środa, 22 grudnia 2010


...czyli co-jakiś-tam-czasowy, wybiórczy i subiektywny przegląd wydarzeń dla ubogich.



I. Wieści różnej treści:


Niepomny na los byłego administratora Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, ks. płk. Żarskiego, ksiądz Leon Pietroń wygłosił równie „upolitycznione” kazanie i został, jak to ujął Seawolf, „zbanowany” (półroczny zakaz wygłaszania kazań) przez arc. Życińskiego, który niczym rasowa primadonna nie cierpi na swojej scenie konkurencji. Używałem już co prawda tej analogii, ale tu powtórzę: cosik mi się widzi, że taki ks. Skarga nie miałby dziś łatwego życia. Te upolitycznione "Kazania Sejmowe"... Jego zbanowaliby chyba dożywotnio.


***


Ludwik Dorn wyznał, że „wykorzystuje PiS do swoich celów”. To ci Machiavelli, no, no...


***


Dorn wyznał co wyznał, po czym pobiegł na kilka głębszych. Ledwie wychylił, a już rzuciła się na niego sfora tresowanej na takie właśnie okazje dziennikarskiej psiarni. W ten oto nagły a bolesny sposób skończyły się medialne przymilanki. Dorn się tym nawet jakby z lekka zbulwersował. Co on, nie wiedział, że gdyby nadal darł z Kaczyńskim koty, mógłby sobie nawet leżeć w sejmie pod ścianą i obrzygiwać dziennikarzom buty a ci uprzejmie by tego nie zauważali? I taki to z tego Dorna Machiavelli. Niby przebiegły a naiwny jak dziecko.


***


Kluziki spojrzały na casus Dorna i poskrobały się po łepetynach. Jak tu odgrywać wiarygodną opozycję i nie narazić się mediodajniom? Myślcie szybko, dziewczyny i chłopaki, bo ile można wytrzymać siedząc okrakiem na drucie kolczastym?


II. Wieści z Salonu:


Norman Davies nawygadywał w Lisowym „Wproście” różnych obrzydliwości o opozycyjnej wywrotowej ekstremie z pochodniami i zdaje się, że nawet nie czuje obciachu. Cóż, potwierdza to onegdajszą tezę Wajdy, że „lata codziennej lektury ‘Wyborczej’ nie mogły pozostać bez wpływu na moją biedną głowę”. Refleksja nr 2 – jak to jest, że nawet w miarę sympatyczni i – zdawałoby się – pozbawieni agresji przedstawiciele tzw. Salonu prędzej czy później zamieniają się w ociekających jadem, zacietrzewionych staruchów? Fatum jakieś, czy co?


***


Tomasz Wołek zabrał głos na łamach „Rzeczpospolitej”, ale ja nie o Wołkowym tekście, gdyż pisał jak zwykle po linii i na bazie. Nurtuje mnie inna kwestia: jak to jest robić za koncesjonowanego konserwatystę w środowisku „salonowszczyzny”, gdzie można liczyć co najwyżej na status dobrego faszysty? Moje blogerskie śledztwo wykazało, że Dobry Faszysta Wołek codziennie musi kupować nowe lustro do łazienki, gdyż żadne nie wytrzymuje codziennej próby golenia. Pęka. Teraz przynajmniej wiadomo po co Wołkowi etat w stacji z pornosami. Jakoś chłopina musi na te lustra zarobić. Moja rada – wypoleruj se pan kawał blachy – może wytrzyma.


***


Nad red. Lisickim wyjątkowo pastwić się nie będę. Generalnie, odsyłam do tego, co pisałem w pierwszych „Pod-Grzybkach” a propos drukowania tekstów Obłąkanego Waldemara.


***


Tymczasem, wspomniany D.F. Wołek przyobiecał dziennikarzowi Wiktorowi Świetlikowi, że wyeliminuje go z mediów. Khe, khe... czyżby znaczyło to, że Świetlik nie zagra w żadnym z emitowanych przez wołkową stację „Tele5” bieda-pornosów? A już sobie chłopina ostrzył... no, mniejsza z tym, co sobie ostrzył, w każdym razie Faszysta (ale dobry) Wołek postanowił w iście michnikowym stylu (słynne: „ja cię zniszczę”) zniweczyć tę pięknie zapowiadającą się karierę.


***


Adam Michnik rozwinął orle skrzydła, wzbił się w przestworza i dostrzegł zagrożenie dla wolności mediów... na Węgrzech, gdzie Fidesz Wiktora Orbana wziął się za dekomunizację tamtejszych mediodajni. Cóż, w Polsce, jak wiadomo, pluralizm medialny kwitnie, zresztą nad Wisłą Michnika już mało kto (poza „niezawisłymi” sądami, rzecz jasna) tak naprawdę słucha. Nie był w stanie nawet wywalić z własnej gazety jakiegoś tam Artura Domosławskiego (za książkę o Kapuścińskim), co więcej, jak na urągowisko, tenże Domosławski otrzymał tytuł „Dziennikarza Roku” i to pomimo michnikowej tyrady wygłoszonej przy okazji wręczania nagrody „Dziennikarza Dwudziestolecia”. Tak oto, przy rytualnych wyrazach szacunku itd, pokazuje się niedawnemu Oberredaktorowi, że pora na ciepłe kapcie i przypiecek. A potem będzie jak u Mrożka: „babcia (tj. w tym wypadku: „dziadek”) - na katafalk!”


***


Ks. Boniecki z końcem marca 2011 przestanie być naczelnym „Tygodnika Powszechnego”. No, to miejsce w jaskini (dobrych i umiarkowanych, ale jednak) kato-faszystów dla Dobrego Faszysty Wołka będzie jak znalazł.


III. Wieści z dworu Jego Wspaniałości Bronisława „Panie Kochanku” Komorowskiego, pana na Obornikach, Ruskiej Budzie, et caetera, et caetera, et caetera...


Na początek uwaga nietypowa, bo serio: kariera Gajowego, niegdysiejszego kontestatora „Okrągłego Stołu", który chwilę potem dołączył do obozu „beneficjentów przemian" pokazuje jak nisko trzeba upaść, by potem wysoko zajść w III RP. Paru innych kolesi też to dotyczy.


***


Jak wiadomo, Jego Wspaniałość Prezydent Komorowski podczas pobytu w Stanach doznał drobnych zawirowań czasoprzestrzennych, przez co wydawało mu się, że zamiast w wykładowej auli znajduje się przy myśliwskim ognisku, które to miejsce, jak również wiadomo, znosi nawet najbardziej bełkotliwe bajędy ze słynnym bigosem na czele. W każdym razie, moderator podziękował Komorowskiemu słowami: „To było wspaniałe przemówienie, nikt nie miał szansy zasnąć.” Racja, wszyscy notowali najnowsze polish jokes...


***


Tak mi przyszło do głowy: a może, po prostu, wątkiem „bigosowym” pan Prezydent dawał gospodarzom dyskretnie do zrozumienia, że jest głodny? Patrząc na iście sarmacką sylwetkę Jego Wspaniałości można się domyślać sporych możliwości w absorbowaniu kulinariów... Cóż, w Ameryce żarcie mają paskudne, więc tęsknota by zjeść „cóś kunkretnego” jak najbardziej zrozumiała. Zresztą, wystarczy spojrzeć na Obamę – jakieś to-to wiotkie, chuderlawe... niedożywiony, biedaczek. Dawać go do Polski! Na polowanie, na bigos i dziczyznę! Byle tylko Komorowski, który jest rozgarnięty mniej więcej tak jak Karol Radziwiłł „Panie kochanku” (herbu, nomen omen, Trąby), nie pomylił się i nie zagnał biednego Murzyna do nagonki. Gotów jeszcze nadziać się na jakiegoś Szopena-militarystę chowającego armaty po krzakach.


***


Nieuchronnie nadchodzi Wigilia. Informacja dla Jego Wspaniałości Prezydenta Bronisława Komorowskiego i Małżonki: nie ma obowiązku, by biegać na Pasterkę i narażać się na wysłuchiwanie nieprawomyślnych kazań. Niech w tę jedną noc antypaństwowe klechy plotą sobie do plebsu swoje antyustrojowe bzdury. Wy zostańcie w domu i podzielcie się jajkiem. A potem bigosik, oczywiście, bardzo proszę...


Wesołych Świąt!


Gadający Grzyb



pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz