wtorek, 8 lutego 2011

Hodowla agentury wpływu II


Naukowy przyczółek partii Gazpromu w Polsce inauguruje działalność.



I. Werbunek rozpoczęty!


Jak donosi piórem Artura Bazaka portal wPolityce.pl, na Uniwersytecie Warszawskim rozpoczęła się pierwsza tura naboru na przyszłych rosyjskich agentów wpływu, mających docelowo funkcjonować w charakterze ekspertów w polskiej branży surowcowo - energetycznej.


Chodzi, rzecz jasna, o umowę stypendialną dla doktorantów zawartą w maju 2010 roku między UW a przedsiębiorstwami Gazprom Export i Europol Gaz. Z tej okazji uczelnię odwiedził wówczas nie byle kto, bo sam wice-szef Gazpromu i zarazem przewodniczący Rady Nadzorczej Europol Gazu, Aleksander Miedwiediew. Program stypendialny przewiduje „finansowanie badań naukowych dotyczących zagadnień stosunków międzynarodowych, w szczególności współpracy polsko-rosyjskiej w dziedzinie biznesu, zarządzania, ochrony środowiska i gospodarki energetycznej itp.” (§ 1 p.3 Regulaminu) Łączna kwota wyłożona na projekt wynosi 432 tys. złotych. W każdej edycji wyłanianych będzie dwóch stypendystów (w ostatniej – trzech), którzy przez okres dwóch lat będą otrzymywali miesięcznie 2.000 zł (zwolnionych od podatku dochodowego). Jak łatwo wyliczyć, na stypendium załapie się łącznie 9 doktorantów w czterech edycjach.


Umowa została podpisana mimo studenckich protestów 19.05.2010, czyli w apogeum manii „ocieplenia” i „pojednania” po smoleńskiej tragedii, kiedy to rozanielone autorytety wzywały do palenia świeczek krasnoarmijcom. Najwyraźniej, wyczuwszy wiatr historii tudzież „mądrość etapu”, władze UW przypomniały sobie skąd wyrastają im nogi i postanowiły spłacić dług wdzięczności wobec ojczyzny fundatora – cara Aleksandra I.


II. Czekistowskie neo-RWPG.


W swej notce „Hodowla agentury wpływu” opublikowanej po podpisaniu majowej umowy, opisywałem zagrożenia związane ze stypendialnym kontraktem. Teraz, przy okazji rozpoczęcia procedury werbunkowej, wypada je choćby skrótowo powtórzyć.


Po pierwsze. Gazprom jest podstawowym narzędziem neoimperialnej polityki Kremla, zmierzającej do odzyskania politycznych wpływów w obszarze postsowieckim m.in. poprzez uzależnienie krajów regionu od dostaw rosyjskich surowców.


Po drugie. W rosyjskiej strategii surowce są wprost określone jako narzędzie polityki zagranicznej Kremla. Co więcej, Władimir Putin w 1997 roku obronił doktorat (najprawdopodobniej zresztą splagiatowany), w którym opisywał koncepcję wzmocnienia strategicznej roli Rosji dzięki zasobom ropy i gazu.


Po trzecie. Na całym świecie normą jest współpraca między placówkami naukowymi a biznesem – z korzyścią dla obu stron, tyle że Gazprom to nie jest normalna firma. To przedsiębiorstwo pozostające pod całkowitą kontrolą ludzi z sowieckich i post-sowieckich specsłużb. Część analityków twierdzi wręcz, że to nie Rosja ma Gazprom i służby, tylko służby i Gazprom mają Rosję. Czy władze UW tego nie wiedzą?


Po czwarte. Mając na uwadze powyższe, zasadne jest domniemanie, że w ten sposób, niewielkim w sumie kosztem (48 tys. zł na jednego stypendystę) Rosja hoduje sobie grono przyjaznych ekspertów z młodej, nie obciążonej PRL-owskimi uwikłaniami generacji. Kreml, jeśli ma w tym interes, potrafi odpłacić wdzięcznością za wdzięczność. Jak napisał Artur Bazak, pozostaje nam uważne śledzenie dalszych karier beneficjentów gazpromowskiej inwestycji w polsko-rosyjską współpracę naukową. Naiwnością bowiem byłoby sądzić, że towarzysze czekiści nie podejmą wszelkich możliwych starań, by zasilić świeżą krwią i mózgami partię Gazpromu w Polsce.


Po piąte. Kiedy za jakiś czas młody dynamiczny specjalista będzie udowadniał ze swadą nieopłacalność gazoportu, kiedy któryś z polityków powoła się na naukowe analizy dowodzące ekonomicznej niezasadności, bądź ekologicznych zagrożeń związanych z wydobyciem gazu łupkowego, wówczas pierwszym pytaniem powinno być, czy jajogłowy stojący za taką analizą nie był aby szczęśliwym stypendystą, działającym obecnie na odcinku surowcowo-energetycznego neo-RWPG.


***


Jeszcze ciekawy szczegół: otóż całą tę imprezę finansuje w połowie Europol Gaz - przedsiębiorstwo zawiadujące polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego, którego 50% udziałów należy do polskiej, państwowej firmy PGNiG. Czyli, wychodzi na to, że przynajmniej częściowo szkolimy rosyjskich agentów za własne pieniądze. Słów brakuje.


III. Pecunia non olet.


Warto nadmienić, że Uniwersytet Jagielloński też otrzymał od Gazpromu podobną propozycję, którą jednak odrzucił. Odmówił przyłożenia ręki do budowy neo-RWPG. Uniwersytet Warszawski takich obiekcji nie miał. Pecunia non olet. Pytanie, czy za przyjęciem stypendialnej oferty Gazpromu stały tylko pieniądze i chęć wpisania się w lansowany przez reżimowo-opiniotwórcze elity klimat polsko-rosyjskiego „pojednania”, czy coś więcej. Pamiętajmy, że środowisko akademickie nie przeszło nawet szczątkowej lustracji, a na każdą wzmiankę o takiej możliwości reaguje histerią dalece wykraczającą poza względy ochrony autonomii uczelni, czy polityczne antypatie.


Zakończę tak, jak zakończyłem notkę z maja ubiegłego roku. „Tuszę, iż listę przyszłych stypendystów z Gazpromowej łaski Uniwersytet Warszawski zamieści na swojej stronie internetowej.


W końcu – czegóż tu się wstydzić?


Nieprawdaż?”


Gadający Grzyb


P.S. Odcinek „Trzeciego punktu widzenia”, gdzie m.in. poruszony został problem gazpromowskich stypendiów: http://www.tvp.pl/kultura/magazyny-kulturalne/trzeci-punkt-widzenia/wideo/06062010/1807214



Pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz