czwartek, 23 grudnia 2010

Rada dla Łukaszenki


Od detente do Okrągłego Stołu.



 


I. Odprężeniowe złudzenia.


Włodzimierz Bukowski, bodaj w książce „I powraca wiatr” stwierdził, że ilekroć Zachód stawiał na detente („odprężenie”) w relacjach z ZSRR, tylekroć rozzuchwalone miękkością wroga sowieckie władze przykręcały śrubę wewnętrznego terroru. I na odwrót – ilekroć Zachód utwardzał swe stanowisko i kończył z „odwilżą”, zaczynał stanowczo naciskać w kwestii więźniów politycznych, praw obywatelskich, strasząc np. zakręceniem kurka z kredytami, ograniczeniem wymiany gospodarczej itp., każdorazowo skutkowało to względnym poluzowaniem opresyjnych rygorów – następowały zwolnienia z łagrów, psychuszek...


Przypuszczam, że tak nasi, jak i unijni specjaliści od „partnerstwa wschodniego”, poklepywania się po pleckach i pozowania do fotografii, Bukowskiego nie czytali, a jeśli nawet czytali, to rzucili ze wstrętem w kąt, bo to jaskiniowy oszołom, co nie wierzy w putinowską demokrację. W imię „dobrosąsiedzkich stosunków” odwrócili się od Związku Polaków na Białorusi, wykastrowali TV Biełsat, roztoczyli przed Łukaszenką świetlane perspektywy współpracy... A Łukaszenka, całkiem zresztą słusznie, odebrał te wszystkie umizgi jako przejaw słabości i uznał, że skoro i nam i Unii tak na nim zależy, to może przestać zaprzątać sobie głowę pozorami i bez krępacji spałować kogo uzna za stosowne.


W taki oto sposób wszyscy rzekomi „pragmatycy” z gębami pełnymi demokratycznych frazesów wyszli koncertowo na pożytecznych idiotów, których byle sowchozowy dyrektorzyna o mentalności ulicznego cwaniaczka wystrychnął na dudka i wydudkał na strychu. Teraz mogą się srożyć i nadymać - „baćka” odbija pół basa i śmiejąc się w kułak rzuca: „to, co ostatnio Polska zrobiła dla Białorusi, warte jest każdych pieniędzy” .


Faktycznie, drugich takich frajerów ze świecą szukać.


II. Okrągły Stół, głupcze!


Niemniej, mam dla prezydenta Łukaszenki pewną radę, którą chętnie się podzielę – niech skorzysta z polskich doświadczeń, którymi tak się lubimy chwalić i zrobi Okrągły Stół do którego zaprosi sobie kontrolowaną przez białoruskie KGB część opozycji. Niech przybije deal – reglamentowane przekazanie politycznej władzy w zamian za nietykalność dla siebie i możliwość bogacenia się zastrzeżoną wyłącznie dla pretorian z cywilnej i wojskowej bezpieki oraz ich współpracowników wybranych spośród grona „konstruktywnych” „demokratów”. Słodkich pierniczków wszak dla wszystkich nie starczy – rzecz nie od dziś powszechnie wiadoma. Słowem, maksimum profitów plus sława „człowieka honoru”, który pokojowo zrzekł się władzy i w ten sposób po tysiąckroć odkupił swe wcześniejsze przewiny. Zresztą, już tam z pewnością znajdzie się jakiś Michnik, żeby to tubylcom odpowiednio naświetlić we właściwym dziejowym kontekście.


Naiwniakom z opozycji natomiast zostawi się bieżącą polityczną orkę, zwali się na nich społeczne rozczarowanie „wolnością”, jednocześnie umiejętnie ich ze sobą skłócając za pomocą pozostawionych w ich szeregach „aktywów” ludzkich... Co to, Lesiaków własnych nie macie? Niech „demokraci” sobie skaczą do gardeł, niech wyjdą z nich najniższe namiętności, egoizm, żądza zysku i władzy, niech fundują publice gorszące widowisko, którym wytresowane mediodajnie będą epatować widzów 24 godziny na dobę... W krótkim czasie wiarygodność społeczna niedawnych „bojowników o wolność i demokrację” zjedzie do zera, podobnie jak stało się to na początku lat 90-tych w Polsce, zaś całkiem niedawno – na Ukrainie (fiasko „pomarańczowych”).


W efekcie, po kilku latach (góra, po jednej kadencji), „baćka” lub ktoś przez niego namaszczony tryumfalnie i w pełni demokratycznie powróci do władzy. Nie trzeba będzie fałszować wyborów, ani pałować ludzi na ulicach, co tak brzydko wygląda na telewizyjnych ekranach zachodniego świata. Ludzie sami zwrócą mu władzę – bo nie będą mogli patrzeć na „tamtych”.


III. Nieodrobione lekcje.


Podsumowując, o ile nasze „dyplomatołki” z Przystojnym Radziem na czele i jego „polityką piastowską”, tudzież „partnerstwem wschodnim” do spółki z „pragmatycznymi” eurokratami nie odrobili przytoczonej na wstępie lekcji z czasów detente i tym samym kompletnie się skompromitowali, o tyle Łukaszenka nie przemyślał należycie polskich doświadczeń Okrągłego Stołu i jego błogosławionych następstw dla komunistycznego aparatu, jako głównego „beneficjenta przemian”. Jeżeli jednak pozostał na intelektualnym poziomie dyrektora sowchozu, tępego dzierżymordy, wtedy rady na nic i prędzej czy później znajdzie się lepszy cwaniak, który go załatwi, by samemu pójść wskazaną wyżej drogą.


Owszem, wiem, że historyczne analogie nigdy nie pokrywają się w stu procentach, niemniej zasadnicze mechanizmy są wypróbowane – czekają na twórcze rozwinięcie i dopasowaną do miejscowych warunków interpretację.


Jest tylko jeden szkopuł – na ile Łukaszenka kontroluje swoje służby? Od tego bowiem zależy powodzenie całego przedsięwzięcia...


Gadający Grzyb



pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

środa, 22 grudnia 2010


...czyli co-jakiś-tam-czasowy, wybiórczy i subiektywny przegląd wydarzeń dla ubogich.



I. Wieści różnej treści:


Niepomny na los byłego administratora Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, ks. płk. Żarskiego, ksiądz Leon Pietroń wygłosił równie „upolitycznione” kazanie i został, jak to ujął Seawolf, „zbanowany” (półroczny zakaz wygłaszania kazań) przez arc. Życińskiego, który niczym rasowa primadonna nie cierpi na swojej scenie konkurencji. Używałem już co prawda tej analogii, ale tu powtórzę: cosik mi się widzi, że taki ks. Skarga nie miałby dziś łatwego życia. Te upolitycznione "Kazania Sejmowe"... Jego zbanowaliby chyba dożywotnio.


***


Ludwik Dorn wyznał, że „wykorzystuje PiS do swoich celów”. To ci Machiavelli, no, no...


***


Dorn wyznał co wyznał, po czym pobiegł na kilka głębszych. Ledwie wychylił, a już rzuciła się na niego sfora tresowanej na takie właśnie okazje dziennikarskiej psiarni. W ten oto nagły a bolesny sposób skończyły się medialne przymilanki. Dorn się tym nawet jakby z lekka zbulwersował. Co on, nie wiedział, że gdyby nadal darł z Kaczyńskim koty, mógłby sobie nawet leżeć w sejmie pod ścianą i obrzygiwać dziennikarzom buty a ci uprzejmie by tego nie zauważali? I taki to z tego Dorna Machiavelli. Niby przebiegły a naiwny jak dziecko.


***


Kluziki spojrzały na casus Dorna i poskrobały się po łepetynach. Jak tu odgrywać wiarygodną opozycję i nie narazić się mediodajniom? Myślcie szybko, dziewczyny i chłopaki, bo ile można wytrzymać siedząc okrakiem na drucie kolczastym?


II. Wieści z Salonu:


Norman Davies nawygadywał w Lisowym „Wproście” różnych obrzydliwości o opozycyjnej wywrotowej ekstremie z pochodniami i zdaje się, że nawet nie czuje obciachu. Cóż, potwierdza to onegdajszą tezę Wajdy, że „lata codziennej lektury ‘Wyborczej’ nie mogły pozostać bez wpływu na moją biedną głowę”. Refleksja nr 2 – jak to jest, że nawet w miarę sympatyczni i – zdawałoby się – pozbawieni agresji przedstawiciele tzw. Salonu prędzej czy później zamieniają się w ociekających jadem, zacietrzewionych staruchów? Fatum jakieś, czy co?


***


Tomasz Wołek zabrał głos na łamach „Rzeczpospolitej”, ale ja nie o Wołkowym tekście, gdyż pisał jak zwykle po linii i na bazie. Nurtuje mnie inna kwestia: jak to jest robić za koncesjonowanego konserwatystę w środowisku „salonowszczyzny”, gdzie można liczyć co najwyżej na status dobrego faszysty? Moje blogerskie śledztwo wykazało, że Dobry Faszysta Wołek codziennie musi kupować nowe lustro do łazienki, gdyż żadne nie wytrzymuje codziennej próby golenia. Pęka. Teraz przynajmniej wiadomo po co Wołkowi etat w stacji z pornosami. Jakoś chłopina musi na te lustra zarobić. Moja rada – wypoleruj se pan kawał blachy – może wytrzyma.


***


Nad red. Lisickim wyjątkowo pastwić się nie będę. Generalnie, odsyłam do tego, co pisałem w pierwszych „Pod-Grzybkach” a propos drukowania tekstów Obłąkanego Waldemara.


***


Tymczasem, wspomniany D.F. Wołek przyobiecał dziennikarzowi Wiktorowi Świetlikowi, że wyeliminuje go z mediów. Khe, khe... czyżby znaczyło to, że Świetlik nie zagra w żadnym z emitowanych przez wołkową stację „Tele5” bieda-pornosów? A już sobie chłopina ostrzył... no, mniejsza z tym, co sobie ostrzył, w każdym razie Faszysta (ale dobry) Wołek postanowił w iście michnikowym stylu (słynne: „ja cię zniszczę”) zniweczyć tę pięknie zapowiadającą się karierę.


***


Adam Michnik rozwinął orle skrzydła, wzbił się w przestworza i dostrzegł zagrożenie dla wolności mediów... na Węgrzech, gdzie Fidesz Wiktora Orbana wziął się za dekomunizację tamtejszych mediodajni. Cóż, w Polsce, jak wiadomo, pluralizm medialny kwitnie, zresztą nad Wisłą Michnika już mało kto (poza „niezawisłymi” sądami, rzecz jasna) tak naprawdę słucha. Nie był w stanie nawet wywalić z własnej gazety jakiegoś tam Artura Domosławskiego (za książkę o Kapuścińskim), co więcej, jak na urągowisko, tenże Domosławski otrzymał tytuł „Dziennikarza Roku” i to pomimo michnikowej tyrady wygłoszonej przy okazji wręczania nagrody „Dziennikarza Dwudziestolecia”. Tak oto, przy rytualnych wyrazach szacunku itd, pokazuje się niedawnemu Oberredaktorowi, że pora na ciepłe kapcie i przypiecek. A potem będzie jak u Mrożka: „babcia (tj. w tym wypadku: „dziadek”) - na katafalk!”


***


Ks. Boniecki z końcem marca 2011 przestanie być naczelnym „Tygodnika Powszechnego”. No, to miejsce w jaskini (dobrych i umiarkowanych, ale jednak) kato-faszystów dla Dobrego Faszysty Wołka będzie jak znalazł.


III. Wieści z dworu Jego Wspaniałości Bronisława „Panie Kochanku” Komorowskiego, pana na Obornikach, Ruskiej Budzie, et caetera, et caetera, et caetera...


Na początek uwaga nietypowa, bo serio: kariera Gajowego, niegdysiejszego kontestatora „Okrągłego Stołu", który chwilę potem dołączył do obozu „beneficjentów przemian" pokazuje jak nisko trzeba upaść, by potem wysoko zajść w III RP. Paru innych kolesi też to dotyczy.


***


Jak wiadomo, Jego Wspaniałość Prezydent Komorowski podczas pobytu w Stanach doznał drobnych zawirowań czasoprzestrzennych, przez co wydawało mu się, że zamiast w wykładowej auli znajduje się przy myśliwskim ognisku, które to miejsce, jak również wiadomo, znosi nawet najbardziej bełkotliwe bajędy ze słynnym bigosem na czele. W każdym razie, moderator podziękował Komorowskiemu słowami: „To było wspaniałe przemówienie, nikt nie miał szansy zasnąć.” Racja, wszyscy notowali najnowsze polish jokes...


***


Tak mi przyszło do głowy: a może, po prostu, wątkiem „bigosowym” pan Prezydent dawał gospodarzom dyskretnie do zrozumienia, że jest głodny? Patrząc na iście sarmacką sylwetkę Jego Wspaniałości można się domyślać sporych możliwości w absorbowaniu kulinariów... Cóż, w Ameryce żarcie mają paskudne, więc tęsknota by zjeść „cóś kunkretnego” jak najbardziej zrozumiała. Zresztą, wystarczy spojrzeć na Obamę – jakieś to-to wiotkie, chuderlawe... niedożywiony, biedaczek. Dawać go do Polski! Na polowanie, na bigos i dziczyznę! Byle tylko Komorowski, który jest rozgarnięty mniej więcej tak jak Karol Radziwiłł „Panie kochanku” (herbu, nomen omen, Trąby), nie pomylił się i nie zagnał biednego Murzyna do nagonki. Gotów jeszcze nadziać się na jakiegoś Szopena-militarystę chowającego armaty po krzakach.


***


Nieuchronnie nadchodzi Wigilia. Informacja dla Jego Wspaniałości Prezydenta Bronisława Komorowskiego i Małżonki: nie ma obowiązku, by biegać na Pasterkę i narażać się na wysłuchiwanie nieprawomyślnych kazań. Niech w tę jedną noc antypaństwowe klechy plotą sobie do plebsu swoje antyustrojowe bzdury. Wy zostańcie w domu i podzielcie się jajkiem. A potem bigosik, oczywiście, bardzo proszę...


Wesołych Świąt!


Gadający Grzyb



pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Rosyjska nerwica


...czyli pobieżny przegląd z czego należy się przed Rosją tłumaczyć.



I. Rusofobiczny świat.


Polecam wszystkim małą zabawę polegającą na wstukaniu w wyszukiwarkę takich fraz, jak: „Rosja żąda (oczekuje) wyjaśnień” czy „Rosja jest oburzona”. Odnośniki, które wyskoczą gwarantują bardzo ciekawą i pouczającą lekturę. Wyłania się z nich obraz kraju wiecznie poszkodowanego przez międzynarodowe otoczenie, zupełnie tak jakby reszta świata sprzysięgła się, by wyrządzać tej miłującej pokój krainie rozliczne afronty. Niekiedy „oburzenie” i „żądanie wyjaśnień” łączy się płynnie w jedną frazę, typu „Rosja jest oburzona i oczekuje wyjaśnień”.


1) Spójrzmy zatem z czego, jakby co, należy się przed Rosją tłumaczyć (guglać: „Rosja żąda wyjaśnień”):


- Rosja żąda wyjaśnień w sprawie poszerzenia natowskich planów obrony Polski o Litwę, Łotwę i Estonię (najwięcej wyników, ale i temat świeży);


- „wyjaśnienia” były oczekiwane również w sprawie rozmieszczenia elementów tarczy antyrakietowej w Rumunii i na Morzu Czarnym (gdy była jeszcze mowa o Polsce, żadnych „wyjaśnień” nie żądano – było twarde NIET);


- znów tarcza, tylko tym razem w Bułgarii - „wyjaśnienia” jak najbardziej wskazane;


- Siergiej Ławrow oczekiwał - tak zgadliście - „wyjaśnień” w sprawie zatrzymania w USA siatki rosyjskich szpiegów (dobre, co?);


- „wyjaśnień” i to „sensownych” rosyjski minister spraw zagranicznych zażądał również od USA i Polski w sprawie rozmieszczenia rakiet Patriot w pobliżu granicy z Obwodem Kaliningradzkim;


- wiceszef rosyjskiego Sztabu Generalnego, Anatolij Nogowicyn, chciał uzyskać, nich no pomyślę, a tak – już wiem - „wyjaśnienia” w sprawie ewentualnego przeniesienia amerykańskich F16 z Włoch do Polski;


- no, to jest hit, trzymajcie się, bowiem w grudniu 2008 roku Rosja ustami niestrudzonego Ławrowa zażądała „wyjaśnień” od... OBWE, dlaczego jej obserwatorzy nie ostrzegli... przed atakiem Gruzji na Osetię Płd, która w myśl prawa międzynarodowego stanowi integralną część gruzińskiego terytorium.


2) Teraz przyjrzyjmy się, co (poza powyższym, rzecz jasna) Rosję „oburza” (guglać: „Rosja jest oburzona”):


- atak na ambasadę w Mińsku z użyciem koktajli Mołotowa (doprawdy, jak można - my sobie spokojnie ZBiR-ujemy, a tu uliczna ekstrema... czyżby na Białorusi rodził się faszyzm? ;));


- mocarstwowa pozycja powinna rozciągać się na wszystkie dziedziny, również na sport, zwłaszcza, gdy skrzywdzą „naszego”, dlatego też należy oburzyć się przegraną rosyjskiego łyżwiarza, Jewgienija Pluszczenki, na olimpiadzie w Vancouver;


- przekazanie USA handlarza bronią Wiktora Buta przez Tajlandię też jest, jasna sprawa, „oburzające” (może nie aż tak, jak olimpijskie srebro dla Jewgienija Pluszczenki, ale zawsze);


- krytyka ze strony prezydenta Iranu, Mahmuda Ahmadineżada, który stwierdził, że Rosja dołączyła do wroga Iranu, czyli USA? Kto by się spodziewał - „niedopuszczalna” (tu może i racja, bo Rosja do nikogo się nie „przyłączyła”, a już na pewno nie do USA - Ahmadineżada wystraszyły „resetowe” pozory i palnął w swoim stylu);


- emisja filmu „Solidarni 2010”? Oburzająca, jakże by inaczej, może nastąpić „pogorszenie stosunków”;


- rezolucja zgromadzenia parlamentarnego OBWE stwierdzająca, że nazizm i stalinizm współodpowiadają za ludobójstwo i zbrodnie przeciw ludzkości – powiedzmy to głośno i chóralnie: o-bu-rza-ją-ca;


- jakiś tam Parlament Europejski chce sankcji wizowych dla rosyjskich urzędników powiązanych ze śmiercią Siergieja Magnitskiego (zmarły w 2009 roku w więzieniu na Butyrkach rosyjski prawnik walczący z korupcją – uniemożliwiono mu leczenie). Rosyjskie MSZ jest „oburzone i zdziwione”.


Czym tam jeszcze oburzona, zaniepokojona tudzież zatroskana była Rosja na przestrzeni ostatniego roku – dwóch - trzech lat? Zerknijmy: planami wyłączenia rosyjskich kanałów z oferty ukraińskich kablówek, gdyż to „stwarza na Ukrainie monoetniczną przestrzeń humanitarną” (tacy humanitarni – no, no); manewrami NATO w Gruzji („absurd i prowokacja”, oczywiście, manewry rosyjskie nad polską granicą symulujące atak na nasz kraj „absurdalne” ani „prowokacyjne” nie były); zatrzymaniem trzynastu szpiegów GRU w Tbilisi...


II. Rosyjska psychoza.


Uff... kto ciekaw, niech poszpera dalej. W każdym razie, jeśli zebrać do kupy zamieszczoną tu wyliczankę, wychodzi na to, że Rosja funkcjonuje w stanie permanentnej nerwicy, graniczącej z psychozą. Widać też frustrację ugodzonego mocarstwa, nie przyjmującego do wiadomości, że byłe kraje satelickie mogą mieć prawo do niezależnej polityki, wybierania sojuszy, obrony przed neoimperialnymi zakusami Wielkiego Brata...


„Obelgi” takie jak zatrzymanie rosyjskich szpionów, czy wypominanie pewnych, hm, niedostatków praw obywatelskich i codziennej mafijnej praktyki funkcjonowania życia publicznego, również boleśnie ranią wrażliwą i rozedrganą imperialną duszę. A już zupełnie niedopuszczalne jest wymaganie, by Rosja musiała podporządkować się jakimkolwiek elementarnym standardom obowiązującym w reszcie cywilizowanego świata. Co to ma być, kurczę blade, to już łapówki przyjąć nie wolno? Dać po mordzie, gdy ktoś fika albo i ubić jakiegoś tam pismaka, czy prawniczyny też nie? No, o-bu-rza-ją-ce!


A może jeszcze powiecie, że nie mamy prawa infiltrować innych krajów, czy – niechby – nawet najechać, kiedy nam brużdżą w strefie wpływów? Albo gdy chcą się przed nami bronić? Żądamy wyjaśnień! I lepiej, żeby były „sensowne”, bo jak nie...


Patrząc pod tym kątem, faktycznie, można dojść do wniosku, że cały świat ogarnięty jest szaleństwem rusofobii. Gdyby komuś się wydawało, że wykazane tu paranoidalne szarpaniny właściwe są jedynie rosyjskim władzom, to przypomnę anegdotę opowiadaną przez Krystynę Kurczab-Redlich, opisującą reakcję znajomych Rosjan na odmowę wydania przez Danię czeczeńskiego przywódcy Ahmeda Zakajewa. Otóż „zwykłym Rosjanom” nie mogło się pomieścić w głowach, że taka maleńka Dania śmiała się sprzeciwić ich mocarstwu.


Ten ogląd świata zdeterminowany przez zmongolizowany bizantynizm wyklucza relacje inne niż siła - podporządkowanie. Bandyckie imperium gnieździ się również w ludzkich duszach. Stąd m.in. autentyczne poparcie, jakim cieszy się w Rosji obecna władza, wygrażająca reszcie świata pięściami.


Od sowieckich czasów Rosja słynie z „psychuszek”. Wygląda na to, iż niepostrzeżenie sama przekształciła się w gigantyczny psycho-łagier. Wszyscy zmówili się przeciw nam... psst... tylko nikomu nie powtarzaj...


***


Ach, jeszcze jedno. Nie męczcie przypadkiem wujaszka google’a zapytaniami w rodzaju „Polska żąda (oczekuje) wyjaśnień” czy „Polska jest oburzona”. Nie ma po co. Nam wszystko pasuje.


Gadający Grzyb


P.S. Terminów „nerwica” i „psychoza” użyłem w znaczeniu potocznym, nie medycznym, zatem proszę się nie czepiać, jeśli coś odbiega od naukowych definicji.


Niektóre „rosyjskie” notki:


http://www.niepoprawni.pl/blog/287/refleksje-rusofoba%E2%80%A6


http://www.niepoprawni.pl/blog/287/wielkoruska-dusza


http://niepoprawni.pl/blog/287/o-rosyjskiej-duszy


http://niepoprawni.pl/blog/287/niewolnicy-bandyckiego-imperium


http://niepoprawni.pl/blog/287/rosja-rezerwuje-sobie-prawo-do-strefy-wplywow


http://niepoprawni.pl/blog/287/klamstwa-ambasadora-aleksiejewa


http://niepoprawni.pl/blog/287/umiarkowany-terrorysta



pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

czwartek, 16 grudnia 2010

Krótko o grudniowych rocznicach


„(...) i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy / przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie (...)”

Po raz kolejny mijają grudniowe rocznice: Stanu Wojennego (13.12.1981), pacyfikacji kopalni „Wujek” (16.12.1981), masakry na Wybrzeżu (17.12.1970). Rocznice te są szczególne. Ich współtwórca i wykonawca (czy to na polecenie politbiura krajowego, czy kremlowskiego) – Wojciech Jaruzelski - nie tylko, jak co roku, został otrzepany z naftaliny i rytualnie okadzony, ale również, za sprawą obecnego Prezydenta III RP, reintrodukowany na polityczne salony. Jako ekspert i mąż stanu. Protestującym próbuje się po raz kolejny zatkać gęby m.in. sybirackim etapem życiorysu tego „sowieckiego generała w polskim mundurze” (R. Reagan).

Nie dam głowy, ale to bodaj Andrzej Gwiazda stwierdził coś w tym stylu (oddaję sens własnymi słowami), że z Syberii wracały dwie kategorie ludzi: jedni byli nieprzejednani, zdeterminowani i utwardzeni w swej nienawiści do sowietyzmu; drudzy, przeciwnie - złamani, przeświadczeni o sowieckiej wszechpotędze, skażeni niewolniczą mentalnością. Do pierwszej kategorii zaliczali się tacy jak Andrzej Gwiazda, do drugiej – osobnicy pokroju młodego Wojtka Jaruzelskiego.

Teraz porównajmy sobie skromne mieszkanko państwa Gwiazdów (i wielu innych działaczy „Solidarności”) z willą Wojciecha Jaruzelskiego. Porównajmy jakość obecności w życiu publicznym „jaskiniowych antykomunistów”, „frustratów”, „oszołomów” napiętnowanych przez dwudziestoletni przemysł pogardy z obecnością publiczną spraszanego na salony sowieckiego generała. Porównajmy sobie haniebne potraktowanie przez niepodległą ponoć Polskę śp. Anny Walentynowicz, która niejednokrotnie nie miała na leki, z wypasionymi emeryturami jej mundurowych niedoszłych zabójców. Przypomnijmy sobie „beneficjentów przemian”, którzy przez ostatnie dwudziestolecie z pełnym pychy i dezynwoltury samozadowoleniem wybaczali „w imieniu tych, których zdradzono o świcie”. Ta prosta konfrontacja mówi wszystko o antymoralnym porządku na jakim zbudowano Trzecią Rzeczpospolitą. Reszta to tylko didaskalia.

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

wtorek, 14 grudnia 2010

Rosja rezerwuje sobie prawo do strefy wpływów


Rosja: „Kurica” ma pozostać zdemilitaryzowanym buforem, bo inaczej się pogniewamy.

I. Kurs na „rozmiękczenie”.

W zeszłym tygodniu Federacja Rosyjska ustami niezawodnego w takich przypadkach Siergieja Ławrowa zażądała „wyjaśnień” od NATO na okoliczność poszerzenia planu obrony Polski o państwa bałtyckie. Z kolei Dmitrij Rogozin, stały przedstawiciel Federacji Rosyjskiej przy NATO, zażądał by... Sojusz z tych planów się wycofał! No pięknie. Innymi słowy, Rosja rezerwuje sobie prawo do postsowieckiej strefy wpływów i ewentualnej militarnej agresji w przyszłości, gdy już nabierze sił i dokończy modernizację armii. Więcej – nie życzy sobie żadnych, nawet symbolicznych, przeszkód na swym neoimperialnym kursie, cóż dopiero przeszkód rzeczywistych.

Sama, oczywiście, ani myśli wykreślać Paktu ze swej doktryny militarnej, gdzie definiuje go jako wroga nr 1. Równolegle kontynuuje działania obliczone na „rozmiękczenie” zachodnich struktur: zarówno Unii Europejskiej (wizja wspólnej przestrzeni gospodarczej), jak i NATO (wypchnięcie z Europy Stanów Zjednoczonych i stworzenie systemu bezpieczeństwa w zamian za milczące przyzwolenie na dominację w byłych demoludach).

II. Region na smyczy.

W tym kontekście nie od rzeczy byłoby wspomnieć o histerycznej pianie, której każdorazowo dostaje Rosja na samo wspomnienie o możliwości jakichkolwiek poważniejszych instalacji militarnych NATO (czytaj - USA) na terenach „bliskiej zagranicy”. Rosja doskonale wie, że takowe instalacje w żadnym razie nie mogłyby zagrozić jej terytorium, bo niby jak? Problem z punktu widzenia Rosji polega na czym innym – szachowaniu jej ekspansywnych ambicji, nawet jeśli nie terytorialnych, to na pewno polityczno – gospodarczych, polegających na uwiązaniu całego regionu na krótkiej, surowcowo – energetycznej smyczy. Celem Rosji jest wyhodowanie sobie wianuszka odbiorców i płatników, uzależnionych niczym banda ćpunów od jedynego dilera w okolicy. No i, rzecz jasna, utrzymywanie rządów gwarantujących, że żadnemu nieodpowiedzialnemu szkodnikowi nie przyjdzie do głowy, by ową smycz zerwać.

Dlaczego obecność wojsk sprzymierzonych miałaby w tym przeszkadzać? Ano dlatego, że taka obecność wiązałaby się chociażby ze wzmożoną ochroną wywiadowczą i kontrwywiadowczą, jaką amerykański rząd zapewnia „swoim chłopcom”. To zaś w naturalny sposób utrudniałoby działalność rosyjskiej agentury na poletku, które najwyraźniej przywykła uważać za oddane jej na wyłączność. Przypomnijmy, że wedle słów byłego szefa Państwowego Departamentu Bezpieczeństwa Litwy, Meczysa Laurinkusa, na obszarze tego państwa działa 3000 rosyjskich agentów, zaś w całym posowieckim regionie rosyjskie służby budują imperium gospodarcze – od Morza Czarnego po Bałtyk.

III. U nas szpionów niet.

Ale w sumie, po co o tym wszystkim piszę – nie nasz problem, niech martwią się Litwini. W Polsce, jak wiadomo, nie ma żadnych agentów, nawet wpływu, co najwyżej „pisowskie” sługusy „obcego mocarstwa” (tym „obcym mocarstwem” są znów USA, jakby się kto pytał). Wszak, skoro „ocieplamy” stosunki, to wiadomo, że Rosjanie byli tak uprzejmi, iż w geście dobrej woli polikwidowali wszelkie siatki szpiegowskie... których przecież i tak nigdy nie było.

Ostatnie zatrzymanie rosyjskiego szpiega na terenie Polski miało miejsce w lutym 2009 roku. I nasz Północny Sąsiad woli, aby tak zostało. Ochrona kontrwywiadowcza związana ze stopniowym wdrażaniem planu obronnego dla krajów naszego regionu, czy ewentualna obecność czegoś więcej niż „roślin doniczkowych”, mogłaby zaburzyć spokojny, bezstresowy i systematyczny rytm pracy agenturalnej dla dobra Matuszki Rossiji.

IV. W szponach detente.

Czy może zatem dziwić informacja, że Polska sprzeciwiała się objęciu planami Litwy, Łotwy i Estonii? Ot, kolejny miły gest wobec nowych przyjaciół, który z pewnością został zauważony i doceniony gdyż, jak wyznał Rogozin, o styczniowym poszerzeniu natowskiej ochrony o Pribałtikę Rosja wiedziała i bez Wiki Leaks... Wynikałoby z tego, że przeciek posłużył Rosji tylko jako pretekst do wywarcia presji, by Pakt nie przesadzał z tymi całymi sojuszniczymi zobowiązaniami. Dziewięć dywizji, też coś.... „Kurica” ma pozostać zdemilitaryzowanym buforem, bo inaczej się pogniewamy. Jestem przekonany, że najbardziej prorosyjski szef NATO w dziejach, Anders Fogh Rasmussen trafnie odczytał ten komunikat i wyciągnie odpowiednie wnioski. Wszak na „zbliżenie” (każdym kosztem) postawił całą swą karierę i ani mu w głowie posłuchać choćby Wiktora Suworowa, który wspominał onegdaj, że sowieckie szpiegostwo swój złoty okres przeżywało w tak do dziś hołubionej na zachodnich salonach epoce detente.

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Pod-Grzybki (odc. 3)


Dziennikarskie szumowiny – łączcie się! Tylko nie zapomnijcie potem umyć rączek.

Łał... To już trzecia odsłona Pod-Grzybków. Chyba popadam w nałóg... Ale nic, lecimy:

I. Z frontu zacieśniania stosunków:

Niby 6 Grudnia ale nie przesadzajmy z tym Świętym Mikołajem. Jego Wspaniałość Prezydent Komorowski z Małżonką czekają na Dziadka Mroza i Śnieżynkę. Albo na chanukowe światełka. A Tusk na Heilige Nicolaus.

***

Jego Wspaniałość Bronisław (z Małżonką) doczekali się! Dziadek Mróz ze Śnieżynką przyjechali! Tyle, że jakoś dziwnie to przebiegało: Dziadek M. gadał łaskawie i rozdawał uśmiechy, zaś towarzysząca mu ferajna ładowała do worów prezenty: a to Lotos, a to przyszły import prądu z Kaliningradu, to znów Możejki...

***

Niemniej, nie ma tego tego złego... Teraz przynajmniej wiadomo: primo - gdzie ten cały Dziadek Mróz się zaopatruje, secundo – co napisał w swym „choinkowym” liściku Władimir Putin odnośnie wyczekiwanych z utęsknieniem prezentów na Czerwoną Gwiazdkę.

***

Do Warszawy, dzień przed wizytą Dziadka Mroza i Śnieżynki (cóż za kłopotliwy nietakt), przyjechali też premierzy Litwy, Łotwy i Estonii. Na tę okoliczność premier Litwy Andrius Kubilius nadmienił coś w stylu, że bardzo mu fajnie, iż Polska ma z Rosją takie dobre, oldskulowe wręcz relacje, tylko... co miał innego powiedzieć?

***

Oczywiście, premier Litwy nie użył określenia „oldskulowy”, ale z pewnością to miał na myśli, gdy tamując łzy musiał pierzchać z Warszawy wraz z premierami Łotwy i Estonii, zanim na Okęciu wylądują mafiozi z Łubianki. Oldskulowość rosyjsko-polskich, dobrosąsiedzkich relacji musiała aż nadto gryźć go po oczach. W końcu to litewski wieszcz narodowy, niejaki „Mickiewiczus”, opisał „Żółtą Księgę” „lepszą niż wasze statuty” w której „pisze co słowo: stryczek, Sybir, knuty”. Nie dziwota, że premierzy Pribałtiki woleli być gdzie indziej.

***

News, który absolutnie nie zainteresował wiodących mediodajni: Rosnieft z Gazprom-Nieftem stworzą konsorcjum i wspólnie wykupią 53% akcji Lotosu należących do Skarbu Państwa. Jak leciało to, jakże oldskulowe, powiedzonko z czasów PRL? „Podzielimy się po równo – Ruskim wszystko, Polsce g...no”.

II. Z frontu opozycyjnych rozterek:

Ludwik Dorn wraca do PiSu. Albo i nie wraca. Dostanie miejsce na liście, albo nie. Może się również spektakularnie obrazić. Zgodnie ze swoją kocią naturą. Ogon do góry i całujcie mnie, frajerzy. Jak to Dorn.

***

Cóż, każdy kociarz tęskni za swym obrażonym kotem. Kociarz Kaczyński zatęsknił na ten przykład za Dornem i próbuje się przeprosić. Na razie są na etapie warunków wstępnych – Dorn obiecał, że nie będzie złośliwie sikał do lakierek Jarosława. Kot Alik będzie zazdrosny. Naleje do lakierek i zwali na Dorna. Kolejny rozłam w PiSie gotowy.

***

Jednak Dorn wraca. Albo i nie. Będzie „autonomicznie współpracował”, czy jakoś tak... Ci z Czytelników, którzy mieli bliżej do czynienia z kotami (i spisywali z nimi umowy), pewnie coś z tego łapią. Dopraszam się o wyjaśnienia.

III. Z frontu rozterek opozycyjno-opozycyjnych:

U Kluzików wielka wrzawa! Jak wygląda wrzawa u Kluzików, zapytacie? Otóż, Kluziki z Muzealnikami ustalają program. Kulturalnie i kolejno mówią co im leży na wątrobach. Niestety, niczego nie ustalili, bo co które zaczyna gadać, to reszta usypia. Podobno debatują tak do tej pory. Ot, i taka to wrzawa.

***

Z ostatniej chwili: Elżbieta Jakubiak walnęła pięścią w stół i zaczęła coś mówić o sprawnym działaniu. Wiecie, takie korporacyjne gadki-szmatki. Podobno Poncyliuszowi pogłębiła się siwizna a Michałowi Kamińskiemu zaczęły odrastać włosy. Ołdakowski wprawdzie cały czas czuwał ale i tak nie kumał o co chodzi.

***

Jest! Ukazała się „Deklaracja Ideowa” Kluzików & Muzealników! Eee, niemożliwe – ktoś musiał to podrzucić na biurka, gdy wszyscy spali.

***

Nie powtarzajcie tego nikomu, ale ponoć Michał Kamiński nie jest już sexi, a i Kluzik-Rostkowska wydaje się być passe... Mózgowcy z WSI24 obmyślają nowy show - „Jak oni się rozłamują II”. Jury: Marek Migalski - agresywny zgryźliwiec, Jacek Żakowski jako obiektywny subiektywista i Kazimiera Szczuka w roli Donalda Tuska (bo podobni). Zgłoszenia tylko z PiSu.

***

Że co? Nagroda? A kto tu mówi o nagrodzie? Ot, podopieszczają was w mediodajniach. Do czasu. A potem fora za dwora. Bezpieka ma dosyć własnych, sprawdzonych, wyrobników.

IV. O różnych takich:

Dziennikarze Jan Osiecki i Tomasz Białoszewski oraz były dowódca pułku specjalnego Robert Latkowski przeprowadzili własne „śledztwo” w sprawie katastrofy smoleńskiej, którego efekty są – cóż za niespodzianka! - idealnie zbieżne z rosyjską wersją. Odsyłam do recenzji Seawolfa na „Niepoprawnych”. Jak wykazało moje blogerskie dochodzenie, reżyser Sylwester Latkowski z Piotrem Pytlakowskim już przygotowują się do ekranizacji „fabularyzowanego dokumentu". Podobno – choć to niewiarygodne - jeszcze prawdziwszego od tego o Blidzie... Dziennikarskie szumowiny – łączcie się! Tylko nie zapomnijcie potem umyć rączek.

***

Podobno na tym niegodziwym świecie istnieje jakaś platforma blogerska banująca użytkowników bez ostrzeżenia i usuwająca znienacka całą zawartość blogów. Ja w to, oczywiście, nie wierzę. Z pewnością jacyś łażący (he, he) po necie podli, mali, zawistni ludzie rozpowszechniają takie haniebne pogłoski. Na wszelki wypadek jednak zapodam linki do instrukcji jak w prosty sposób zarchiwizować sobie zawczasu bloga: klikać tu lub tu.

Gadający Grzyb


pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Jak zarchiwizować swego bloga z S24– krótki poradnik ;))


Jak zabezpieczyć się przed „zniknięciem” bloga i ocalić swój dorobek dla potomności ;))

Poniższa instrukcja wyjątkowo miała swą "premierę" na Salonie 24 (wyjątkowo - bo moje notki zawsze ukazują się w pierwszej kolejności na "Niepoprawnych"). No, ale sytuacja była szczególna (kasacja bloga jednego takiego "łażącego";))).

Jednocześnie chciałbym podziękować Seawolfowi, bez którego nie miałbym pojęcia, że istnieje opisane poniżej "cóś" i możliwości z tym "cósiem" związane;)

Na "NP" wklejam ten mini-poradnik z prostego powodu: być może przeczyta to ktoś, kto ma bloga na S24 i nie chciałby stracić jego zawartości a przegapił moją notkę na Salonie. Tyle tytułem wyjaśnienia, jedziemy:

Krótki, łopatologiczny poradnik dla tych, którzy by chcieli na wszelki wypadek sporządzić pełną kopię swego bloga (wraz z komentarzami i takimi tam) i zachować ją na twardym dysku.

1) Ściągamy sobie darmowy programik HTTrack Website Copier (na przykład stąd) i instalujemy.

2) Po uruchomieniu wciskamy „Dalej”. W rubryce „Nazwa projektu” wpisujemy nazwę pod jaką chcemy zapisać naszego bloga na dysku (np. „iksiński_blog”), zaś w okienku „Ścieżka bazowa” podajemy katalog w którym zapiszemy naszego bloga. Klikamy „Dalej”.

3) W polu wyboru „Działanie” zaznaczamy opcję „Pobierz stronę(y) Web”. Poniżej klikamy na klawisz „Dodaj URL”. Pojawi się okienko, które uzupełniamy następująco:

- w rubryce „Adres URL” podajemy nasz adres na S24 (np.zombie.salon24.pl);

- poniżej wpisujemy nasz login i hasło.

Klikamy „OK”, następnie zaś „Dalej”.

4) Zaznaczamy opcję zaczynającą się od słów: „Możesz teraz uruchomić tworzenie...” i wciskamy „Zakończ”.

5) Czekamy, aż program wykona operację... wciąż czekamy... i jeszcze trochę ;)) Następnie klikamy „Zakończ” i „Wyjście”.

6) Teraz otwieramy katalog do którego skopiowaliśmy naszego bloga, klikamy na plik „index” i otwiera się nam „off-line’owa” przeglądarka. Klikamy w niej na nasz adres... i otwiera się nam wierna kopia naszego bloga na Salonie24. Yes, yes, yes!

***

W ten oto prosty sposób możemy zabezpieczyć się przed nieoczekiwanym „zniknięciem” naszego bloga i ocalić swój, często bogaty, publicystyczny dorobek dla potomności ;))

W każdym razie, ja tak zrobiłem i innym też radzę...

Gadający Grzyb

P.S. To działa na wszystkie blogi/strony internetowe, które możemy sobie skopiować i potem przeglądać off-line;)

pod-grzybem.salon24.pl/258294,jak-zarchiwizowac-swego-bloga-z-s24-krotki-poradnik

czwartek, 9 grudnia 2010

Po wizycie


O triumfie rosyjskiej partii w Polsce wszyscy się dowiemy. Gdy będzie już za późno. Jak zwykle.

I. Dysproporcja.


Przyglądam się składowi delegacji dobrodusznego Dziadka Mroza, który postanowił wraz ze swą Śnieżynką nawiedzić w same Mikołajki stolicę Priwislańskiego Kraju. Porównuję nazwiska z listą podpisanych umów i deklaracji. W skład delegacji weszli m.in. ministrowie: spraw zagranicznych – Siergiej Ławrow, energetyki – Siergiej Szmatko, transportu – Igor Lewitin, rozwoju gospodarczego - Elwira Nabiullina. Dalej: gubernator Obwodu Kaliningradzkiego Nikołaj Cukarow, szef Rosatomu – Siergiej Kirijenko. Do tego prezesi: Gazpromu – Aleksiej Miller, Łukoilu – Wagit Alekpierow, TNK-BP – Maksim Barski...

Z przebiegu wizyty wynikałoby, że cała ta czereda prominentnych mafiozów zjechała się tylko po to, by podpisać kilka drugorzędnych świstków. Spójrzmy: memorandum dotyczące współpracy prokuratur, deklaracja o współpracy gospodarczej, umowa dotycząca transportu morskiego... Coś przeoczyłem? Ach tak - „walkę z zanieczyszczeniami Bałtyku”, która to „walka” na dobrą sprawę powinna dotyczyć Rosji i Niemiec. Póki co bowiem, największym zagrożeniem dla Bałtyku jest Gazociąg Północny położony na pojemnikach z iperytem, tudzież innymi powojennymi świństwami.

Gołym okiem widać, że skład osobowy delegacji nijak się ma do oficjalnych efektów wizyty. Rażąca dysproporcja, której wiodące mediodajnie uprzejmie nie zauważają, by nie psuć „klimatu”.

II. Atomowy triumwirat.

Przypomina mi się historia z podpisaną niedawno renegocjacją tzw. „kontraktu jamalskiego”, przy której to okazji, jak się okazało, ustalono że powstanie studium dotyczące przeprowadzenia mostu energetycznego między mającą powstać Bałtycką Elektrownią Jądrową w Kaliningradzie a Olsztynem, co stanowi przygrywkę do importu energii elektrycznej z Rosji.

Jak w tym kontekście interpretować obecność: gubernatora Kaliningradzkiej Obłasti, szefa Federalnej Agencji d/s Energetyki Atomowej (Rosatom) i ministra energetyki? Chciałbym się mylić, ale zanosi się na to, że ten „atomowy triumwirat” pod patronatem Miedwiediewa miał za zadanie dopilnować byśmy, jako odbiorcy, zapewnili ekonomiczne powodzenie Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej i nie bawili się w żadne Ignaliny II (Visaginas) i mosty energetyczne z Alytus do Ełku, nie wspominając już o reaktywacji połączenia z ukraińską Chmielnicką Elektrownią Atomową. Żarnowiec pewnie będziemy mogli sobie wybudować... kiedyś tam – gdy potencjalni odbiorcy (również krajowi) zostaną już obezwładnieni prądem z Kaliningradu.

III. Przeoczona wizyta.


Warto nadmienić, że w przeddzień wizyty Miedwiediewa gościli w Polsce (05.12.2010) premierzy Litwy (Andrius Kubilius), Łotwy (Valdis Dombrovskis) i Estonii (Andrus Ansip). Powód? Energetyka. Tusk się spotkał, pogadali... i tyle. Mediodajnie rozgrzane wizytą Wielkiego Brata zamieściły krótkie notki dotyczące tej desperackiej eskapady, której sens może być tylko jeden: nie zostawiajcie nas! Premier Litwy w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” powiedział:

„Bardzo otwarcie zapytałem (Putina, w marcu b.r. - GG), gdzie podzieje się energia z siłowni, dokąd będzie eksportowana, skoro, co też wyraźnie podkreśliłem, Litwa nie ma planów importu energii atomowej z obwodu kaliningradzkiego? I premier Putin nie odpowiedział mi na to pytanie.”


I dalej:

„To jest pytanie o to, jakiego wyboru dokona Polska.”


Premier Litwy nadmienił też coś w stylu, że bardzo mu fajnie, iż Polska ma obecnie z Rosją takie dobre relacje, tylko... co miał innego powiedzieć?

IV. Inne sprawy „siłowików”.

Muszę tu (po raz kolejny zresztą) wspomnieć o prywatyzacji Lotosu. Blisko jedna trzecia polskiego rynku paliwowego (z rozwojowymi perspektywami) to łakomy kąsek. Któż na ten kąsek się załapie? Łukoil? Gazprom-Nieft? Rosnieft? „Guglam” sobie...Cóż za niespodzianka! Lotos przejmą, dzieląc się po bratersku, Gazprom-Nieft z Rosnieftem! Sam minister energetyki, Siergiej Szmatko tak powiedział. No, a skoro powiedział tak Siergiej Szmatko, to któż by śmiał zaoponować? Wot, tak sobie „siłowiki” uradzili. Bezcenne, zwłaszcza, że w ten sposób zyskują również przyczółek w gdańskim Naftoporcie, którego udziałowcem jest Lotos.

Zostawiam Lotos i rozmyślam, czy aby przybyłym tłumnie do Warszawy mafiozom nie chodzi również o bezkonfliktowe przejęcie z rąk Orlenu Możejek, do których „awariowana” w trybie nagłym odnoga rurociągu „Przyjaźń” wciąż jakoś nie może dostarczyć ropy? Tym bardziej, że Litwini zachowują się ambiwalentnie: z jednej strony chcą by Orlen pozostał (na zasadzie „każdy, byle nie Ruski”), z drugiej zaś jakoś nie mogą się uporać z odbudową 19 kilometrowego odcinka torów z Możejek na Łotwę. Cóż, skoro mówi się o „rosyjskiej partii w Polsce”, to jakże potężna „rosyjska partia” musi funkcjonować w krajach „Pribałtiki”?

Nie zapominajmy też o Aleksieju Millerze, szefie Gazpromu. Co mógł mieć do przekazania? Dyskretne sugestie by nie śpieszyć się z budową gazoportu w Świnoujściu? A może, by umiejętnie sabotować, mnożąc „obiektywne trudności” kwestię wydobycia „shale gas” - przynajmniej do chwili, gdy tonący w długach Gazprom pozyska odpowiednie technologie, by móc samemu eksploatować polskie złoża? Gazprom to – było nie było - przyjazna nam, słowiańska firma, nie jakieś tam drapieżne, anglosaskie, imperialistyczne koncerny... Ach, jeszcze jedno - nie szalejcie z rozbudową interkonektorów na zachodniej granicy, chłopaki. I pamiętajcie, by gazociąg słubicki pozostał równie zapomniany jak do tej pory.

Jesteście grzeczni, jest dobrze. Nie jesteście grzeczni – nie jest dobrze. A przecież chcecie, żeby było dobrze, prawda?

IV. Koincydencje.

No i jeszcze te koincydencje: rozmowy ministrów w Brukseli (z wywiadu premiera Andriusa Kubiliusa w „Rzepie”:

„2 grudnia była o tym (elektrownia Visaginas i współpraca energetyczna - GG) mowa w Brukseli podczas spotkania komisarza ds. energetyki Günthera Oettingera z przedstawicielami ministerstw z Polski, Litwy, Łotwy i Estonii”.


Trzy dni później (niedziela 05.12) premierzy „pribałtiki” są już w Polsce, następnie (poniedziałek 06.12) rozpoczyna się wizyta Miedwiediewa. W tym czasie Tusk w Berlinie spotyka się z Angelą Merkel, by jeszcze tego samego dnia wrócić do Warszawy i pobieżyć do kwatery Miedwiediewa w hotelu Hyatt (niedaleko rosyjskiej ambasady). We wtorek, 07.12 przyjeżdża do Polski prezydent Niemiec Christian Wulff, zaś prezydent Komorowski szykuje się już do spotkania z sowietofilem Obamą...

Byłbym zapomniał - jest jeszcze artykuł Łażącego Łazarza traktujący, między innymi, o wyautowaniu nas z tranzytowego transportu kolejowego Berlin - Moskwa. Przejęcie PKP Cargo przez Deutsche Bahn to tylko element układanki. W Polsce rosyjski minister transportu Igor Lewitin, Tusk w Niemczech... Koincydencje. Ech, te spiskomaniackie koincydencje...

***

Zapewne pominąłem tu wiele równie istotnych spraw, jak te poruszone powyżej. Na przykład, obecność Siergieja Ławrowa. Czyżby „spinał” sieć interesów i baczył jako ramię pozostającego na Kremlu Putina, by „kukła” Miedwiediew zanadto się nie „rozliberalnił”? A fe, sam się siebie wstydzę za takie podejrzenia...

Bardzo chciałbym się dowiedzieć czym nie pochwalono się przed opinią publiczną. Co ustalono w zaciszu gabinetów i pod co szykowano grunt, by wizyta prezydenta naszego Północnego Sąsiada doszła do owocnego skutku.

Spokojnie, o triumfie rosyjskiej partii w Polsce wszyscy się dowiemy. Gdy będzie już za późno. Jak zwykle.

Gadający Grzyb

P.S. Prześlizgnąłem się wzrokiem po notce i zorientowałem się, że tylko raz wspomniałem o prezydencie Komorowskim. O premierze Tusku może trzy razy. Mam wrażenie, że to znamienne.

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

piątek, 3 grudnia 2010

Pod-Grzybki (odc.2)


Zgodnie z zapowiedzią, kontynuuję co-jakiś-tam-czasową rubrykę. Oto kolejna porcja „Pod-Grzybków”:

Umiłowane Donaldu przymierza się do opylenia Lasów Państwowych za jakieś drobne 300 miliardów złociszy, żeby odwlec w czasie katastrofę finansów publicznych. Protestują leśnicy, ludzie zbierają podpisy... A mnie zastanawia jedno: gdzie podziewają się "ekolodzy", tak głośni onegdaj przy okazji Rospudy? Po drzewach nie łażą, gniazdek nie wiją, jaj nie odmrażają... - to jest, chciałem rzec - nie wysiadują... Niedobrze – znaczy, że na wiosnę nie będzie przychówku.

***

Nie mogę – muszę powrócić do poruszonej w poprzednich „Pod-Grzybkach” frapującej zagadki jaką stanowi dla mnie notoryczne udzielanie łamów "Rzepy" Obłąkanemu Waldemarowi. Okazało się, że to tylko tak, dla draki! Wkrótce po tekście Obłąkanego Waldemara o Jaruzelskim redaktor Lisicki wysmarował bowiem niby-to-jajcarski felietonik w którym nabijał się z czcigodnego nestora. Uczynił to jednak w sposób dość osobliwy, na bezpiecznym poziomie ogólności, nie wymieniając ani nazwiska Kuczyńskiego ani tytułu tekstu do którego się odnosi. Panie Lisicki, po pierwsze: satyra nie znosi asekuranctwa, a po drugie: ładnie to tak eksploatować niepoczytalnego staruszka? Wstydziłby się Pan, doprawdy...

***

Władimir Putin w słynnym artykule na łamach „Sueddeutsche Zeitung" zaproponował Europie w ramach „aliansu gospodarczego” m.in. ujednolicenie standardów technologicznych. To kto będzie zmieniał rozstaw torów? My czy oni?

***

Jak przystało na „otwartego katolika”, Jan Turnau na łamach „Wyborczej” deklaruje należytą odrazę do trącącej fałszem i religiancką zaściankowością Wigilii:

„Może już powinniśmy myśleć, jak wytrzymać Wigilię, by znieść z uśmiechem na ustach wszystkich bliskich, którzy nas nudzą albo i drażnią potwornie.”


W związku z powyższym, podrzucam Sewkowi Blumsztajnowi pomysł na kolejną kampanię: Wygwizdać moherową Wigilię z polskich domów! A gdyby gdzieś tam zaplątał się tzw. „Święty” Mikołaj, czy inne Dzieciątko Jezus, to bojówki Antify spuszczą tym katofaszystom należyty łomot.

***

Jak wiadomo, przed wizytą Dymitrija Miedwiediewa Gajowy Bronisław zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Nic dziwnego, jest się czego bać. Wyobrażam sobie, co może się dziać w głowie świeżo obdarowanego jarłykiem namiestnika przed wizytą Wielkiego Chana...

***

Przy okazji Gajowy Bronisław zagrzmiał, że „czas wyjść z grajdoła”. Gajowy na ten przykład z grajdoła wyszedł. I, jak wykazało moje śledztwo, razem z Jaruzelskim spieprzył do Budy (Ruskiej). Nie ma to jak odpowiedni ludzie we właściwym miejscu.

***

Jak podaje portal wPolityce.pl, spadkobiercy „Fali49” z ulicy Czerskiej postanowili piórem cyngla Czuchnowskiego dać odpór robiącemu furorę w Sieci filmowi „List z Polski”. Jak leciała ta maksyma Gandiego? "Najpierw cię ignorują, potem się z ciebie śmieją, potem z tobą walczą - i wtedy wygrywasz". Fakt, że „Fala49” miast rytualnego w takich wypadkach etapu obśmiewania (red. Orliński mógł się poczuć pominięty) wytoczyła od razu najcięższe działa, musi świadczyć o świadomości na jak kruchych podstawach umocowana jest rosyjsko-rządowa wersja, której tak zawzięcie kibicuje „Wyborcza”. Tu nie ma czasu na śmichy-chichy. Wątpliwości należy zdusić wedle sprawdzonych wzorców. Tak, towarzyszu Czuchnowski – z takimi następcami Wanda Odolska może spoczywać spokojnie.

***

A tak poza tym, to chyba wiem, co ugodziło „Falę49” najboleśniej. Otóż przyzwyczaili się chłopaki, że jak ktoś z zagranicy chce napisać czy nakręcić coś o Polsce, to pierwsze swe kroki kieruje na Mysią, to jest, na Czerską, gdzie rzeczywistość zostanie mu naświetlona pod odpowiednim kątem i we właściwym kontekście. A tu taka zniewaga. Nie dość, że Mariusz Pilis nie udał się po obowiązującą wykładnię, to jeszcze jedną z częściej cytowanych w filmie postaci jest naczelny „oszołomskiej” i „spiskomaniackiej” „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz, zaś pierwsze strony numerów „GP” poświęconych smoleńskiej katastrofie zostały wyeksponowane odpowiednio do swej rangi. Miarą obrazy może być fakt, że o „GP” i Sakiewiczu redaktor Odolski..., to jest, Czuchnowski nie zająknął się w swym tekście ani razu.

***

Z „Naszego Dziennika”: Jego Wysokość Bronisław Komorowski odesłał administratora Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, ks. płk. Sławomira Żarskiego do „rezerwy kadrowej”. Za to, że ksiądz pułkownik wymienił w kazaniu kilka podstawowych patologii III RP, czym wedle Jego Wysokości ugodził w podstawy i sojusze („jak tak można - że Polska jest budowana na antywartościach” - Komorowski). Trochę to tak, jakby Zygmunt III Waza wylał ze swego dworu Piotra Skargę za wichrzycielstwo i negowanie ustrojowych pryncypiów Królestwa Polskiego.

***

Ksiądz Żarski winien pamiętać, że monarsze uszy są bardzo wrażliwe i nie można ich drażnić, nawet wymownym milczeniem. W swoim własnym, dobrze pojętym interesie powinien zmienić front i to szybko, gdyż Jego Wysokość Bronisław nie wykazuje się bynajmniej cierpliwością Zygmunta III. Już bardziej nasuwa się na myśl Henryk VIII i ta cała historia z Tomaszem Morusem. A najbardziej, że wracają czasy, kiedy to „u waadzy” byli w cenie „księża-patrioci”.

***

Profesor Tomasz Nałęcz pełniący obecnie zaszczytną funkcję Nadwornego Pochlebcy Jego Wysokości Bronisława Wspaniałego po stwierdzeniu, że na „ołtarzu sprawy” (czyli kilku łaskawych słów Putina) „powinniśmy złożyć każdą ofiarę dał ujście swemu uwielbieniu dla kremlowskiego samodzierżcy mówiąc, ze Putin jest „znakomitym politykiem i sportowcem" . Przyznam się, że chociaż mało co robi na mnie wrażenie, to tym razem dech mi zaparło. Takiego wiernopoddańczego tonu w głównonurtowym przekazie nie było chyba od czasów Breżniewa. To kiedy wpisujemy do Konstytucji przyjaźń z Federacją Rosyjską? Nie krępujcie się, chłopaki. Jak obciach to na całego.

Gadający Grzyb


pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl