Nie bez przyczyny przyświeca nam sentencja: „Nie obchodzą nas partie lub te czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej”.
I. Medium tożsamościowe – to brzmi dumnie!
Na początek wyjaśnienie, dlaczego „Warszawską Gazetę” określiłem w tytule mianem „medium tożsamościowego”. Otóż nie jest tajemnicą, że od jakiegoś czasu scena medialna uległa daleko idącej polaryzacji – i nie jest to bynajmniej wyłącznie polska specyfika, podobną ewolucję można zaobserwować również na Zachodzie (np. w Stanach Zjednoczonych, szczególnie po wyborze Donalda Trumpa). Konsekwencją tego procesu jest sytuacja, w której poszczególne tytuły zamiast starać się obiektywnie i bezstronnie opisywać rzeczywistość, stają się przedstawicielami różnych opcji światopoglądowych, ideologicznych i politycznych. Oczywiście, stuprocentowy obiektywizm mediów jest szlachetną utopią, która nigdy i nigdzie nie została wcielona w życie. Zawsze istniały tzw. linie redakcyjne określające profil danej gazety (w tekście skupię się na prasie, ale powyższe dotyczy również mediów elektronicznych, w tym szczególnie internetu). Funkcjonowały więc tytuły o „przechyle” bardziej lewicowym, bądź liberalnym lub dla odmiany - bardziej konserwatywnym. W ten sposób tworzył się naturalny pluralizm debaty publicznej, konfrontujący ze sobą różne poglądy. Stąd również wzięły się takie określenia, jak „tygodnik opinii” czy „medium opiniotwórcze”, z założenia nastawione na przekonywanie czytelnika do swoich racji. Medium tożsamościowe jest zatem jedynie logicznym następstwem, krokiem dalej, polegającym na wyostrzeniu profilu redakcyjnego. I, choć niektórzy puryści medialnej „czystości” mogliby się tu oburzyć, moim zdaniem nie ma w tym nic złego. W ten sposób bowiem określone grupy czytelników zyskują swój głos w publicznym dyskursie, mają własną reprezentację w przestrzeni medialnej. Gazeta staje się ich rzecznikiem i wyrazicielem bliskich im poglądów i wartości. I właśnie takim tytułem – medium tożsamościowym w najlepszym rozumieniu tego pojęcia – jest „Warszawska Gazeta”. Wydajemy ją i piszemy dla Państwa i dzięki Państwu – po to, by niezależny, patriotyczny głos był słyszalny, by nie dało się go zignorować we wszechobecnym zalewie lewackiego jazgotu. Wasze wartości są naszymi wartościami. Krótko mówiąc, medium tożsamościowe – to brzmi dumnie!
II. Prasa tożsamościowa czy partyjna?
By jednak miano medium tożsamościowego można było nosić z dumą, należy spełnić trzy warunki. Pierwszy – swoje poglądy należy głosić z otwartą przyłbicą, bez udawania wzorca z Sevres „obiektywizmu”, bez hipokryzji i zakłamania. Przez lata III RP swoisty anty-standard takiej udającej „bezstronność” manipulatorskiej obłudy praktykowała np. „Gazeta Wyborcza”, na zewnątrz usiłując prezentować się jako „arbiter elegantiarum”, podczas gdy w rzeczywistości od swego zarania była narzędziem propagandy obozu beneficjentów „okrągłego stołu”. W przypływie szczerości wyznał to już w 1990 r. Adam Michnik w rozmowie z ówczesnym dziennikarzem „GW”, Krzysztofem Leskim: „K-k-krzysiu, jeśli ty-ty-ty chcesz tu robić wo-wolną gazetę, to-to-to-to po moim trupie”. „Warszawska Gazeta” nie udaje czegoś, czym nie jest – poglądy naszych publicystów mogą się między sobą różnić, ale zawsze są podawane wprost, bez owijania w bawełnę. Jesteśmy wobec Państwa po prostu szczerzy.
Warunek drugi – przedstawiając swoje stanowisko na dany temat, nie można kłamać i produkować „fake newsów”. Tu również staramy się dochować najdalej idącej rzetelności, co można sprowadzić do zasady: wyrazistość, a nawet kontrowersyjność opinii – tak, jak najbardziej, ale nie można fałszować opisywanych faktów, tworzyć alternatywnej rzeczywistości. Wystarczy zerknąć na łamy rzekomo „obiektywnych” tytułów, pełnych zmyśleń, przeinaczeń i manipulacji, by dostrzec różnicę.
No i wreszcie warunek trzeci, jak zobaczymy dalej, wyjątkowo trudny do spełnienia, bo pokusa, by go nie dochować, jest duża: nie można przekroczyć cienkiej granicy między medium tożsamościowym, a medium partyjnym. Gazeta ma służyć swoim Czytelnikom, a nie tej czy innej sile politycznej. Czasopismo nie jest od tego, by kolportować różne „przekazy dnia”, podporządkowywać się odgórnej, partyjnej linii (a czasem wręcz jednej partyjnej frakcji). Jeżeli tak robi, to powinno mieć w redakcyjnej stopce adnotację, że jest organem prasowym danego ugrupowania – dopiero wtedy byłoby fair wobec odbiorców. Zatem, jeśli przykładowo widzisz Czytelniku, że jakieś medium najpierw wspiera nowelizację ustawy o IPN, a potem równie gorliwie przekonuje, że rejterada rządu pod zewnętrznym naciskiem jest „ogromnym sukcesem” - to, mówiąc klasykiem, „wiedz, że coś się dzieje”. Że jesteś dla takiego pisma obiektem manipulacji i przedmiotem propagandowej obróbki, a nie podmiotem. Podmiotem jest zaś partia polityczna przekazująca redakcji swoje aktualne stanowisko „do wykonu”. My, w „Warszawskiej”, zawsze na pierwszym miejscu stawiamy Czytelnika – w odróżnieniu od innych tytułów, nie traktujemy naszych odbiorców jak dzieci specjalnej troski, którym nie należy mówić pewnych rzeczy dla ich własnego dobra. Jeżeli widzimy, że „dobra zmiana” popełnia błąd, to piszemy o tym otwarcie. Nie ma i nie może być dla nas tematów tabu – to kwestia elementarnego szacunku i uczciwości.
III. Cena niezależności
Za taką postawę płaci się cenę – symboliczną i wymierną. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jesteśmy notorycznie opluwani i szkalowani, że stosuje się wobec nas czarny PR – co szczególnie bolesne, również ze strony różnych „niepokornych” i wielce „prawicowych” mediów, upatrujących w nas konkurencję do zniszczenia. Jesteśmy niewygodni, bo z jednej strony „Warszawska” to pismo ze stuprocentowo polskim kapitałem, a z drugiej - funkcjonujemy obok polityczno-partyjnych układów i podwieszeń. Naszym jedynym sponsorem są Czytelnicy, co daje nam komfort niezależności. Tu trzeba dodać, że czytają nas – i to pilnie – również politycy partii rządzącej, choć z niewiadomych względów wstydzą się do tego przyznać.
Jak Państwo widzą przeglądając naszą gazetę, w „Warszawskiej” próżno szukać reklam spółek Skarbu Państwa – i to jest właśnie ta wspomniana wyżej wymierna cena niezależności. Dla kontrastu, spójrzmy, jak wygląda to u naszych konkurentów (wszystkie dane za branżowym portalem wirtualnemedia.pl). W 2018 r. „Sieci Prawdy” zainkasowały reklamy spółek Skarbu Państwa o cennikowej wartości ponad 26,5 mln. zł. „Do Rzeczy” - ponad 13 mln. zł. „Gazeta Polska” - ponad 8,8 mln. zł. Nawet biorąc pod uwagę rabaty i tak wychodzą grube miliony złotych rocznie. Procentowo udział reklam spółek Skarbu Państwa (SPP) prezentuje się jeszcze bardziej okazale – w przypadku „Sieci Prawdy” SPP odpowiadają za niemal 40 proc. przychodów reklamowych; w „Do Rzeczy” - za 22,5 proc.; natomiast w „Gazecie Polskiej” udział reklam SPP to niemal 45 proc. ogółu przychodów reklamowych.
Które spółki okazały się tak hojne? Są to m.in. Orlen, Energa, Totalizator Sportowy, Lotos, PGNiG, Tauron, PKO BP czy Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych. Jak wiadomo, takie towary jak prąd elektryczny, gaz ziemny, zakłady w „Totku” czy pieniądze są na tyle niszowe, że wymagają intensywnej promocji, by pozyskać klientów...
Wszystko to wygląda jeszcze bardziej groteskowo, gdy zestawimy powyższe dane ze sprzedażą wymienionych gazet. „Sieci” w styczniu br. sprzedawały 36 416 egzemplarzy, notując spadek o ponad 30 proc. rok do roku; „Do Rzeczy” - 32 285 egz. (spadek o ponad 17 proc.); „Gazeta Polska” - 22 920 egz. (spadek o 26,5 proc.). W tym kontekście, nie sposób nie oprzeć się wrażeniu, że mamy tu do czynienia ze swoistą „premią za lojalność”. Powiem tylko, że „Warszawska” sprzedaje się lepiej – i to pomimo ograniczenia nadziału dla zalegającego z płatnościami „Ruchu”.
Nie płaczemy. Robimy swoje, choć niektórych uwiera to proporcjonalnie do malejącej sprzedaży ich własnych gazet. Ale cóż - nie bez przyczyny przyświeca nam sentencja: „Nie obchodzą nas partie lub te czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej”.
Gadający Grzyb
Na podobny temat:
Prasa – ofiara politycznej wojny
Dlaczego nie kupuję „niepokornych”' gazet?
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 12 (22-28.03.2019)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz