sobota, 3 sierpnia 2013

Czy odbiorą nam „Kotwicę”?

Szeroko i nieprecyzyjnie sformułowany zakres „ochrony” znaku Polski Walczącej ma służyć wyrugowaniu z przestrzeni publicznej patriotycznej symboliki.

I. Szkodliwy bubel prawny

Pani Ewa Kopacz – sejmowa marszalica i formalnie druga osoba w państwie – zapowiedziała podczas pierwszosierpniowych obchodów 69. rocznicy Powstania Warszawskiego, że Sejm zintensyfikuje prace ustawodawcze nad ochroną prawną symbolu Polski Walczącej – słynnej „Kotwicy”. Sprawa nie jest nowa – już w 2012 roku Związek Powstańców Warszawskich podjął starania o zabezpieczenie znaku, poparte również przez światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Projekt stosownej nowelizacji Ustawy o Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa wpłynął na początku lipca br. do sejmowej komisji kultury, gdzie utknął na skutek wycofania się z prac legislacyjnych posłów PiS. Gdyby jednak komuś włączył się odruch pomstowania na warcholstwo „pisiorów”, to odnotujmy, że opozycyjni posłowie podzielili jedynie negatywną opinię Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która ustami swego sekretarza, Andrzeja Kunerta, uznała projekt ustawy za, delikatnie mówiąc, niedoprecyzowany.

Przypomnijmy, że projekt zakłada, iż „Kotwica Walcząca” uzyska status „dobra ogólnonarodowego, podlegającego ochronie prawnej na zasadach przewidzianych dla dóbr osobistych”. Nad prawidłowym wykonaniem ustawy czuwać miałaby ROPWiM oraz Ministerstwo Kultury. Tyle, że ROPWiM wcale do takiej „ochrony” się nie pali. Andrzej Kunert: „– Nie ma w tym projekcie ani jednego słowa na temat tego, na czym miałaby polegać ta ochrona i przed czym. Czy ma to być ochrona polegająca na przeciwdziałaniu wypadkom korzystania w sposób przynoszący ujmę znakowi narodowemu, czy też ochrona znaku w każdym przypadku, gdy pozostaje on w niezgodzie z jego charakterem i znaczeniem, czyli np. przy wykorzystaniu go w celach komercyjnych lub politycznych? W jaki sposób i kto będzie o tym decydował, jeżeli to nie jest zapisane wprost?”

II. Kotwica Walcząca „dobrem osobistym”?

Marszalica Kopacz twierdzi wprawdzie, że znak Polski Walczącej miałby być chroniony „tak jak chroni się polską flagę i polskie godło”, ale to tylko jej opinia, bowiem zapis odnoszący się do cywilnoprawnej kategorii „dóbr osobistych” daje znacznie szersze pole do popisu. Dobra osobiste to bardzo rozległy i nie zdefiniowany nawet w Kodeksie Cywilnym katalog. KC w art.23 wymienia jedynie przykładowe dobra: „Dobra osobiste człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, pozostają pod ochroną prawa cywilnego niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach.” A doktryna dodaje jeszcze drugie tyle.

No i bądź tu mądry. Na dobrą sprawę, dałoby się z tego wysnuć interpretację, że każde „nieautoryzowane” przez Radę czy Ministerstwo Kultury wykorzystanie „Kotwicy” mogłoby spotkać się z pozwem. Ewentualnie, pozwy sądowe mógłby składać „w imieniu Symbolu” każdy, urażony „niegodnym” jego wykorzystaniem – choćby w ramach ochrony czci, bowiem projekt ustawy zdaje się przenosić per analogiam „dobra osobiste” przynależne osobom fizycznym na znak graficzny PW.

Pewien trop podsuwa tu zresztą Związek Powstańców Warszawskich, którzy na swojej stronie piszą: „Z.P.W. uważa że, wykorzystywanie Znaku dla celów politycznych (w manifestacjach różnych ugrupowań politycznych), komercyjnych, oraz reklamowych (znakowania wyrobów handlowych tym Znakiem) a nawet występowanie takiego Znaku w imprezach sportowych (kibice) - nie może być stosowane”. Krótko mówiąc, wnioskodawcy pragną ograniczyć używanie „Kotwicy” jedynie do sfery oficjalnej, autoryzowanej przez państwowe instytucje oraz zrzeszenia weteranów Państwa Podziemnego.

III. „Kotwica” jak „Guevara”?

Ja oczywiście nie odmawiam szlachetnych intencji kombatantom, których może drażnić przekształcanie symbolu Polski Walczącej autorstwa harcerki i studentki historii sztuki Anny Smoleńskiej (ech, ta symbolika nazwisk...), stworzonego w najczarniejszej okupacyjnej nocy (1942 rok), w gadżet popkultury. Tyle, że łatwo tu o wylanie dziecka z kąpielą. Sfera popkultury bowiem jest dzisiaj bodaj najsilniejszym bodźcem oddziałującym na społeczną świadomość. Do tej pory domena ta była zawłaszczona przez lewacki nihilizm, czy wręcz zaprzęgnięta do propagowania zbrodniczej ideologii komunistycznej, czego przykładem jest wszechobecny wizerunek Che Guevary. Restrykcyjne podejście do używania „Kotwicy”, która właściwie dopiero od niedawna zaczęła „zadomawiać się” w popkulturowym obiegu, oddaje przestrzeń symboliczną na powrót we władanie lewactwu – a przecież chyba nie o to kombatantom chodzi? Jak najszersze rozpropagowanie znaku PW służy nasączeniu sfery publicznej patriotycznym przekazem. Lepiej chyba, że na kubkach i koszulkach mamy „Kotwicę” niż czerwonego mordercę, prawda?

Warto również zwrócić uwagę, że znak Polski Walczącej bardzo szybko wykroczył poza kontekst walki z Niemcami i stał się na przestrzeni dziesięcioleci uniwersalnym symbolem niepodległościowych aspiracji i środkiem wyrażania uczuć patriotycznych, w tym szacunku dla narodowowyzwoleńczej tradycji Polski. To Grottger XX wieku. Dawno już przestał być wyłącznym atrybutem środowisk kombatanckich, stając się własnością publiczną. A to oznacza, że nabiera szerszego kontekstu znaczeniowego i społecznego, niż pomniki, czy autoryzowane instytucjonalnie wydawnictwa lub uroczystości. Dlatego też zadałem tytułowe pytanie: „Czy odbiorą nam Kotwicę?”. Bo ten symbol stał się nasz – jest wspólnym „herbem” wszystkich polskich patriotów. Nie czekoladowy „morzeł”, tylko ta „Kotwica” właśnie – i osobiście pragnąłbym, by było jej wokół nas jak najwięcej – również na koszulkach, kubkach, czy na meczach piłkarskich.

IV. Czystka w przestrzeni symbolicznej

Nie mam za to najmniejszych złudzeń co do intencji Dyktatury Matołów, której owa „Kotwica” przeszkadza na analogicznej zasadzie, jak przeszkadza im każdy przekaz odwołujący się do patriotycznej samoświadomości Polaków. Na dodatek, ponieważ ta patriotyczna część narodu grupuje się wokół środowisk opozycyjnych – zarówno pisowskiej, jak i endeckiej proweniencji – władza wypowiedziała im otwartą wojnę, pod pozorem walki z „kibolami”, czy „faszyzmem”. Nie łudźmy się – tak szeroko i nieprecyzyjnie sformułowany zakres „ochrony” znaku PW jest zabiegiem celowym, mającym służyć wyrugowaniu z przestrzeni publicznej jednego z najbardziej wyrazistych elementów patriotycznej symboliki. Ten znak bowiem rozbudza uśpionych, umacnia ducha i wzywa do czynu – taka zresztą była jego pierwotna funkcja: podnieść morale udręczonej okupacją ludności. A to Obozowi Beneficjentów i Utrwalaczy IIIRP bardzo źle się kojarzy, podobnie jak generalnie wszelkie nawiązania do insurekcjonistycznej tradycji. Skoro wczoraj buntowali się przeciw Niemcom i Ruskim, to kto zagwarantuje, że jutro nie zbuntują się przeciw NAM?

Dlatego właśnie szeroko rozumiany obóz władzy wraz ze stadem dyżurnych autorytetów i reżimowych mediodajni od początku III RP starał się tę powstańczą tradycję odesłać do lamusa, wyśmiewając „kombatanctwo” i „bohaterszczyznę”. Dlatego dezawuuje się potrzebę prowadzenia polityki historycznej – bo ta zakłóca proces dydaktyczny „pedagogiki wstydu”. Pedagogiki, mającej za zadanie wpędzić Polaków w permanentny kompleks niższości i uczynić z nich w ten sposób łatwo sterowalne, wykorzenione i zatomizowane zbiorowisko klonów bez tożsamości, „zmodernizowanych przez kserokopiarkę”, że się tak posłużę określeniem prof. Legutki. Dlatego starano się zepchnąć w kąt lub zohydzić pamięć o Powstaniu Warszawskim.

Spójrzmy na to oczyma kasty „właścicieli” III RP. Skoro ta symbolika i powstańcza tradycja, idea czynnej walki z wrogiem, staje się dla wielu tak atrakcyjna, skoro coraz więcej Polaków odnajduje się w tym kodzie historyczno-kulturowym, to znaczy, że ONI naprawdę mają się czego obawiać. Toteż nie oszukujmy się – walka z „upolitycznieniem” i „komercjalizacją” narodowej symboliki to jedynie pretekst do walki z odradzającą się polskością. Tym większa szkoda, że tego pretekstu dostarczyli nieświadomie bohaterowie walk o niepodległość. A Dyktatura Matołów skwapliwie wykorzystuje okazję, szermując obłudnie argumentem świętości znaku Polski Walczącej. Polski, którą na co dzień ma w głębokim poważaniu.

Gadający Grzyb

P.S.

Za pożytecznego idiotę postanowił robić wielce patriotyczny bloger, znany m.in. z Salonu24 Jerzy Bukowski - „Bingo!” Sowiniec, a poza tym rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych. Oto w wypowiedzi dla Informacyjnej Agencji Radiowej stwierdził:

„Symbol polskich działań wyzwoleńczych powinien być wolny od wykorzystywania niezgodnego z jego znaczeniem (…) Poza sferą wykorzystywania przez partie polityczne, różne ugrupowania społeczne czy kibiców. Może wykorzystują ten znak w szlachetnym celu i dla podkreślenia swojego patriotyzmu, ale jednak z jego umieszczaniem trzeba być ostrożnym. (…) Projekt nowej ustawy o Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zakłada, że znak będzie traktowany jako dobro ogólnonarodowe. Nad właściwym jego wykorzystaniem będą czuwać ministerstwo kultury oraz Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.”

Czy on wie, do czego przykłada rękę, czy nie wie? A może wystarczy mu patriotyzm w wersji oficjalno-pomnikowej? Mnie nie wystarczy.

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz