzmu

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/racjonalizm-po-sadursku

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/geje-kontra-homoseksualisci

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/mala-analiza-ideologii-tolerancjonizmu

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/kindersztuba-vs-antypedagogika-postepu

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/gdy-cezar-siega-po-boskie%E2%80%A6

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/pokolenie-gownojadow%E2%80%A6

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Boicot, o muerte!


PiS powinien ogłosić bojkot „komisji hazardowej”.

Bojkot nr 1.


Swojego czasu (lipiec 2008) PiS wpadł na pomysł świetnego zagrania, jakim był bojkot mediów należących do ITI, z TVN i TVN24 na czele. Pamiętam, że kibicowałem temu posunięciu, bo chamstwo i stronniczość wylewające się niczym przepełnione szambo z ekranów walterowskich mediodajni, przekraczały wszelkie granice.

Co ciekawe, ów bojkot nie wpłynął w najmniejszym stopniu na sondażowe wyniki partii – PiS utrzymywał stabilne poparcie, zbliżone do wyniku, jaki ostatecznie osiągnął w wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2009. Natomiast patrzenie na coraz gorzej skrywaną wściekłość walterowskich funkcjonariuszy medialnych, gdy programy publicystyczne rozłaziły im się w szwach na skutek braku przedstawicieli jednej z głównych politycznych opcji – o, to było bezcenne… O dodatkową furię przyprawiały ich wspomniane sondaże, wyraźnie pokazujące, że wszechwładza „słusznych” mediów w kształtowaniu wyborczych sympatii elektoratu ma swoje granice.

Dlatego, kiedy po ok. pół roku (styczeń 2009) bojkot odwołano, byłem rozczarowany i uznałem to za błąd. TVN swojego nastawienia nie zmienił – jak łgał i manipulował, tak łże i manipuluje nadal, tyle, że politycy PiSu firmują poniekąd te łgarstwa własnymi twarzami. Na sondaże, co było do przewidzenia, zaprzestanie ignorowania tefałenowskich kamer też nie miało wpływu.

Najwyraźniej w PiSie ciśnienie na szkło było zbyt wielkie i nawet „żelaznoręki” Jarosław Kaczyński musiał się w końcu ugiąć. „Syndrom odstawienia” najwyraźniej dotyczy nie tylko alkoholików, lecz również polityków uzależnionych od brylowania przed obiektywami. Nawet za cenę złośliwego wykoślawienia, tudzież ośmieszenia ich poglądów w procesie redakcyjnej obróbki.

Bojkot nr 2?

Dlaczego odgrzewam tamtą historię? Ano dlatego, iż dziś mamy do czynienia z podobną sytuacją, tyle że dotyczącą sejmowej komisji „hazardowej”. Himalaje arogancji na jakie wspięła się Platforma, wyrzucając pod byle pretekstem z komisji Beatę Kempę i Zbigniewa Wassermanna daje idealny i co ważniejsze, w pełni czytelny dla opinii publicznej powód, by Prawo i Sprawiedliwość zbojkotowało prace tej komisji.

Platforma, rugując ze wzmiankowanego ciała przedstawicieli największej siły opozycyjnej, popełniła jeden z nielicznych pijarowskich błędów. Nawet sprzyjające PO mediodajnie musiały, acz z niechęcią, to przyznać. Odbiór społeczny akcji też był nieprzychylny i spóźnione próby ratowania sytuacji przez Donalda Tuska („dowiedziałem się z mediów”, „nie wiedziałem” itp.) nie przyniosły pożądanego rezultatu.

Teraz Prawo i Sprawiedliwość ma okazję negatywne dla Platformy społeczne wrażenie wzmocnić. Powinno zrobić to teraz, jak najszybciej, póki efekt bezprecedensowej decyzji jest jeszcze świeży i „nierozmydlony”.

W przeciwieństwie do wielu innych posunięć PiSu, ten krok dla opinii publicznej byłby jak najbardziej zrozumiały. Przekaz klarowny, że bardziej nie można: „Chcecie robić z komisji farsę? Proszę bardzo, ale bez nas!”. Wzmogło by to u odbiorców przekonanie, że PO chce coś ukryć, zachachmęcić, że czuje się bezkarna. Że ma gdzieś wyborców, bo w swej arogancji i tupecie jest przekonana, że i tak będzie miała ich poparcie. A wyborcy takiej postawy nie lubią, oj nie lubią…

Przestrogi i obawy.

Mam jednak kilka obaw, które po części wiążą się z historią omawianego na wstępie bojkotu TVN.

Czy politycy PiS będą w stanie „dać sobie na wstrzymanie” i oprą się pokusie lansu przed kamerami? Taki „lansik” jest nader złudny, już lepiej usadowić się w „loży szyderców”, ale „aktorzy sceny politycznej” mają to do siebie, że na widok świateł i mikrofonów zbyt często miękną w kolanach niczym wyposzczone primabaleriny i dostają małpiego rozumu. Efekt „parcia na szkło”, który pogrzebał sprawę poprzedniego bojkotu, może znów dać znać o sobie. Gdyby obrady nie szły na żywo, to może jeszcze, ale tak… Jarosław Kaczyński powinien być tu nieugięty. Pytanie, czy podziela tę koncepcję.

Póki co, Jarosław Kaczyński zdaje się stać na stanowisku, że albo Wassermann i Kempa wrócą do komisji, albo… No właśnie, jeśli jest to przygrywka do bojkotu (scenariusz typu: „- Acha, chcecie wybierać sobie śledczych z opozycji? Niedoczekanie!”), to z Bogiem sprawa. Jeżeli Kaczyński kalkuluje w ten sposób, mogłoby to wręcz zwiększyć efekt wyjścia z komisji.

Możliwe jednak, że PiS zgodzi się na inne warianty:

1) Posłowie Wassermann i Kempa są „przeczołgani” podczas przesłuchania przez „PeOwców”, następnie zaś wracają do składu, ale już z odium społecznego wrażenia, że też są w hazardowe sprawki „umoczeni”. Będąc w mniejszości i tak nic nie zdziałają.

2) Kompletną katastrofą byłoby, gdyby po licznych awanturach (w odpowiednim duchu zrelacjonowanych przez mediodajnie), przesłuchani zostaliby czołowi politycy PiSu, zaś następnie do komisji zostaliby wydelegowani jacyś „akceptowalni” z punktu widzenia PO posłowie.

Zarówno pierwszy, jak i drugi z powyższych scenariuszy alternatywnych jest gwarancją, iż „cały pogrzeb na nic”. Zważywszy na skrajnie rozdęty zakres prac komisji (przypomnę tu pełną nazwę: „Komisja śledcza do zbadania sprawy przebiegu procesu legislacyjnego ustaw nowelizujących ustawę z dnia 29 lipca 1992 o grach i zakładach wzajemnych”) i szybki termin ich zakończenia (luty 2010), u tzw. „przeciętnego odbiorcy” powstałoby wrażenie, że awanturnicy z PiSu znów wszczęli polityczną burdę, sami zaś mają brud pod paznokciami.

A wszystkie te komisje, panie kochany, to tylko bicie piany i kłótnie – jeden wart drugiego.

Wedle którego scenariusza pogra PiS? Obym znów się nie rozczarował…

Gadający Grzyb

P.S. Wiem, że w rocznicę 13-go Grudnia roku pamiętnego wypadałoby napisać coś o stanie wojennym, ale to co mam na ten temat do powiedzenia „od siebie”, wyartykułowałem rok temu. www.niepoprawni.pl/blog/287/rozwazania-na-temat-konsekwencji-wiadomego-stanu

Powiedzmy, że dziś, dla odmiany, przejąłem się hasłem, by „patrzeć w przyszłość”. Więc patrzę. W tę najbliższą, na początek.

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

sobota, 12 grudnia 2009

Humanistyczne homozaślubiny.


To co dziś wydaje się marginalną aberracją, jutro może stać się obowiązującym prawem.

Ateistyczny sakrament.

Moi ulubieńcy z Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, o których działalności od czasu do czasu donoszę, wszelkimi siłami udowadniają tezę, że „racjonalizm” w ich wydaniu jest nowym rodzajem świeckiej religii z obrzędowością, kapłanami i całą resztą sztafażu, sakramentów nie wyłączając. Owi „osobiści nieprzyjaciele Pana Boga” od jakiegoś czasu kultywują ceremonie nazywane przez nich „ślubami humanistycznymi”, będące groteskową parodią ślubów tradycyjnych.

Ostatnio „zaślubiono” sobie w ten sposób parkę homosiów. Ceremonia odbyła się 5 grudnia podczas V Festiwalu Racjonalistycznego. Jak dowiadujemy się z portalu racjonalista.pl, nie była to pierwsza tego typu uroczystość: ślubów tych PSR udziela od 2007 roku, niezależnie od seksualnej orientacji; w 2008 po raz pierwszy z tej formy skorzystała para lesbijek, zaś rezerwacje ponoć sięgają roku 2011. „Śluby humanistyczne są najdynamiczniej na świecie rozwijającą się formą ślubów, organizowanych przez organizacje humanistyczne na całym świecie” - radośnie informuje portal.

Dodajmy, że „małżeństwo” zawarł nie byle kto, bo jeden z zasłużonych w walce ze skołtunionym ciemnogrodem aktywistów – Ryszard Giersz. Tak, ten sam, który niedawno wyprocesował od bezrobotnej Wolinianki 15 tys. złociszy za nazwanie go pedałem, którym wszak, jako żywo, jest. W roli samozwańczego kapłana wystąpił Mariusz Agnosiewicz – redaktor naczelny racjonalisty.pl i pierwszy prezes PSR. Ktoś taki w ateistycznej hierarchii jest zapewne odpowiednikiem kardynała…

Czy warto się przejmować?

Zapyta ktoś może, czy warto przejmować się tego typu hecami. Ot, grupka nawiedzonych fanatyków organizuje sobie absurdalne ceremonie – nie szkoda czasu, by odnotowywać takie bzdury? Otóż nie, nie szkoda, gdyż nie są to bzdury. To co dziś wydaje się marginalną aberracją, jutro może stać się obowiązującym prawem. Już dziś w kilku krajach (Norwegia, USA, Szkocja) „śluby humanistyczne” sankcjonowane są przez prawo cywilne. Idę o zakład, że następnym krokiem PSR będzie żądanie, by tego typu parareligijne kpiny były respektowane i u nas.

Światową tendencją jest konsekwentne poszerzanie wpływów przez „racjonalistyczne” grupki krzykliwych radykałów, niewspółmiernie do ich społecznej reprezentatywności. Czasy po kontrkulturowej rewolcie pokazują, że lewacka mniejszość osiągnęła maestrię w narzucaniu swej ideologii większości. Służy temu nadreprezentacja tej opcji w mediach, precedensowe wyroki ferowane przez postępową „sądokrację”, dobre kontakty w środowiskach opiniotwórczych, intelektualny terror politycznej poprawności, zideologizowana biurokracja…

To, że ceremonię z ideologicznego, wydawałoby się, marginesu, postanowił nagłośnić TVN24, też nie jest przypadkiem.

Humanizm w oblężonej twierdzy.

Zwróćmy uwagę, z jaką sprawnością „racjonaliści” zawłaszczają pojęcie humanizmu. W ich ujęciu termin ten przybiera karykaturalną formę ateistycznego fundamentalizmu i staje się jednym z ideologicznych narzędzi w budowie „nowego wspaniałego świata”. Nakłada się na to sekciarska mentalność oblężonej twierdzy: tu my, nieliczne lecz natchnione szeregi oświeconych racjonalistów, tam oni – zacofany, tkwiący w przesądach, klerofaszystowski ciemnogród. Kto nie wierzy, niech zajrzy na opisywany tu portal – można się przekonać, że kołtuneria niejedno ma imię – „postępowy kołtun” to, bynajmniej, nie oksymoron.

Jak tak dalej pójdzie, „humanizm” stanie się kolejnym synonimem lewactwa i zostanie zohydzony równie skutecznie jak piękne skądinąd słowo „towarzysz”. Żaden konserwatysta nie przyzna się nawet na mękach, że jest humanistą, racjonalistą, a już na pewno nie czyimkolwiek towarzyszem. Konsekwentne zawłaszczanie języka, nadawanie neutralnym terminom nacechowanego ideologicznie znaczenia, ma na celu orwellowskie przerobienie masowych mózgownic. Ten proceder nie ustanie, dopóki zbiorowy „Człowiek” nie zacznie brzmieć „dumnie”. Na obraz i podobieństwo koncepcji, tudzież wyobrażeń talibów laicyzmu – strażników Antycywilizacji Postępu.

Pytania humanistycznego ignoranta.

Humanistyczna obrzędowość jest wielce rozbudowana (może jeszcze powrócę do niej w następnych notkach). Na dzień dzisiejszy nurtuje mnie jednak kilka pytań, na które lektura racjonalistycznego portalu nie przyniosła mi odpowiedzi:

1) Czy obrządków humanistycznych może dopełniać każdy kto się nawinie, czy też trzeba zdobyć uprawnienia (ateistyczne „święcenia”) od jakiejś racjonalistycznej międzynarodówki?

2) Czy „śluby humanistyczne” obejmują związki zbiorowe (poligamia, poliandria), tudzież międzygatunkowe?

3) Czy PSR pobiera z tego tytułu jakieś opłaty?

I wreszcie:

4) Jak wygląda „humanistyczny” rozwód?

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Inne notki "ideowe":

www.niepoprawni.pl/blog/287/mala-analiza-ideologii-tolerancjonizmu

www.niepoprawni.pl/blog/287/geje-kontra-homoseksualisci

www.niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu

www.niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu-cz-2

www.niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu-cz-3

www.niepoprawni.pl/blog/287/wypisy-z-antycywilizacji-postepu-ap-odc-1

www.niepoprawni.pl/blog/287/kindersztuba-vs-antypedagogika-postepu

www.niepoprawni.pl/blog/287/kaplani-w-togach-przyczynek-do-antycywilizacji postepu-odc2

www.niepoprawni.pl/blog/287/irracjonalni-racjonalisci

www.niepoprawni.pl/blog/287/talibowie-laicyzmu

www.niepoprawni.pl/blog/287/racjonalizm-po-sadursku

A poza tym:

www.racjonalista.pl/kk.php/s,6995

www.racjonalista.pl/kk.php/d,351

pl.wikipedia.org/wiki/Mariusz_Agnosiewicz

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Prezent na Mikołajki.


Plajta „Trybuny” (d. „Ludu”).

Padła „Trybuna”, niegdyś „Ludu”. Tę starszą mutacje komuszego organu pamiętam z domu, bowiem doskonale nadawała się do wykładania kosza na śmieci, co by się nie brudził (przypomnę – foliowych worków na śmieci PRL-owski przemysł za cholerę nie potrafił wyprodukować).

Teraz, po niespełna 20 latach padła mutacja nowsza. Jak podaje „Wprost”, problemy nawarstwiały się od sierpnia, kiedy to sąd odrzucił wniosek o upadłość wydawcy "Trybuny" (spółki Ad Novum), złożony przez jego największego wierzyciela - Zakłady Graficzne Dom Słowa Polskiego SA. Sąd stwierdził wtedy, że Ad Novum nie ma środków na zabezpieczenie procesu likwidacji.

Teraz nastąpił koniec. I co teraz będą czytać byli utrwalacze władzy ludowej? Kto wydrukuje ich listy do redakcji? (patrz – Post Scriptum)

A teraz kilka złośliwości i refleksji:

1) Wymiana pokoleniowa z oporami, ale jednak postępuje. Najwyraźniej stary, betonowy czytelniczy elektorat złożony z mundurowych emerytów odchodzi w niebyt.

2) „Trybuna”, mimo swego antykaczyzmu okazała się tytułem nieprzyswajalnym dla czytelnika „młodego wykształconego itd.”. Była i pozostała topornym pismem dla betonu – czyli pokolenia dziadków obecnych lemingów.

3) O rozpaczliwym położeniu finansowym wydawcy niech zaświadczy fakt, że tytuł nie dotrwał nawet do zbliżającej się rocznicy stanu wojennego. Nie uczczą, Jaruzela, Kiszczaka i innych zbawców ojczyzny chlip, chlip… Nie powtórzą po raz kolejny jedynie słusznej wersji o groźbie sowieckiej interwencji, przed którą ocalili nas ci wybitni patrioci.

4) Chociaż, z drugiej strony, Jaruzela i Kiszczaka uczci zapewne, jak co roku, niezawodna „Gazeta Wyborcza” do spółki z „Polityką”. Kolejny dowód na bezużyteczność „Trybuny”. Skoro „ludzie honoru” z powodzeniem mogą się promować na bardziej poczytnych łamach…

5) Ideowo – środowiskowa solidarność wśród czerwonych leży. Gdy np. „Gazeta Polska” była w trudnej sytuacji, czytelnicy odpowiedzieli na akcję „Kup drugi egzemplarz”. U komuchów to nie przeszło, mimo, że mają wyższe emerytury.

6) Żaden nomenklaturowy biznesmen nie przybył z odsieczą jako inwestor. Czyżby źródełko wysychało? Podzielona lewica pości w opozycji, trudno kręcić lody… Moskwa też olała, nie pośpieszyła z kolejną pożyczką. Najwyraźniej, obecnie są bardziej „opiniotwórczy” strażnicy jej interesów i Putin ma gdzieś towarzyszy Dębskiego z Ostrowskim. Czarna niewdzięczność.

7) Kolejni niewdzięcznicy to międzynarodowa lewica. Też nie pomogła. Chociaż, tu akurat „Trybuna” sama sobie jest winna – było zdejmować z czołówki hasło „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”? Wypięliście się, towarzysze, na internacjonalistów, to internacjonaliści wypieli się na was. Proste.

8) Postkomunistyczny biznes źle znosi odstawienie od władzy. Ich „menedżerskie” umiejętności najwyraźniej sprowadzają się do dojenia państwowej kasy. Gdy te możliwości się urwą, lub ulegną ograniczeniu – padają. Państwowe instytucje i firmy przestają wspierać reklamami, obowiązkową prenumeratą…

9) W „Skanerze politycznym” redaktorzy Wołek i Skwieciński do spółki z Małgorzatą Łaszcz wielce się smucili nad upadkiem tytułu. Szczególnie zabawnie owe żale wyglądały w przypadku Piotra Skwiecińskiego, którego o postkomunistyczne sympatie trudno podejrzewać. Ale rozumiem, kurtuazja itepe… A ja tam nie płaczę po „Trybunie”. Taki już ze mnie mściwy i małoduszny sukinsyn. Mam nadzieję, że z wymienionej trójki chociaż Skwieciński po powrocie do domu odbił pół basa.

10) W sumie, wiadomość o plajcie „Trybuny” jest dla mnie bardzo miłym prezentem na Mikołajki. Dwie rzeczy jednak psują mi radość: pierwsza, to zapowiedź powrotu tego postkomunistycznego zombie wraz z początkiem lutego. Druga: skoro trzeba było tylu lat, by splajtował najbardziej dinozaurzy organ PZPRu, to ile trzeba będzie czekać na bankructwo „NIE”?

Dobra już, kończę to kopanie leżącego. Zaspokoiłem schadenfreude, a na zakończenie zapodam garść co smaczniejszych cytatów z „Trybunowych” czytelników (i kto ich teraz wysłucha?):



Dziękuję panu generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu za artykuł „Przykre”. Niestety, redaktorzy TVN w swej nienawiści do twórców stanu wojennego są nieprzemakalni na jakiekolwiek argumenty drugiej strony. Próby pozbawienia godności, małostkowość i obrażanie rozmówcy połączone z tupetem nie pierwszy raz świadczą o tym, że „na wizji jesteśmy teraz my”. Wśród ludzi kulturalnych pewne zachowania nie uchodzą, ale to pojęcie, czy też kanon są obce rozbrykanym redaktorom. Dali tego dowód w rozmowie z Generałem. Przykre. (Jacek Nowak, Warszawa)



Miałem nadzieję, że w następnym programie „Teraz my” dziennikarze przeproszą gen. Jaruzelskiego za obrzydliwe zachowanie. Okazuje się jednak, że w oszołomskim dziennikarstwie nie ma takich obyczajów. (A. Józefiak, Czaplinek)



Wreszcie SLD odważnie wyraża swoje poglądy np. w sprawie Afganistanu, in vitro, czy klerykalizacji życia w RP. Takie konkretne i wyraziste opinie mogą pomóc w odzyskaniu głosów „starych” wyborców i pozyskaniu nowych. Jeszcze tylko wybór właściwej, najlepszej kandydatury w przyszłorocznych wyborach prezydenckich i porozumienie z organizacjami lewicowymi, a lewica wróci na właściwe miejsce na scenie politycznej. (Z.W., e-mail)



W budowie państwa wyznaniowego dogoniliśmy Iran. (Anna Wąs, Łódź)




Wystarczyło postraszyć sędziów lustracją i już klepią jak biskupi. Bezprawie szerzą i wciąż mówią o swej niezawisłości. Jak zwykle nie zawiodła prof. Łętowska, która jako jedyna miała odwagę powiedzieć prawdę. (Tomasz Jasień, Radom)




Najpiękniejszą Polką i człowiekiem jest pani prof. Łętowska – mądra, odważna, sprawiedliwa. Dziękuję. (Stanisław Szach, Warszawa)




W Polsce Ludowej autorytet ludzi nauki i kultury był olbrzymi. Wystarczyło, by paru intelektualistów zabrało w jakiejś sprawie głos, a reagowały na to wszystkie gremia partii i rządu. Teraz, także z winy intelektualistów, władza prawicowa z nikim się nie liczy, olewa ich równo. (Wojciech M., Zabrze)



Wyrok TK w sprawie ocen z religii potwierdza, że ten organ służy tylko zachciankom hierarchii Kościoła katolickiego, a nie wszystkim obywatelom. Po co nam taki twór, który tylko w teorii jest neutralny politycznie i światopoglądowo, a w rzeczywistości pomaga prawicowym partiom politycznym, które prostą drogą odchodzą od demokracji ku teokracji. (Cecylia Dolecka, e-mail)




Ryszard Kalisz oceniając twórczość funkcjonariusza IPN Gontarczyka, który po raz kolejny spłodził to, czego od niego zażądano i za co mu zapłacono, napisał, że jest to „zwycięstwo akt wytworzonych przez funkcjonariuszy SB”. To nieprawda. Jest to zwycięstwo akt tworzonych na konkretne zamówienie partyjne przez funkcjonariuszy IPN i dlatego trzeba powołać specjalną komisję sejmową do zbadania dywersyjnej działalności IPN i jego funkcjonariuszy. (Michał Wojciechowski, Siemianowice Śl.)

Z partyjnym pozdrowieniem

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Źródło cytatów:

www.trybuna.com.pl/Trybuna/Trybuna_-_TWOJA_TRYBUNA/Trybuna_-_TWOJA_TRYBUNA.html

niedziela, 6 grudnia 2009

Śpiesz się, lokatorze!


Mieszkania spółdzielcze – co zrobią politycy, co zrobi Trybunał Konstytucyjny?

Niemal rok temu (27.12.2008 r.), pozwoliłem sobie w notce „Prezes, Prezes uber alles” skrytykować orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego (17.12.2008) blokujące możliwość wykupu mieszkań spółdzielczych za przysłowiową złotówkę (po uregulowaniu kosztów wybudowania mieszkania) (link poniżej). Wyrok ten zresztą stanowił kontynuację linii orzecznictwa przyjętej przez Trybunał już wcześniej, w 2001 roku bowiem TK zablokował możliwość wykupu mieszkań spółdzielczych za 3% ich wartości.

Krakowskim targiem (opinie sędziów były bowiem podzielone) ustalono, że korzystne dla spółdzielców przepisy będą obowiązywały jeszcze do końca 2009 r. w tym czasie zaś ustawodawca ma uchwalić nowelizację.

Ów deadline właśnie się zbliża, warto więc przyjrzeć się ustawodawczym poczynaniom. A dzieje się ciekawie.

Co zrobią politycy?

Otóż PO w ramach przychylania nieba obywatelom, zaproponowała nowelizację, która przewiduje m.in.:

1) Wnioski złożone do 29 grudnia b.r. mają zostać rozpatrzone do 30 marca 2010 na obecnie obowiązujących, korzystnych zasadach. Tu jednak pojawia się wątpliwość, bowiem TK w ubiegłorocznym orzeczeniu ze skutkiem natychmiastowym zniósł odpowiedzialność karną prezesów spółdzielni za niedopełnienie rozpatrzenia wniosku w terminie trzech miesięcy. Powstaje zatem pytanie, co jeśli władze spółdzielni będą przeciągały sprawę.

2) Walne zgromadzenie członków spółdzielni będzie mogło większością 2/3 głosów podjąć uchwałę, w której określi obowiązek wniesienia przez członka spółdzielni dodatkowej wpłaty z tytułu przeniesienia własności lokalu. Czyli, prawem kaduka, lokator może zostać zobligowany do złożenia dodatkowej daniny na rzecz spółdzielni na którą i tak łożył przez szereg lat.

I o ten drugi punkt toczy się obecnie batalia.

Znając metody „procedowania” spółdzielczych władz, jestem dziwnie spokojny, że dopłaty się pojawią, tak się bowiem składa, że spółdzielnie są po dziś dzień siedliskiem dawnej nomenklatury, tudzież krewnych i znajomych królika, którzy mają wieloletnią praktykę w trzymaniu się stołków i radzeniu sobie z niepokornymi lokatorami.

Odnotuję dla porządku, że także PiS zgłosiło swój projekt, który ma przewłaszczać lokale z mocy prawa. Tu kwestia jest jasna – sejmowa „zamrażarka” i szlus.

Nadzieję daje jednak inicjatywa posłanki PO Lidii Staroń, zasłużonej w walce ze spółdzielczym sobiepaństwem, która wraz z trzydziestoma „sprawiedliwymi” posłami Platformy zgłosiła w trybie poprawki rozwiązanie uniemożliwiające uchwalanie dopłat, czym solidnie wnerwiła naczalstwo swej partii. Ponieważ o sprawie zrobiło się dość głośno jest nadzieja, że poprawka posłanki Staroń jednak przejdzie wbrew lobbingowi prezesów spółdzielni, ku którym jak ćwierkają wróbelki chętnie nachylają ucha władze Platformy.

Widomym znakiem owego lobbingu jest niespodziewana propozycja wiceszefa klubu PO, Grzegorza Dolniaka, która nie tylko pozostawia możliwość dopłat, ale wyjmuje decyzję o ich ustanowieniu z rąk walnego zgromadzenia członków spółdzielni na rzecz zebrania „przedstawicieli” – czyli de facto spółdzielczej administracji, co automatycznie zmieni procedurę uchwalania dopłat w farsę.

Zdążyć przed Trybunałem.


Mimo wszystko jednak jestem przekonany, że nawet jeśli korzystne dla lokatorów przepisy uda się uchwalić, na straży interesów spółdzielczych władz stanie niezawodny Trybunał Konstytucyjny, tak jak czynił to już konsekwentnie w przeszłości.

Tak się bowiem składa, iż wyższość własności „społecznej” nad prywatną jest na tyle silnie wdrukowana w umysły naszych prawniczych luminarzy, że przełamać tej specyficznej mentalnej blokady nie sposób. Niejednokrotnie dawała temu wyraz np. sędzia TK, prof. Ewa Łętowska, która cieszy się wśród prawniczej braci wielkim mirem.

Oto próbka jej poglądów:

„W PRL otrzymali mieszkania sponsorowane przez państwo (sic!), teraz wykup sponsorowany przez spółdzielnie mieszkaniowe - mówiła w uzasadnieniu Łętowska” (cytat za zeszłoroczną „Gazetą Prawną ).


W podobnie pryncypialny sposób prof. Łętowska wypowiadała się również o reprywatyzacji, a że te opinie podziela większość sędziów Trybunału i wychodzących spod ich ręki kolejnych generacji prawników, to w dalszej perspektywie marnie widzę szanse lokatorów na pełną własność mieszkań.

Przypomnę ponadto, że sędziowie: Bohdan Zdziennicki – prezes, Ewa Łętowska, Janusz Niemcewicz oraz Mirosław Wyrzykowski rok temu optowali za natychmiastowym zablokowaniem możliwości wykupu mieszkań „za złotówkę”.

W obecnej chwili sytuacja wygląda następująco: ok.900 tys. mieszkań zostało już przewłaszczonych, zaś ok. 200 tys. wniosków jest w toku. Dla tych, którzy jeszcze nie złożyli wniosków, dobra rada: śpieszcie się, zanim Trybunał Konstytucyjny ruszy z odsieczą różnym towarzyszom Szmaciakom, którzy wciąż panoszą się w waszych spółdzielniach.

Gadający Grzyb


pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

P.S. Fragment „Towarzysza Szmaciaka”, który jak ulał pasuje do mentalności sporej części naszego polityczno – prawniczego establishmentu:

„…A teraz, nędzny obiboku,

powiedz, w czym mieszkasz?

Mieszkasz w bloku!

A kto tych domów wzniósł ogromy?

No, proszę, kto wzniósł?

Właśnie — to my!

Co?! Twierdzić śmiesz, że dziesięć roków

już na mieszkanie czekasz w bloku,

a mieszkasz na przedmieściu w norze

z wspólną wygódką?! Ty potworze!

We łbie ci miesza się od wódki!

Lat dziesięć to jest termin krótki!

I jakie będziesz miał widoki,

gdy zbudujemy wreszcie bloki!”


www.niepoprawni.pl/blog/287/prezes-prezes-ueber-alles%E2%80%A6

Ilustracja: "Gazeta Olsztyńska".