Cały system podatkowy przeżarty jest do cna głęboką, strukturalną patologią, którą można streścić dobitnie knajackim hasłem: „śmierć frajerom!”.
Jak wspominałem tu kilkukrotnie, mamy w Polsce de facto regresywny system podatkowy – tzn. ubożsi odprowadzają do budżetu państwa w różnych formach proporcjonalnie większą część swych zarobków, niż bogatsi. W konsekwencji, zważywszy na efekt skali, ciężar danin publicznych i utrzymania państwa spada na barki osób relatywnie mniej zamożnych (jest ich zwyczajnie wielokrotnie więcej niż ludzi bogatych, ponadto ci drudzy dysponują różnymi możliwościami „optymalizacyjnymi”). Przykładowo, płace poniżej średniej krajowej dotyczą u nas ponad 66,3 proc. pracowników - do tego, spośród 33,7 proc. zarabiających powyżej średniej aż 13,7 proc. przypada na przedział płacowy 4346 - 5433 zł. brutto – a więc też nie są to wielkie kokosy. Dla porównania, osoby zarabiające powyżej 7606 zł. brutto, to łącznie zaledwie 8,7 proc. zatrudnionych, co podważa rozpowszechniony pogląd, że to właśnie finansowa „wierchuszka” jest solą ziemi i podstawą funkcjonowania państwa – bo ile te niespełna 9 proc. jest w stanie odprowadzić podatków w porównaniu z ponad 90 proc. całej reszty?
Powyższa konstatacja właśnie znalazła potwierdzenie w twardych liczbach. Otóż 20 marca ukazał się raport autorstwa Jakuba Sawulskiego z think-tanku Instytut Badań Strukturalnych pt. „Kogo obciążają podatki w Polsce?”. Autor, bazując m.in. na danych Ministerstwa Finansów, jednoznacznie stwierdza, że system podatkowy w Polsce ma charakter regresywny – efektywne opodatkowanie jest wyższe dla osób o niskich dochodach, niż dla osób o dochodach wysokich. Na zjawisko to składa się szereg czynników – liniowe opodatkowanie pracy, stosunkowo niskie opodatkowanie wysokodochodowych działalności gospodarczych czy struktura opodatkowania konsumpcji (a więc VAT i akcyza).
W przypadku tego ostatniego, dla dolnego decyla (czyli 10 proc. najuboższych) efektywne obciążenie podatkiem VAT wynosi 14 proc., a akcyzą – 4 proc. Natomiast analogiczne wartości dla 10 proc. najbogatszych Polaków wynoszą 9 proc. (VAT) i 2 proc. (akcyza). Oczywiście, podatki pośrednie ze swej istoty bardziej uderzają po kieszeni ludzi uboższych – jest to ogólna prawidłowość, ponieważ mniej zamożni wydają na obciążone nimi artykuły niemal całą pensję. Dlatego też, jak zauważono w opracowaniu, kraje Europy Zachodniej starają się to przynajmniej częściowo zniwelować progresją podatków dochodowych – średnia unijnego „klina podatkowego” obciążającego wysokie zarobki (czyli od 167 proc. średniej płacy) jest o 8 pkt. proc. wyższa od podatków od niskich wynagrodzeń (czyli poniżej 67 proc. średniej) – w Polsce ów „klin” efektywnego opodatkowania wynosi zaledwie 1 pkt. proc. Zatem w Polsce mamy do czynienia w zasadzie z liniowym efektywnym opodatkowaniem pracy – niezależnie od przedziału dochodów oscyluje ono w granicach 37 proc.
Podobnie rzecz się ma z umowami cywilnoprawnymi – tu również mamy niemal liniowe efektywne opodatkowanie bez względu na dochody, aczkolwiek z akcentem regresywnym. Osoby w przedziale od 10 do 20 tys. zł. brutto rocznie płacą efektywnie 29 proc., zaś osoby zarabiające powyżej 50 tys. zł. - 26 proc. Warto zauważyć, że opodatkowanie umów cywilnoprawnych jest znacząco niższe od umów o pracę, co powoduje zaistnienie dwóch skrajności – z jednej strony wypychane są na nie osoby o najsłabszej rynkowej pozycji (prekariat), czego konsekwencją są słabe zabezpieczenia socjalne; z drugiej natomiast korzystają z tej formy osoby zarabiające najlepiej – uciekając przed wejściem w drugi próg podatkowy (obecnie stawkę 32 proc. płaci jedynie 3,5 proc. podatników). Stąd np. popularne zjawisko „prezesa na śmieciówce”. Na powyższe nakłada się dodatkowo tzw. fikcyjne samozatrudnienie – osoby realnie pracujące dla jednej firmy, formalnie prowadzą działalność gospodarczą, płacąc 19 proc. PIT i ryczałtowy ZUS w wysokości 1200 zł., ponadto mogą odliczać sobie VAT, bądź wrzucać różne wydatki w koszta. Raport ocenia skalę fikcyjnego samozatrudnienia na 166 tys. osób, czyli ok. 9 proc. pracujących na własny rachunek. Przyczyna jest oczywista – wyższe opodatkowanie pracy niż indywidualnej działalności gospodarczej (różnica w zależności od dochodów waha się od 8 do 13 pkt. proc.).
No i wreszcie struktura opodatkowania kapitału – tutaj regresja jest bodaj najwyraźniejsza. Przedsiębiorstwa o dochodach od 25 do 50 tys. zł. rocznie płacą efektywnie nawet 50 proc. (podatki i ZUS) – natomiast w przedziale dochodowym 100-200 tys. zł rocznie efektywne opodatkowanie to już tylko 25 proc. Z kolei wielkie firmy (korporacje) płacą efektywnie jedynie ok. 11 proc.
Podsumowując – mamy regresywne opodatkowanie konsumpcji, quasi-liniowe opodatkowanie pracy (z poprawką na ucieczkę podatkową na fikcyjne samozatrudnienie i „śmieciówki” - a więc, w istocie tu też występuje regresja) i regresywne opodatkowanie kapitału. Krótko mówiąc, cały system podatkowy przeżarty jest do cna głęboką, strukturalną patologią, którą można streścić dobitnie knajackim hasłem: „śmierć frajerom!”.
Gadający Grzyb
Na podobny temat:
Dywidenda obywatelska – eksperyment czy konieczność?
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Felieton opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 13 (29.03-04.04.2019)
Bardzo dobrze rozwinięty temat, widać że dobrze znasz się w tych klimatach finansowych
OdpowiedzUsuńNiestety ja nie znam tego podatku i muszę przyznać, że dla mnie jest to coś nowego. W sumie mnie bardzo zainteresował wpis https://finansefakty.pl/jaki-vat-obowiazuje-w-hiszpanii/ w którym fajnie napisano jak wygląda sprawa podatku VAT w Hiszpanii.
OdpowiedzUsuń