poniedziałek, 17 grudnia 2018

Żółte kamizelki, czyli „francuska wiosna”

Podwyżka „eko-akcyzy” na olej napędowy była jedynie katalizatorem społecznego wybuchu, iskrą rzuconą na prochy narastających od dawna zbiorowych frustracji.

I. Francuska wiosna?

1723 zatrzymane osoby (w tym 1082 w Paryżu) i 118 rannych, a także trudne jeszcze do oszacowania straty finansowe – to bilans kolejnej soboty (8 grudnia) z protestami ruchu „żółtych kamizelek” we Francji. Wg francuskiego MSW łącznie w demonstracjach wzięło udział ok. 136 tys. obywateli – czyli liczba porównywalna z tą sprzed tygodnia, co oznacza, że uliczna rewolta póki co nie słabnie. Wszystko to powoduje, że nawet do mainstreamowych mediów powoli przebija się świadomość, że nie jest to bynajmniej wyłącznie sprzeciw wobec podwyżki cen paliw. Do tej pory słyszeliśmy głównie lekceważącą narrację w stylu: no tak, typowy francuski protest „roszczeniowy”, jakich w tym kraju odbywa się co najmniej kilka w ciągu roku – w domyśle, Francuzom poprzewracało się w głowach od dobrobytu. Tym razem jednak - co na początku zlekceważyli zarówno komentatorzy, jak i władze – ludzi nie wyprowadziły na ulice wielkie centrale związkowe, nie jest to też typowa rozróba „inżynierów i lekarzy” ubogacających kulturowo paryskie przedmieścia (choć i oni częściowo podłączyli się pod protesty, węsząc okazję do demolki). W przypadku „żółtych kamizelek” mamy do czynienia z czymś z gruntu odmiennym jakościowo – wkurzeni obywatele skrzyknęli się oddolnie, m.in. za pośrednictwem internetu, co zaowocowało masowym ruchem społecznym.

Jeżeli już szukać tu jakichś analogii, to bardziej do specyfiki tzw. arabskiej wiosny, tym bardziej, że w Tunezji i Egipcie także zaczęło się od eskalacji niezadowolenia z powodu marnych perspektyw życiowych – wysokich cen, niskich zarobków, bezrobocia itd. Zgadzają się nawet takie szczegóły, jak pora roku (rewolucje w płn. Afryce również wybuchły na przełomie jesieni i zimy) oraz to, że rozruchy miały miejsce w reżimach autorytarnych. Tu warto pamiętać, że nominalnie „demokratyczna” Francja jest od czasu islamistycznych zamachów w listopadzie 2015 r. krajem permanentnego stanu wyjątkowego. Wprawdzie formalnie stan wyjątkowy zniesiono z początkiem listopada 2017 r. - lecz tylko dlatego, że gros rozwiązań „nadzwyczajnych” (szczególnie dotyczących uprawnień służb) przeniesiono specjalną ustawą do „codziennego” porządku prawnego. No i wreszcie, w obu przypadkach do postulatów socjalno-bytowych szybko dołączyły żądania polityczne. Ciekawy staje się też potencjał „transgraniczny” - w sobotę 8 grudnia doszło do starć belgijskich „żółtych kamizelek” z policją w Brukseli, gdzie demonstranci domagali się dymisji premiera Charlesa Michela i próbowali się wedrzeć do rządowych budynków oraz Parlamentu Europejskiego (bilans – 74 aresztowanych, 12 rannych policjantów i kilka spalonych samochodów). Nawiasem, mniej więcej w tym samym czasie rząd Michela utracił parlamentarną większość wskutek wycofania się z koalicji Nowego Sojuszu Flamandzkiego sprzeciwiającego się podpisaniu przez Belgię ONZ-owskiego paktu migracyjnego. Robi się ciekawie...


II. Bunt przeciw elitom

Powyższe sprawia, że media lewicowo-liberalne zabierają się do omawiania wydarzeń we Francji jak pies do jeża – relacjonują „zajścia” i „incydenty”, jak ognia unikając szerszej interpretacji. Początkowa wersja o rozpieszczonych kierowcach, którzy nie chcą płacić więcej za paliwo nie wytrzymała konfrontacji z rzeczywistością, podobnie jak próby przypisania protestów „populistom” i „skrajnej prawicy”. Dziś, gdyby zapytać przeciętnego leminga, kto ma rację – Macron, czy „żółte kamizelki”, to zawiesi mu się system wskutek iskrzących na stykach sprzeczności. Z jednej strony bowiem jest „słuszny” prezydent, forsujący „proekologiczne” rozwiązania i optujący za europejskim super-państwem, z drugiej zaś mamy równie słuszny „gniew ludu”, łączący (przynajmniej chwilowo) ponad politycznymi podziałami zarówno zwolenników Marine Le Pen, jak i skrajną lewicę spod znaku Antify czy socjalisty i niedawnego kandydata na prezydenta Jean-Luc Melenchona. Ostatnio więc liberalne elity próbują nowego wytrychu – za protestami mianowicie ma stać pragnący zdestabilizować Europę Putin i jego armia internetowych trolli. Dziwnym trafem, gdy podczas rewolucji w krajach arabskich wskazywano na analogiczną rolę francuskich (był to okres, gdy Sarkozy roił o „Unii Śródziemnomorskiej” pod przewodnictwem Paryża) i amerykańskich służb, to takie głosy z miejsca zakrzykiwano medialnym jazgotem. Owszem, putinowskie trolle mogły skorzystać z okazji do podgrzewania atmosfery (francuskie służby zabrały się nawet do prześwietlania ok. 200 kont na Twitterze mających jakoby rozsiewać fake newsy) – ale to wątek marginalny. Z pewnością zaś przyczyna rewolty nie leży w moskiewskiej prowokacji – podobnie jak podwyżka „eko-akcyzy” na olej napędowy była jedynie katalizatorem społecznego wybuchu, iskrą rzuconą na prochy narastających od dawna zbiorowych frustracji.

W istocie bowiem ruch „żółtych kamizelek” jest klasycznym buntem przeciw nachapanym elitom, które oderwały się od społeczeństwa. Trzonem protestu nie są tutaj zawodowi politycy czy aktywiści, lecz zwykli obywatele, przytłoczeni rosnącymi kosztami życia i brakiem perspektyw, na których barki spycha się większość kosztów funkcjonowania państwa, dając coraz mniej w zamian. Wpisuje się to w ogólnoświatowy trend ubożenia klasy średniej na który składa się m.in. stagnacja realnych płac i malejąca siła nabywcza, prekaryzacja rynku pracy, rosnące obciążenia fiskalne i ceny, postępujący zanik małych i średnich przedsiębiorstw – co skutkuje chociażby zjawiskiem „pracujących biednych”. Tylko w ciągu ostatniego roku cena paliwa we Francji wzrosła o 23 proc., co najboleśniej dotyka mieszkańców prowincji, skazanych na poruszanie się własnymi samochodami. I tym ludziom prezydent nagle oznajmia, że mają płacić jeszcze więcej, bo są „nieekologiczni”, a rząd dopłaci im, by przesiedli się do samochodów elektrycznych i hybrydowych, które nawet mimo „zapomogi” są niedostępne cenowo dla kieszeni przeciętnego obywatela. Goryczy dopełnia fakt, że przez ostatnie kilkadziesiąt lat francuskie władze promowały właśnie samochody dieslowskie, jako oszczędniejsze i mniej paliwożerne, wskutek czego stanowią one 62 proc. pojazdów we Francji. Natomiast teraz obywatele słyszą: „nie stać was na diesla? jeździjcie hybrydami” - co jako żywo przypomina słynne „nie mają chleba? niech jedzą ciastka”.


III. Égalité!

Nic dziwnego, że motywowaną ekologicznie zapowiedź podniesienia akcyzy potraktowano jako przejaw oderwania paryskich elit od rzeczywistości. Ale przyczyn jest więcej. Ludzie odczuwają na własnej skórze finansową bezkarność globalnych korporacji, skutecznie ukrywających dochody w rajach podatkowych – bo powstałą dziurę łata się z kieszeni tych, którzy nie mogą pozwolić sobie na „optymalizację”. Z kolei chociażby lokowanie kapitału przez międzynarodowy biznes w nieruchomościach powoduje wzrost czynszów i „wypychanie” dotychczasowych mieszkańców na coraz dalsze przedmieścia. Z przewijających się w mediach wypowiedzi protestujących przebija poczucie, że wielkie korporacje zblatowane z rządem załatwiają swoje interesy ich kosztem, politycy (i generalnie, elity) żyją w złotych klatkach, a podział dochodu narodowego oraz obciążeń publicznych jest skrajnie nierównomierny. „Żółte kamizelki” zgłosiły 45 postulatów – jak to w takich przypadkach bywa, jest to swoisty „koncert życzeń”, jednak można z nich wyłuskać racjonalne jądro sprowadzające się do zwiększenia wpływu obywateli na władzę i stanowienie prawa, racjonalizacji świadczeń społecznych (co ewidentnie godzi w „zasiłkowych” migrantów), doinwestowania prowincji, ochrony krajowego rolnictwa czy ograniczenia rozmaitych przywilejów władzy oraz poszczególnych grup zawodowych, a także wymuszenia większej solidarności podatkowej.

Póki co, władza zastosowała podwójną taktykę: z jednej strony brutalną pacyfikację protestów, z drugiej – przeczekanie obliczone na zmęczenie materiału. Ciekawe, czy się nie przeliczy – w końcu, Francuzi na rewolucjach znają się jak mało kto.

Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 50 (14-20.12.2018)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz