czwartek, 28 lipca 2011

Wrobieni w CO2


„(...) dopiero teraz ministrowie i premier RP zrozumieli, jak katastrofalne dla polskiej gospodarki będą decyzje Komisji Europejskiej” - Tomasz Skłodowski.



I. Polska - były lider w redukcji CO2.


Rzadko kiedy piszę notki poświęcone jednemu konkretnemu artykułowi z prasy, ale tym razem trzeba, bo tekst „Porażka klimatyczna” Tomasza Skłodowskiego opublikowany w „Rzeczpospolitej” przeszedł bez echa, a szkoda, gdyż rzuca snop światła na skalę błędów i zaniechań ekipy Tuska w kwestii redukcji emisji CO2, do której się zobowiązaliśmy w ramach „paktu klimatycznego”. Autor był doradcą ministrów środowiska w rządach AWS i PiS, a także w latach 2009 – 2011 doradcą prezydenta konwencji klimatycznej ONZ. Fachowe spojrzenie na to, w co zostaliśmy wrobieni – bezcenne.


Otóż, Polska podpisując protokół z Kioto, zobowiązała się do redukcji emisji dwutlenku węgla w latach 2008 – 2012 o 6%, przy czym – uwaga – rokiem bazowym był tu rok 1988. Czyli mieliśmy zmniejszyć emisję w stosunku do tego, co emitowaliśmy w roku 1988. Tymczasem, Polska już do roku 2005 zredukowała ilość CO2 odprowadzanego do atmosfery o... 31,9%! Rzecz jasna było to spowodowane nie tylko modernizacją, ale przede wszystkim likwidacją znacznej części PRL-owskiego przemysłu. Niemniej, staliśmy się światowym liderem w redukcji – i to w sytuacji, gdy inne kraje wręcz zwiększały swoją emisję.


To wszystko pozwalało patrzeć w przyszłość z optymizmem, jako że dysponowaliśmy redukcyjnym „zapasem” takiego rzędu, który dawał nam komfortową świadomość, że co jak co, ale kwestie CO2 nie okażą się „hamulcowym” naszej gospodarki. Co więcej, wypracowany zapas 500 mln ton CO2 pozwalałby nam dziś w ramach handlu kwotami dwutlenku węgla spieniężyć nadwyżkę za sumę 8 miliardów euro.


II. Zmarnowany dorobek.


Donald Tusk, godząc się na unijny „pakiet klimatyczno-energetyczny” dokumentnie zaprzepaścił ten dorobek. Przede wszystkim, zrezygnował z oenzetowskiego protokołu z Kioto, jako naszej podstawy negocjacyjnej. Efektem był przedstawiany w kraju jako sukces wynik negocjacji zobowiązujący nas do redukcji CO2 w latach 2013-2020 o 20%, ale nie w stosunku do roku 1988 (który to wymóg spełniliśmy z ogromnym zapasem) a w stosunku do... 2005 roku! Krótko mówiąc – zwyczajnie nie mamy z czego „schodzić” bez katastrofalnych skutków dla naszej gospodarki. Nadwyżka „redukcyjna” z lat 1988 – 2005 poszła się gonić. W tym samym czasie wiele innych krajów UE miast redukować zwiększyły swą emisję (np. „Hiszpania aż o 48 proc., Portugalia o 41 proc., Włochy o 12,1 proc” - cyt. za „Rzeczpospolitą”), inne zaś redukowały ale w o wiele mniejszym stopniu. Czyli – oni mają na czym oszczędzać, my zaś doszliśmy do ściany.


Nie sposób tu powstrzymać się od myśli, że oprócz gromko deklarowanych, czysto ideologicznych celów, w rodzaju „walki ze zmianami klimatycznymi” (do niedawna – z „globalnym ociepleniem”), „starej Europie” chodziło tu również o zduszenie konkurencyjności gospodarek krajów „nowej Unii”, a przede wszystkim największego z nich – Polski. Świadczyć może o tym chociażby przyznawanie nam przez Komisje Europejską zaniżonych kwot CO2. Ostatnio, taki niski limit na lata 2008-2012 przyznano nam w 2007 roku. Rząd Jarosława Kaczyńskiego zdążył jeszcze zaskarżyć tę decyzję do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który w 2009 roku przyznał nam rację, uznając decyzję KE za bezprawną. I teraz, trzymajcie się – rząd PO-PSL nie skorzystał z przychylnego nam wyroku ETS, tylko kupuje potrzebne nam kwoty za ok 1 miliard euro rocznie! Od 2007 roku uzbierało się już niemal 5 miliardów bezsensownie wyrzuconych euro.


III. Drogi wizerunek Tuska.


Wszystko to w imię „dobrego wizerunku” Tuskolandu w oczach unijnych wielkich, czym tak lubi się chwalić nasz premier. Innego wytłumaczenia nie widzę. Póki co, ten „wizerunek” tylko w tej jednej sprawie kosztował nas, powtórzę, 5 miliardów euro. Ile kosztował nas w innych sprawach? Co ciekawe, teraz sytuacja się powtarza, mianowicie Komisja Europejska ustaliła niekorzystne dla Polski zasady rozdzielania przydziałów darmowej emisji CO2 na lata 2013 – 2020. Rząd Tuska heroicznie zdecydował się na zaskarżenie ich do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, zrobił to jednak w ostatnim możliwym terminie, zaś rozstrzygnięcia możemy się spodziewać najwcześniej za dwa lata. Ponieważ ustalenia KE zaczną obowiązywać już za pół roku, to można się spodziewać głębokiego kryzysu w branżach wytwarzających 20% polskiego PKB.


Jaki będzie mechanizm upadku? Otóż KE oparła rozdział darmowych kwot dwutlenku węgla na tzw. benchmarku gazowym, czyli emisji dwutlenku węgla generowanej przez 10 % najbardziej wydajnych instalacji gazowych w UE. Jest to na rękę gospodarkom państw Europy Zachodniej, tymczasem 94% polskiej energii pochodzi z węgla. „Przemysł papierniczy, chemiczny, cementowy, materiałów budowlanych czy energetyka i ciepłownictwo nie będą mogły otrzymać darmowych uprawnień emisyjnych w porównywalnej ilości co ich konkurenci z krajów, w których wytwarzanie energii jest oparte na gazie” - pisze Tomasz Skłodowski. Wymienione branże to właśnie owe wspomniane 20% PKB i 500 tysięcy miejsc pracy. Do powyższego dodajmy jeszcze naszą węglową energetykę, która od 2013 roku będzie musiała dokupywać 30% uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Oznacza to wzrost rocznych kosztów wytwarzania energii o 8 – 12 miliardów złotych, co przekłada się na wzrost cen energii o 65 – 80% do 2020 roku.


IV. Droga do katastrofy.


Oznacza to gospodarczą katastrofę. Nie ma fizycznej możliwości, aby w tak krótkim czasie zmodernizować energetykę. Zresztą, za co? Rząd Donalda Tuska ocknął się w ostatnim momencie kierując sprawę do ETS, zbierając za to zresztą burę od euro-decydentów, ale najgorsze już się stało. Zabrzmi to niewiarygodnie, ale podobno, jak relacjonuje Tomasz Skłodowski... „dopiero teraz ministrowie i premier RP zrozumieli, jak katastrofalne dla polskiej gospodarki będą decyzje Komisji Europejskiej” (!!!). Dodam, że zasady przyszłego rozdziału darmowych limitów były znane od kwietnia 2011 a odpowiednio wcześniej – negocjowane.


Za zbrodnicze zaniechania nie-rządu Tuska na tym i innych polach będziemy płacić przez najbliższe dziesięciolecia. O ile, optymistycznie zakładając, Polska w ogóle te dziesięciolecia przetrwa, bo już wkrótce może nas spotkać zapaść, przy której bankructwo Grecji to pikuś. Nie było w ostatnich 20 latach rządu, który spieprzyłby wszystko co tylko można tak dokładnie jak rząd PO-PSL. Polecam całość artykułu w „Rzeczpospolitej” - ja w niniejszej notce tylko zarysowałem najistotniejsze sprawy.


Gadający Grzyb


 


http://www.rp.pl/artykul/690642-Pakt-klimatyczny---porazka-Donalda-Tuska.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz