Skoro Pani Emerytka tak lubi dywagacje na temat „podeptanego ego”, to zabawmy się w tę konwencję.
I. Taka sytuacja...
Jestem trochę zły na siebie, że skrobię tę notkę, zamiast pisać obiecaną „Frondzie” recenzję „Resortowych dzieci”, ale co począć, skoro Elig – emerytka skutecznie podniosła mi ciśnienie. Oto raczyła bowiem popełnić i zmultiplikować w chyba wszystkich miejscach, gdzie publikuje (czyli praktycznie wszędzie, gdzie da się zalogować) tekst „Szczyt zacietrzewienia w wojnie między portalami”. Bezpośrednim powodem był fakt, że redakcja Blog-n-rolla nie wykazała się należytym entuzjazmem na widok kolejnej notki Elig, opublikowanej m.in. również na „Niepoprawnych”. Pani Emerytka postanowiła więc dać upust swemu rozżaleniu rozgłaszając ten skandaliczny wybryk redakcji Blog-n-rolla po wszystkich kątach prawicowego internetu. Swój tekst zwieńczyła zaś żenującą statystyką porównując „kliki” swych notek na Blog-n-rollu i Niepoprawnych – czyli portalu istniejącego kilka dni z portalem kilkuletnim o ugruntowanej renomie. Innymi słowy, pani, która jak się zdaje, uważa się za „dziennikarkę obywatelską” dopuściła się manipulacji rodem z „Wyborczej”.
Cóż tu można powiedzieć? Sam publikuję w kilku miejscach i sądzę, że ta dość rozpowszechniona w blogosferze praktyka nie jest niczym złym, bo pozwala dotrzeć do większej liczby czytelników. Problem pojawia się wtedy, gdy „klikalność” staje się celem samym w sobie, a zliczanie odsłon wywołuje parowanie pod beretem. Wtedy efektem może być taka sytuacja, jak ta z Elig. Gdyby np. redakcja któregoś z portali na których goszczę oznajmiła mi, że nie życzy sobie być kolejnym słupem ogłoszeniowym, tym bardziej, że moje notki ukazują się również w miejscu z którym dany portal jest skonfliktowany, to pożegnałbym się grzecznie i ze zrozumieniem – i sądzę, że podobnie zachowałby się każdy normalny, nie cierpiący na przerost ego człowiek. Na pewno zaś nie pisałbym ociekającego obłudą tekstu w którym osobista uraza prezentowana jest w sosie „obiektywnego” zatroskania konfliktem między blogowiskami.
II. Elig, czyli magiel
Tak przy okazji – Elig przedstawia redakcyjny konflikt w Niepoprawnych, którego efektem było odejście redakcji jako spór ambicjonalny. W komentarzu na „NP” pisze:
„(...) Podejrzewam, że panowie podeptali sobie nawzajem ego, a potem ich osobiste urazy przeniosły się na resztę blogerów. Siedmiu redaktorów odeszło z hukiem z Niepoprawnych.pl zostawiając Gawriona samego z portalem na głowie i praktycznie bez serwera. Istnieje możliwość, iż liczyli na to, że Gawrion się wyłoży i Niepoprawni.pl znikną z sieci. Tak się jednak nie stało. Gawrion zorganizował serwer i przeniósł na niego portal. Koledzy siódemki redaktorów umilali mu pracę atakami DDos i nieustannym trollowaniem w stylu dyskusji linkowanej przeze mnie w odpowiedzi Honicowi /bardzo pouczająca/. Gdy stało się jasne, że Niepoprawni.pl przetrwają - zaczęto oskarżać Gawriona o kradzież portalu. (...)”
Otóż, gdyby „obywatelska dziennikarka” miała kaprys wykazać się obiektywizmem, wystosowałaby zapytania do redakcji Blog-n-rolla oraz obecnych Niepoprawnych – to dziennikarski elementarz. Jeśli odpowiedzi by nie otrzymała, to mogłaby snuć dywagacje, na zasadzie „wydaje mi się, że...”. Gdybyśmy jednak zechcieli odpowiedzieć, to Pani Emerytka dowiedziałaby się od nas, że obecny Blog-n-roll przygotowywany był od dawna i pierwotnie miał być zapowiadaną od dłuższego czasu nową odsłoną Niepoprawnych, jego start był planowany na termin późniejszy i stąd obecne niedoróbki z którymi muszą się chwilowo borykać użytkownicy – po prostu nie wszystko zdążyliśmy dopracować, a przyśpieszona ewakuacja była efektem zawłaszczenia domeny przez Gawriona, który wykorzystał fakt, że Niepoprawni zostali zarejestrowani na jego nazwisko. Mogłaby się również dowiedzieć, że Gawrion, gdy wrócił do redakcji dawnych Niepoprawnych po półrocznej nieobecności nie był w stanie zaakceptować faktu, że w międzyczasie zaszły zmiany i nie jest już traktowany jako Alfa i Omega, zaś większość pierwotnych założycieli portalu postanowiło zmodyfikować pierwotną „gentelmen's agreement” na którą obecnie lubi powoływać się Gawrion i obecny szef Niepoprawnych nie potrafił tego zaakceptować. Owa „umowa” nie została bowiem zawarta na zasadzie „Gawrion kontra reszta świata (czyli pozostali członkowie Grupy Inicjatywnej), tylko na równorzędnych warunkach „wszyscy ze wszystkimi” i jeśli większość chce ją zmienić, to reszta może się tylko podporządkować albo odejść. Tymczasem Gawrion wybrał wyjście trzecie – ordynarnie zajumał domenę, której był depozytariuszem po tym, jak reszta Redakcji zażądała od niego wydania „kluczy” do portalu. Portalu, którego serwer, nawiasem mówiąc, opłacany był przez jednego z członków.
Tego by się mniej więcej Elig dowiedziała od nas, a od Gawriona zapewne otrzymałaby wersję skrajnie odmienną – mogłaby je porównać i wyciągnąć wnioski. Zamiast tego woli jednak prezentować swoje domysły na poziomie magla i pleść bzdury o „zostawieniu portalu na głowie”, czy „atakach DDos”.
III. Ego...
Skoro jednak Pani Emerytka tak lubi dywagacje na temat „podeptanego ego”, to zabawmy się w tę konwencję. Oto fragment, który rzuca ciekawe światło na osobowość autorki (całość tekstu TUTAJ, wytłuszczenia moje):
„(...) W przedsionku okazało się jednak, że wpuszczają tylko tych, którzy zarejestrowali się wcześniej w Internecie. Ja tego nie zrobiłam i zrozumiałam, że tylko bezczelność może mnie uratować.
Siadłam więc na pobliskiej kanapce i postanowiłam poczekać na właściwy moment. Podeszła do mnie pani w typie "blond Wenus", na oko trzy razy młodsza ode mnie i chciała mnie wyrzucić na ulicę. Oświadczyłam twardo, że nigdzie się nie ruszę i może mnie ona co najwyżej wynieść. Ważę ponad 90 kilo, więc pani odeszła zmieszana a ja szybko zbiegłam schodkami na dół i znalazłam się w "strefie zakazanej".
Tam okazało się, że są tylko trzy rzędy krzesełek i trochę więcej z boku. Dostępu do bocznych bronił jednak jakiś facet, twierdząc, że wstęp tam jest tylko za zaproszeniami. Usiadłam więc na jednym z krzesełek z napisem "rezerwacja". Oczywiście natychmiast spróbował mnie ktoś stamtąd wygonić, ale zastosowałam drugi raz tę samą taktykę i wywalczyłam miejsce siedzące. Znalazłam się w dobrym towarzystwie, bo niedaleko mnie siedziała red. Teresa Bochwic, a zaraz za mną sam Antoni Macierewicz. (...)”
Urocze, prawda? Nie ma to jak wepchnąć się na imprezę bez zaproszenia i jeszcze zająć krzesło zarezerwowane dla kogoś innego. Jak się zdaje, Pani Emerytka w podobny sposób postanowiła potraktować redakcję i czytelników Blog-n-rolla i podniosła krzyk, gdy jej owego „zaproszenia” i „krzesełka” jednak odmówiono. Tak, zaiste wielka to strata, że akurat u nas nie ukażą się wiekopomne relacje słynnej blogerki Elig – bo do tego w gruncie rzeczy sprowadza się jej publicystyka - „gdzie byłam, co robiłam”. Ale na pocieszenie zawsze zostaje wszędobylskiej Emerytce świadomość, że słupów ogłoszeniowych w internecie jest dostatek.
Gadający Grzyb
P.S. Tekst ten ukaże się wyłącznie na Blog-n-rollu i w moim prywatnym „archiwum” na blogspocie. Nie będę powielał go we wszystkich miejscach gdzie publikuję, bo w przeciwieństwie do niektórych wiem co to umiar :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz