czwartek, 7 marca 2019

„Soroszyzacja” mediów

Zamiast repolonizacji, będzie „soroszyzacja” - a wszystko dlatego, że osoby teoretycznie odpowiedzialne za reformę polskiego porządku medialnego wolały w zeszłym roku pajacować z eko-lewakami w obronie norek. Słowem – brawo wy!

I. „Soroszyzacja” zamiast repolonizacji

Nie ma to jak „repolonizacja”... Jak podał branżowy portal wirtualnemedia.pl, Agora do spółki z czeską firmą SFS Ventures przejęła grupę mediową Eurozet od funduszu Czech Media Invest, który zakupił go w 2018 r. od francuskiego koncernu Lagardere. Z wyścigu o kupno radiowego potentata, którego perłą w koronie jest Radio Zet odpadli m.in. „Fratria” (wydawca tygodnika „Sieci”) czy ZPR Media (m.in. „Super Express”, radio „Eska”). Agora będzie mniejszościowym udziałowcem (40 proc. akcji kupione za 130,7 mln. zł.), reszta udziałów przypadnie SFS Ventures – podmiotowi, którego jednym z właścicieli jest spółka Salvatorska Ventures LCC. Spółka ta, co istotne, należy z kolei do funduszu Media Development Investment Fund (MDIF) za którym stoi nie kto inny, tylko nasz dobry znajomy George Soros. Innymi słowy – Soros i Agora powiększają swój stan posiadania na polskim rynku medialnym. Warto dodać, że zgodnie z umową między wspólnikami, żaden z nich nie będzie mógł zbyć swych akcji bez zgody partnera (co automatycznie wyklucza ich kupno np. przez jakiś podmiot państwowy), zaś po upływie roku Agora będzie mogła wezwać SFS Ventures do sprzedania jej pozostałych 60 proc. udziałów (tzw. opcja call – jej termin upłynie 20 czerwca 2020 r.). Oznacza to, że za nieco ponad rok Agora może stać się wyłącznym właścicielem „Zetki”.

Cóż, zatem zamiast „repolonizacji” będzie „soroszyzacja” mediów. Wszystko to odbyło się przy kompletnej bierności podmiotów państwowych - nie pierwszy raz zresztą. Przypomnę, że fundusz Sorosa (MDIF) w 2016 r. odkupił 11 proc. akcji Agory m.in. od należącego do państwowego PZU funduszu „Złota Jesień”. Czyli, zamiast poszerzać wpływy i skupywać od innych udziałowców akcje Agory, wykorzystując ich spadające notowania, państwowa spółka beztrosko opchnęła je Sorosowi. A stopniowe przejmowanie kontroli nad koncernem z Czerskiej było jak najbardziej możliwe – i to bez żadnej „spec-ustawy”, tylko normalnymi, rynkowymi metodami. Teraz natomiast odpuszczono walkowerem walkę o Eurozet. Co ciekawe, gdy w grę wchodziło wykupienie od Włochów (Unicredit) Pekao S.A. za ponad 10 mld. zł, jakoś można się było zmobilizować i PZU wspólnie z Polskim Funduszem Rozwoju przywróciły bank w polskie ręce (słusznie zresztą). Tymczasem w przypadku wystawionego na sprzedaż Eurozetu nie wysupłano dwustu kilkudziesięciu milionów.


II. „Zetka” wraca do macierzy

Tym samym, można powiedzieć, że Radio Zet „wróciło do macierzy”. Mało kto już pamięta, że stacja ta została założona właśnie przez Agorę we wrześniu 1990 r. jako „Radio Gazeta” - i jak sama nazwa wskazuje, miało być emanacją „Gazety Wyborczej” w eterze. Nadawało na sprzęcie francuskiej rozgłośni publicznej RFI użyczonym w ramach „wspierania młodej demokracji” - i robiło to od strony prawnej kompletnie „na dziko”, na podstawie nie przewidzianego żadnymi przepisami „eksperymentalnego zezwolenia” udzielonego przez ministra łączności. W ten oto sposób Radio Zet na samym starcie zgarnęło szerokim gestem ogromny kawał rynku medialnego i co za tym idzie, reklamowego tortu, dystansując już na początku potencjalną konkurencję. Oto narodziny III RP w pigułce – o sukcesie biznesu zadecydowały układy i znajomości. Teraz stacja wraca pod opiekuńcze skrzydła Agory i wujka Sorosa, by dodać swoje 12 proc. słuchalności (druga lokata na rynku) do TOK FM i 29 lokalnych rozgłośni będących już w portfolio koncernu.

Retorycznie zapytam: czy właśnie na tym polegać ma osławiona „dekoncentracja”, nad którą w pocie czoła pracują ponoć od czterech lat prominentni politycy partii rządzącej? Dla porównania – kiedy dotychczasowy właściciel „Zetki”, czyli Czech Media Invest przejął w październiku 2018 49 proc. udziałów we francuskiej gazecie „Le Monde”, publicznie swoje zaniepokojenie z powodu wejścia na rynek obcego kapitału wyraził tamtejszy minister kultury Franck Riester, a pracownicy „Le Monde” zażądali gwarancji zachowania niezależności i deklaracji, że nowy współwłaściciel nie będzie wpływał na politykę redakcyjną. A mowa jedynie o pakiecie mniejszościowym. Natomiast u nas zagraniczne podmioty, ze szczególnym uwzględnieniem niemieckich potentatów, panoszą się jak chcą, terroryzując polskie redakcje i dziennikarzy groźbami rujnujących pozwów – i nie ma siły, żeby coś z tym zrobić. A potem PiS płacze, że ma przeciw sobie koalicję wrogich mediów. Płaczcie dalej i nic nie róbcie – z pewnością wam to pomoże.


III. Medialny bantustan

Repolonizacja mediów była jednym ze sztandarowych haseł wyborczych Prawa i Sprawiedliwości w 2015 r. Potem, przez następne lata, byliśmy karmieni kolejnymi obietnicami i doniesieniami na temat różnych wariantów „dekoncentracji”. Po raz ostatni o temacie zrobiło się głośno przed wyborami samorządowymi, na przełomie września i października 2018 r. Słyszeliśmy wtedy z ust posłanki Joanny Lichockiej, min. Jarosława Sellina i min. Piotra Glińskiego, że ustawa jest gotowa i czeka tylko na odpowiedni polityczny moment. Moment ten nie nastąpił do dziś, a min. Gliński w połowie października ub.r. otwartym tekstem przyznał w rozmowie z „WP.pl”, że sprawa jest odwlekana ze względu na niebezpieczeństwo wybuchu kolejnego konfliktu z Brukselą. Swoje dołożyła ambasador USA Georgette Mosbacher przestrzegając podczas spotkania z posłami w Sejmie, iż „Kongres nie będzie tolerował” jakichkolwiek zamachów na „wolność mediów”. Wkrótce zresztą okazało się w odpowiedzi na poselską interpelację, że Min. Kultury i Dziedzictwa Narodowego poprzestało na sporządzeniu dwóch analiz i żadnych projektów ustaw czekających na „właściwy moment” zwyczajnie nie ma.

Konserwujemy więc medialny bantustan w którym jednym z głównych graczy na rynku telewizyjnym jest grupa TVN należąca do amerykańskiego Discovery, któremu szefuje przyjaciel ambasador Mosbacher, David Zaslav – i z tego powodu jest „nie do ruszenia”. W segmencie prasy niepodzielnie dominuje kapitał niemiecki monopolizujący gazety lokalne (Verlagsgruppe Passau), prasę kolorową (Bauer), a także trzymający największy tabloid i jeden z największych tygodników („Fakt” i „Newsweek” - Ringier Axel Springer). Portale internetowe, to znów Niemcy – springerowski Onet i należąca do Bauera Interia. Do tego czołowa stacja radiowa – RMF FM (ponownie Bauer), której dziennikarze żartują, że u nich coś złego o Niemczech można powiedzieć tylko dwa razy – pierwszy i ostatni. Jako ponurą ciekawostkę podam, że wg danych Ministerstwa Finansów TVN niemal co roku wykazuje „straty” – i co za tym idzie, praktycznie nie płaci podatku CIT. Z kolei Ringier Axel Springer wykazał 13 269 315 zł dochodu, lecz tylko 170 306 zł. podstawy opodatkowania – w związku z czym zapłacił raptem 32 358 zł. CIT. Żaden poważny kraj nie pozwoliłby na coś takiego.


IV. „Chilling effect”

Na zakończenie, jeszcze jeden wątek, którego nasi politycy unikają jak ognia. To umowy o ochronie i popieraniu inwestycji (BIT), łączące nas z ok. 60 państwami – w tym z Niemcami, USA czy Francją. W umowach tych zawarty jest mechanizm ISDS, pozwalający obcemu podmiotowi gospodarczemu pozwać państwo polskie przed międzynarodowy arbitraż w przypadku np. uchwalenia niekorzystnych rozwiązań legislacyjnych, mogących skutkować wywłaszczeniem – w tym również tzw. „wywłaszczeniem z zysków”. I właściciele zagranicznych koncernów medialnych otwarcie takimi pozwami grożą, gdy tylko do debaty publicznej powraca wątek dekoncentracji mediów – a że odszkodowania (nie mówiąc o kosztach procesów) mogą iść w grube miliony, to nasi wybrańcy po chwili retorycznej szarży, natychmiast milkną i podkulają ogony. Przy takich okazjach używa się pojęcia „chilling effect” („efekt mrożący”) - i właśnie obserwujemy jego działanie w praktyce. Nawiasem, z umowami BIT również nic nie robimy. W takiej sytuacji nie dziwi, że osoby teoretycznie odpowiedzialne za reformę polskiego porządku medialnego wolały w zeszłym roku pajacować z eko-lewakami w obronie norek. Słowem – brawo wy!


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Repolonizacji mediów nie będzie

Ech, ta repolonizacja...

Dekoncentracja – kolejne podejście


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 09 (01-07.03.2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz