Promocja;) W tekście link do LEGALNEGO downloadu DARMOWEJ (freeware) gry strategicznej o powstaniu węgierskim z 1848 roku!
(Tylko przeczytać mi najpierw, przed ściąganiem...)
I. Gry komputerowe jako nośnik propagandy
Włączę się dziś w szeroki nurt prawicowego narzekania na słabość patriotycznego przekazu w popkulturze. Konkretnie, chodzi mi o najdynamiczniejszy odcinek tejże, jakim są gry komputerowe. Z tym dynamizmem bynajmniej nie przesadzam – największe produkcje w branży dorównują budżetem hollywoodzkim hiciorom, a zważywszy, że skok ilościowy i jakościowy tego przemysłu dokonał się w stosunkowo krótkim czasie, to śmiało można zaryzykować twierdzenie, iż jest to najbardziej perspektywiczna forma przekazu. Tym bardziej, że prócz wszystkich zmysłów, rozgrywka angażuje gracza również na poziomie emocjonalnym. To zaś sprawia, że gry są wymarzonym nośnikiem różnorakich treści adresowanych zwłaszcza do młodszej i starszej młodzieży, która nie czyta, film obejrzy albo i nie, natomiast do ulubionej gry gotowa jest wracać, niczym starsze pokolenie do ukochanych książek. Gry komputerowe wymuszają ponadto prosty i czytelny „mesydż” – marzenie propagandysty. Kto się skrzywi, winien pamiętać, że społeczeństwa ulegają galopującej infantylizacji – kolejny punkt dla gier.
Nie ukrywam, że lubię sobie czasem potracić czas w taki właśnie sposób i - choć jestem graczem mocno „casualowym” - bardzo mi brakuje pozycji, o które mam zamiar postulować w niniejszej notce. Spójrzmy na klasykę FPS (strzelanek w pierwszej osobie) osadzonych w drugowojennych realiach: Medal of Honour czy Call of Duty – toż to jedna wielka propaganda. Wcielasz się brachu w amerykańskiego czy angielskiego (a nawet ruskiego, psiakrew!) wojaka i lądujesz w Normandii, dokonujesz dywersji za liniami wroga, odpierasz ofensywę w Ardenach, łazisz po kanałach Stalingradu, zdobywasz Berlin – i wszędzie naparzasz do Szkopów, kładąc ich całymi setkami, jak nie lepiej (nie liczyłem ;)). Przy okazji dowiadujesz się, że był ten cały D-Day, Ardeny, Stalingrad i cała reszta, widzisz jak wyglądała broń z epoki i tak dalej, bo autorzy dbają o realizm, a także słyszysz że „naziści” gadają po szkopsku, a nie po polsku. Grając, mimowolnie nasiąkasz atmosferą i przesłaniem o ciężkiej służbie dla ojczyzny. Dowiadujesz się również, że na wojnie łatwo zginąć – zwłaszcza gdy zaczyna walić szwabska artyleria, lub namierzają cię snajperzy.
II. Ich „The Saboteur”, nasz „Mortyr”
U nas tego praktycznie nie ma, choć mogłoby być, bo nasze studia są coraz lepsze i od jakiegoś czasu dość regularnie wypuszczają tytuły na światowym poziomie, które znajdują odbiorców za granicą. Tyle, że w tych polskich grach dominuje eskapizm – jakiś Dziki Zachód („Call of Juarez”), jakieś klimaty kłejko- i dumo- podobne, jakieś zombiaki („Dead Island”)... Dobre to wszystko, sprawnie zrobione (nie grałem, ale posiłkuję się tzw. gameplayami, które lubię czasami pooglądać), lecz generalnie sprawia wrażenie, jakby twórcy po pierwsze - chcieli na siłę udowodnić, że też potrafią robić gry „jak na Zachodzie”, po drugie - bali się, że polska tematyka się nie sprzeda.
No dobrze, przepraszam – jest trzecia część „Mortyra”. Właśnie zacząłem sobie w nią pykać, tyle, że jest to gra z segmentu „kioskowego” - niskobudżetowych gier za dwie dychy i to niestety widać. I tak jestem pełen podziwu dla twórców, którzy chyba wycisnęli w ramach skąpego budżeciku wszystko co się dało, ale i tak jedzie taniochą (grafika, różne niedoróbki). No i ten tytuł... – niewtajemniczonym wyjaśniam, że Mortyr... to ma być nazwisko polskiego cichociemnego(!), który wspólnie z partyzantami kopie Szwabom tyłki (no dobra, doczytałem, że nazwisko bohatera to spadek po poprzednich częściach, ale i tak mogli je zmienić, zachowując tytuł). Z odpowiednim budżetem i promocją byłby hit, a tak...
Tym bardziej, że na Zachodzie mają swojego „Mortyra III” - rzecz nazywa się „The Saboteur” (nie jest to FPS, ale chodzi mi o tematykę) i traktuje... o francuskim ruchu oporu w Paryżu. No żesz kuźwa – czy chodzi o tych paru pajaców kiwających się nad winem i bajerujących laski „na konspirę”? Dobrze chociaż, że głównym bohaterem jest zadziorny Irlandczyk a nie Francuz, co jakoś ratuje wiarygodność tego przedsięwzięcia. Tak czy inaczej „The Saboteur” to gra „wypaśna” i propaguje ten cały zafajdany resistance jak świat długi i szeroki.
III. Nędza
O innych typach gier aż szkoda pisać. Skoro tak lubimy kopiować zachodnie wzorce, to przypominam o istnieniu świetnej taktycznej serii „Commandos”, gdzie dowodzimy grupą sabotażystów wyprawiających na tyłach wroga różne fajne draki. Toż to wymarzony temat na grę z polskimi cichociemnymi w głównych rolach, albo Żołnierzami Wyklętymi dającymi wycisk komuchom – i niekoniecznie muszą wabić się, kuźwa, Mortyr.
Albo weźmy stare dobre strategie turowe – tu o dziwo, popisał się IPN na którego stronach można zagrać w internetową wersję edukacyjnej gry „303”. Jak to zobaczyłem, to odpadłem – przecież to klon wiecznie żywej serii „General” („Panzer General”, „Allied General” itd.) dla której zainstalowałem sobie Virtual PC z Win98, bo na nowszych wersjach Windy te gry już nie chodzą. Tylko, że to zaledwie taki on-line’owy drobiażdżek. Aż się prosi, by zrobić pełnowymiarową grę z „polskimi” kampaniami II WŚ – Tobruk, Bitwa o Anglię, Monte Cassino, Falaise, wyzwolenie Holandii, Market-Garden, „Ostra Brama”, Powstanie Warszawskie...
A skoro już jesteśmy przy Powstaniu. Ta-dam! Powstaje gra „Uprising ‘44” - ma to być coś w rodzaju RTS-a. Tyle, że patrząc po prezentacji „technicznego dema”, zapowiada się kaszana. No, nie zdzierżę... Do licha, istnieje nawet darmowa całkiem przyzwoita turówka o powstaniu węgierskim z 1848 roku (DO POBRANIA STĄD – LEGAL!) (LUB STĄD) - a my co?!
A gry ekonomiczne? Czyżbyśmy nie potrafili zrobić polskich odpowiedników serii „Anno”, czy różnych city-builderów (choćby coś w stylu „Cezara”)? Osobiście czekam z utęsknieniem na strategię ekonomiczną osadzoną w Polsce Kazimierza Wielkiego albo w księstwie słynących z gospodarności Henryków śląskich... A polski „tycoon”? Gra tocząca się w XIX-wiecznej „Ziemi Obiecanej” - Łodzi... mmm...
Tymczasem, nasi producenci tłuką „Juarezy” i „Wiedźminy” - żal ściska.
IV. Patriotic Games
Żeby nie przedłużać. Marzy mi się studio wyspecjalizowane w grach o tematyce polskiej. Niech się nazywa nawet z angielska, skoro w branży taka moda – "Patriotic Games" może być? Angielszczyzna pomagałaby w sprzedaży za granicą, bo oprócz polityki historycznej na krajowym podwórku, gry te pełniłyby funkcję propagandową na użytek zachodnich głąbów, co to „wiedzą” o polskich nazistach i że z tymi „nazistami” walczyli tylko Żydzi w getcie warszawskim. Do jasnej, Szwaby kilka lat temu wypuścili grę w której II WŚ wywołali Polacy (Codename: Panzers)! Jedynie w polskiej wersji ten wątek się nie pojawia (tacy uprzejmi), natomiast w wersjach przeznaczonych na wszystkie inne rynki świata – jest! Do ilu rąk trafiła ta gra?
Reasumując - gry komputerowe są wielkim, niewykorzystanym arsenałem propagandowego rażenia. Na dodatek, można na nich zarobić – to ogromny, lukratywny przemysł, a tematyka historyczna w odpowiednim opakowaniu świetnie się sprzedaje (weźmy serię „Total War”). Wreszcie – jesteśmy dla zachodnich odbiorców egzotyczni i to nasz atut, szansa na zaprezentowanie nowych, wciągających fabuł, których oni u siebie nie mają. Podstawowy warunek: przyszłe gry hipotetycznego studia "Patriotic Games" muszą być pozycjami z górnej półki – żadne tam „Mortyry” z kiosków i koszy w supermarketach. Klientela się znajdzie – tak w Polsce, jak i za granicą.
Ale, jak znam życie, to prędzej „Agora” sypnie kasą na grę o polskim motłochu mordującym Żydów w Jedwabnem, albo o „partyzantach” z bandy Bielskich...
Gadający Grzyb
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń