Współczesna pajdokracja sterowana jest z zaplecza przez bandę cynicznych wyjadaczy spod znaku „Global Warming Industry” i zostanie skasowana z dnia na dzień, gdy tylko osiągną swe cele.
I. Pielgrzymka klimatyczna
Cały świat wstrzymał oddech. Młodociana klimatystka Greta Thunberg przemówiła podczas inauguracji nowojorskiego szczytu klimatycznego ONZ. 16-letnie bożyszcze ekologistów (nieustająco przypominam: ekologia to nauka, „ekologizm” to ideologia) dało do wiwatu zgromadzonym dostojnikom, ale zanim przejdziemy do szczegółów speechu, zwrócę uwagę na całą otoczkę poprzedzającą ów wiekopomny moment. Otóż, jak wiemy, szwedzka aktywistka klimatyczna, by nie pozostawiać po sobie „śladu węglowego” wyruszyła za ocean nie samolotem, lecz „zeroemisyjnym” jachtem użyczonym do tego celu przez księstwo Monaco, słynące poza tym z wyścigów Formuły1 i będące wielką przystanią luksusowych, paliwożernych, dieslowskich jachtów. Hipokryzja aż wyje. Jednostka pływająca panienki Thunberg była jednak do tego stopnia ascetyczna, że nie wyposażono jej nawet w prysznic i toaletę, zaś naturalne potrzeby załatwiano do „niebieskiego wiaderka”, z dumą zaprezentowanego przez kapitana łajby przed wyruszeniem w rejs. Rodziło to uzasadnione obawy, że po zejściu na amerykański ląd małą Gretę będzie poprzedzała specyficzna atmosfera – tak jak we wspomnieniach mieszkańców Kresów wkroczenie do ich miejscowości Armii Czerwonej poprzedzał narastający smród. Biorąc pod uwagę powyższe obawy, nie dziwi, że świat - a przynajmniej uczestnicy szczytu i obsługujący go dziennikarze - przed wejściem na mównicę naszej współczesnej ascetki woleli na wszelki wypadek wstrzymać oddech. Na szczęście okazało się, że Greta przed swym występem została wykąpana i odziana w czyste szaty, tak więc świat mógł wypuścić z ulgą powietrze z płuc i od tej pory wszyscy oddychali już w miarę swobodnie – no chyba, że ktoś się zakrztusił wysłuchując nieprzytomnych banialuków wygadywanych przez „klimatyczną Joannę d'Arc”.
Pozostaje do wyjaśnienia jeszcze zagadka „niebieskiego wiaderka” ze zgromadzoną zawartością: czy poddano je utylizacji, czy też zachowano na wieczną pamiątkę dla potomności? Zważywszy, że dotąd Gretę Thunberg zdążono okrzyknąć „mesjaszem naszych czasów” i „współczesnym Dawidem”, to rzeczone wiaderko ma szansę stać się cenną relikwią rodzącego się na naszych oczach kultu współczesnej klimatycznej świętej i obiektem mistycznej adoracji roztaczającym wokół powalający „odor sanctitatis”. W dobie wystawiania w muzeach słoików z fekaliami nic nie stoi na przeszkodzie, by pójść o krok dalej i uczynić również takie utensylium przedmiotem religijnego uwielbienia. Kościół św. Grety z niecierpliwością czeka na tę duchową, hm, strawę.
Małostkowi zawistnicy podnosili wprawdzie, że cała eskapada okupiona została wielokrotnie większym „śladem węglowym”, niż gdyby panna Thunberg udała się do Nowego Jorku normalnie samolotem – bo i tak trzeba było wysłać drugą zmianę załogi, by sprowadziła jacht z powrotem do Europy, a i pierwsza zmiana też powróci drogą lotniczą. Sądzę jednak, iż klimat doskonale zdaje sobie sprawę, że to wszystko odbyło się dla jego własnego dobra i zbytnio się nie obrazi. W końcu, skoro cała ludzkość pada przed szwedzką nastolatką na twarz, to i klimatowi nie pozostaje nic innego, jak ugiąć przed jej majestatem kolano.
II. Homilia św. Grety
W każdym razie, po tych budujących napięcie przygotowaniach nastąpił punkt kulminacyjny – Greta Thunberg przystąpiła do wygłaszania swych nauk. Czegóż tam nie było! Ciskała z wysokości gromy na klimatyczną gnuśność wiernych, wytykała odstępstwa od doktryny, podkreślała błędy i wypaczenia, potępiała zdradę i zaprzaństwo oraz niecne uczynki wyrządzone klimatowi i bliźnim, napominała, że czas jest bliski, straszyła wiekuistym potępieniem... Słowem, byliśmy świadkami płomiennej homilii wygłoszonej przez najwyższą kapłankę apokaliptycznej sekty klimatystów. Wszystko podkreślone ekstatyczną mimiką i tonem głosu, tak by do każdego dotarło, że z klimatem nie ma żartów, proroctwa się dopełniają i jeśli się nie nawrócimy, zostaniemy spaleni żywym ogniem.
Wsłuchajmy się w jej słowa, cytowane obficie i należną czcią przez portal gazeta.pl: „To wszystko jest złe. Nie powinno mnie tu być. Powinnam być w szkole po drugiej stronie oceanu. Mimo to wy wszyscy przychodzicie do nas, młodych ludzi, po nadzieję?! Jak śmiecie?! Ukradliście moje marzenia i moje dzieciństwo swoimi pustymi słowami”. Padły słowa o „rozpadających się ekosystemach”, „masowym wymieraniu” i opieszałości w walce ze zbrodniczym dwutlenkiem węgla: „Jak śmiecie udawać, że da się to rozwiązać za pomocą dotychczasowych działań i jakichś technicznych rozwiązań?! Przy dzisiejszym poziomie emisji pozostały budżet emisji CO2 zniknie kompletnie za mniej niż osiem i pół roku”. I wreszcie, groźba nieuchronnej kary: „Nie pozwolimy wam się z tego wywinąć. Właśnie tutaj, właśnie teraz nakreślamy linię. Świat się budzi. I zmiana nadchodzi - czy wam się to podoba, czy nie”.
Pamiętajmy – jest źle, bo Grecie Thunberg ktoś ukradł dzieciństwo i marzenia. Jakiś zły polityk zabrał jej kucyka? Ktoś powiedział, że nie ma jednorożców i św. Mikołaja?
III. Klimatyczna pajdokracja
No dobrze, żarty na bok. Cały ten żenujący spektakl jest kolejnym świadectwem upadku cywilizacji. Spójrzmy – jakaś zindoktrynowana, fanatyczna nastolatka, borykająca się z szeregiem emocjonalnych ułomności jest przyjmowana na światowych salonach, by pleść napisane jej przez klimatycznych piarowców brednie. Wychodzi na mównicę ONZ i opiernicza zebranych dostojników na czym świat stoi – a wszyscy, jak jeden mąż, pokornie jej słuchają i żaden ani piśnie. W jednym Greta Thunberg ma rację: ona faktycznie powinna być w tej chwili w szkole, zamiast szlajać się po świecie z jednego klimatycznego „eventu” na drugi – i to z błogosławieństwem rodziców, którzy zapewniają, że podczas podróży Greta się uczy... „pogłębiając swoją wiedzę o klimacie”, czyli mówiąc po ludzku, nasiąkając „ekologiczną” politgramotą. Znamy to z własnej historii – tych wszystkich absolwentów wieczorowych kursów marksizmu-leninizmu, rzucanych następnie na „front walki ideologicznej”, tych „pryszczatych” stalinistów „ruszających z posad bryłę świata”. I dokładnie kimś takim jest Greta Thunberg, tylko w mniej siermiężnym, bardziej atrakcyjnym opakowaniu. Bo też, co opisał niedawno brytyjski „Sunday Times”, za fenomenem „aktywistki” stoi profesjonalne zaplecze piarowskie, bogate NGO'sy i ekologiczny przemysł, szykujący się do wielkiego skoku na rządowe zamówienia publiczne z zakresu wdrażania „zielonych technologii”. Zresztą, jej ojciec, aktor Svante Thunberg, jest zawodowym impresariem, prowadzącym dotąd karierę żony i matki Grety – śpiewaczki operowej Maleny Ernman. Teraz przerzucił się na promowanie córki, czyniąc z niej idealny dla współczesnych mediów produkt marketingowy. Patrząc pod tym kątem, można Grecie, wykorzystywanej i manipulowanej przez otoczenie tylko współczuć – szczególnie, że jak wszystko wskazuje, naprawdę uwierzyła w swe posłannictwo.
Nie ma natomiast usprawiedliwienia dla świata dorosłych, którzy na niej żerują, bądź z wyrachowaną powagą wysłuchują jej „przesłań” - bo „tak trzeba”, bo gdyby odmówili przyjęcia „prorokini”, zjadłyby ich żywcem lewackie media. Podobnie było z aktywnością słynnego wokalisty Bono, wygłaszającego kilka lat temu rzewne kocopoły na kolejnych szczytach typu G-20. Dziś natomiast mamy będące pokłosiem promowania Grety Thunberg „młodzieżowe strajki klimatyczne”, nad którymi pochylają się głowy państw, a media nagradzają uczestników pełnym zachwytu cmokaniem.
O czym to świadczy? O postępującym zdziecinnieniu. „Dobra”, „idealistyczna” młodzież poucza zacofanych „starych”. Starożytni ukuli na to termin „pajdokracja” oznaczający „rządy dzieci”. Czym kończy się zrównywanie dzieci z dorosłymi wie każdy, kto przeczytał powiastkę Janusza Korczaka o królu Maciusiu I. Tyle, że ta współczesna pajdokracja sterowana jest z zaplecza przez bandę cynicznych wyjadaczy spod znaku „Global Warming Industry” i zostanie skasowana z dnia na dzień, gdy tylko osiągną swe cele.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 39 (27.09-03.10.2019)