Zimowa Olimpiada w Krakowie, czyli „białe słonie” i „stare rodziny”.
I. Aby do referendum...
Prezydent Krakowa, Jacek Majchrowski, postanowił w końcu zrobić jedyną sensowną rzecz w kontekście starań o zimową olimpiadę w 2022 – czyli skierował do Rady Miasta wniosek o referendum w tej sprawie. Panu prezydentu Majchrowsku wyraźnie wychłódło po tym, jak projekt organizacji tej arcykosztownej potiomkinady spotkał się z negatywnym odzewem opinii publicznej, czego liczne ślady można znaleźć na internetowych forach. Jeszcze w grudniu zeszłego roku Jacek Majchrowski przeciwny był poprawce budżetowej w której zabezpieczono by milion złotych na organizację referendum. Obecnie stanowiska w Radzie Miasta są podzielone, bo radni z PO nie chcą robić wbrew swej partyjnej koleżance, eks-snowboardzistce Jagnie Marczułajtis-Walczak będącej spiritus movens całego przedsięwzięcia, a prawdopodobnie liczą również na udział w radosnym przewalaniu budżetu na promocję wydarzenia, który właśnie tajemniczo urósł do 80 mln zł, jakie mają być wydane do czasu rozstrzygnięcia MKOL mającego zapaść w 2015 roku w Lozannie.
W każdym razie, o ile radni przychylą się jednak do referendum, to zostanie ono ogłoszone po 31 maja b.r., kiedy to skończą się „konsultacje społeczne”. Oby tak się stało, pozwoli to bowiem zminimalizować koszty, gdyż do tej pory Kraków wydał już na promocję 900 tys zł, a zapewne do momentu plebiscytu kwota ta przekroczy milion. No, ale ten stracony milion, plus drugi na referendum, to jednak nie 80 mln, choć rozumiem rozżalenie tych, którym nie dane będzie nawet powąchać kurzu z tej promocyjnej kasiorki. Choćby z tej wydanej już na kupowanie w Kairze i Bangkoku „lajków” dla facebookowych profili zwolenników igrzysk.
II. „Białe słonie”
Jeśli jednak referendum się nie odbędzie, lub nawali frekwencja, to istnieje dość poważne ryzyko, że MKOL jednak wtryni nam te igrzyska. Z braku laku po prostu – pierwotnie o olimpiadę ubiegało się 8 miast: Monachium, Sztokholm, Lwów, Ałma-Ata, Pekin, Oslo, Sankt Moritz razem z Davos i Kraków. Z wyścigu wycofało się już Monachium, po tym jak skrzętni Bawarczycy, obywatele najbogatszego niemieckiego landu, doszli do wniosku, że jednak ich nie stać, czemu dali wyraz w referendum. Podobnie Szwedzi uznali, że dziękują jednak za ten kosztowny zaszczyt (czyżby pod wpływem doniesień o 50 mld dolarów wydanych na igrzyska w Soczi?). Szwajcarzy z Davos i Sankt Moritz również spasowali. Pekin nie wchodzi raczej w rachubę, gdyż kolejna olimpiada odbędzie się w pobliskiej Korei Płd, a MKOL stara się prowadzić rotację kontynentów, Lwów zaś odpada ze względu na sytuację polityczno-ekonomiczną Ukrainy. Na placu boju zostaje zatem Oslo, Ałma-Ata i Kraków. Życzę powodzenia Norwegom i Kazachom w ich staraniach (choć w Norwegii kandydatura wywołuje kontrowersje) - siedzą na surowcach naturalnych, więc może ich akurat stać by z tej ropy i gazu zafundować sobie tor bobslejowy i całą resztę infrastruktury, którą następnie będą sobie utrzymywać w charakterze „białych słoni” - jak określa się kłopotliwy i rujnujący dla obdarowanego prezent.
My już w nasze stadko „białych słoni” zaopatrzyliśmy się przy okazji Euro2012 po którym zostały nam deficytowe stadiony, z czego w sprawie Poznania toczy się postępowanie odpowiednich organów, zaś Piramida Narodowa w Warszawie formalnie wciąż... nie przeszła pełnej procedury odbiorczej – nie usunięto usterek wykazanych przy odbiorze, a wykonawca nie dostarczył pełnej dokumentacji powykonawczej. Ale cóż – kto bogatemu zabroni? Jakieś gołodupce ze Szwajcarii, Niemiec, czy Szwecji mogły spanikować, ale przecież nie „zielona wyspa” powszechnego dobrobytu na którą cała Europa patrzy z zazdrością – niczym na wzrost PKB Grecji na chwilę przed bankructwem. Stać nas tym bardziej, że jak zapewnia nas malinami ust swych posłanka Jagna Marczułajtis-Walczak, olimpiada wyniesie nas tyle co nic – ot, jakieś 21 mld zł, które następnie szybciutko zredukowano do 17 mld, żebyśmy już w ogóle nie musieli się niczym przejmować.
III. „Stare rodziny”
Swoją drogą, te ust maliny obecnej posłanki PO muszą być naprawdę zniewalające, gdyż swojego czasu „złe języki” ulokowane w kłamliwej gębie świadka koronnego „Masy” zeznały, a „Wprost” opublikował, iż panią Jagnę łączyły zażyłe, intymne stosunki z niejakim Ryszardem Niemczykiem ps. „Rzeźnik”, który parał się zabójstwami na zlecenie i wyprawił na tamten świat m.in. słynnego „Pershinga”. Ówże „Rzeźnik”, miał wedle oszczerczych kalumnii „Masy” nie ukrywać, iż jest w pani Jagnie „zakochany” - do tego stopnia, że zaraz po pamiętnej, brawurowej ucieczce z więzienia w Wadowicach to właśnie jego miłość miała mu „pomagać”, podobnie zresztą jak wcześniej po zabójstwie „Pershinga”.
Ja przypominam o tym, ponieważ naszła mnie myśl, że gdyby z tamtych lat pani Jagnie pozostały jakieś znajomości, to może i „szatani” z mafijnego półświatka ostrzą sobie zęby na wielkie dojenie do jakiego musi dojść przy okazji organizacji Igrzysk, co tłumaczyłoby również determinację polityków w forsowaniu tego projektu, na milę pachnącego okazją do zakładania „starych rodzin”. Skoro można było kręcić lody z Sobiesiakiem, to dlaczego nie z innymi ludźmi honoru z tzw. „miasta”? Pamiętamy, jak taki Chlebowski gęsto sumitował się „walczę Rysiu”, „załatwimy”, więc niewykluczone, że i czcigodna posłanka sumituje się w podobnym stylu przed swoimi prawdziwymi zwierzchnikami...
Ale, co ja tu plotę, przecież to wszystko o pani Jagnie i „Rzeźniku” to potwarz i nieprawda, co stwierdził w majestacie Rzeczypospolitej niezawisły Sąd Apelacyjny w Warszawie, z wyroku którego „Wprost” wszystko odszczekał.
IV. „Skok cywilizacyjny”... do bankructwa
Przejdźmy zatem do innych kwestii. Oto – podobnie jak przy Euro2012 – mami się nas wizjami „skoku cywilizacyjnego” jaki nastąpić ma po tym, jak MKOL uraczy nas tą całą olimpiadą. Na czymże jednak ów „skok” ma polegać, skoro w ramach cięcia prognozowanych kosztów zredukowano właśnie głównie wydatki na drogi? Np. okazuje się, że z Krakowa dojedziemy dwupasmówką tylko do Nowego Targu, natomiast od Nowego Targu do Zakopanego, ma być jednopasmówka, tyle, że ubogacona tzw. lewoskrętami. Inne drogi w newralgicznych rejonach mają być co najwyżej poszerzone, z dorobionymi poboczami i generalnie, doprowadzone do tzw. kultury. I do tych kosmetycznych usprawnień potrzeba, Drodzy Państwo, całej olimpiady. Bez olimpiady zmodernizować na elementarnym poziomie dróg się po prostu w Polsce nie da i już.
Mówi się również co nieco o zyskach, choć jakby ciszej, bo niektórzy mają po Euro2012 złe wspomnienia. To znaczy – zyski będą, jak najbardziej, oczywiście! Jeszcze tylko tego by brakowało, by przy takich miliardach do przewalenia nie było zysków - otwartym jednak pozostaje pytanie, do kogo one trafią. Tak się bowiem składa, że Euro2012 okazało się prawdziwym kataklizmem dla sektora budowlanego. Bankrutowali seryjnie wszyscy, którzy tylko się dotknęli do inwestycji – od branżowych potentatów takich jak Alpine Bau, PBG, Covec, Hydrobudowa, po łańcuszek podwykonawców (pamiętacie dramatyczne spotkanie właścicieli firm z parlamentarzystami?) - w efekcie w 2012 roku zanotowano rekordową liczbę upadłości, z czego czołówkę stanowiły firmy budowlane (tylko do listopada 2012 były to 233 przedsiębiorstwa budowlane – o 80% więcej niż w 2011).
Do kogoś jednak te 95 mld zł wydanych na Euro2012 musiało trafić – do kogo jednak, kto sobie zafundował prywatny „skok cywilizacyjny”, jest słodką tajemnicą ogłoszonej przez premiera Tuska słynnej „tarczy antykorupcyjnej” w wyniku której... w znaczący sposób utrudniono dostęp do informacji publicznej na temat inwestycji.
V. 179 procent kosztów...
No i na zakończenie – przeciwnicy igrzysk z kampanii „Kraków Przeciw Igrzyskom" przywołują badania prof. Benta Flyvbjerga z uniwersytetu w Oksfordzie wedle których ostateczne koszty igrzysk olimpijskich są średnio o 179% wyższe od pierwotnie zakładanych, biorąc zaś pod uwagę tylko igrzyska zimowe – o 135%. Profesor zbadał olimpiady między 1960 a 2010 rokiem. Jak to się przekłada na kondycję finansową miast-organizatorów? Nagano ma 2,2 mld dolarów długu, do obiektów olimpijskich dopłaca rocznie 50 mln. USD, zaś japońscy organizatorzy zwyczajnie spalili dokumenty księgowe; Vancouver zostało z długiem ponad miliarda dolarów; Turyn – 215 mln dolarów. Jedynie Lillehammer wyszło na swoje, bo większość obiektów zbudowano tak, by można je było następnie rozebrać i sprzedać, a do tego Norwegowie trafili w koniunkturę na rynku reklamowym.
Krótko mówiąc, obiecanki o igrzyskach za 21, czy wręcz 17 mld zł można spokojnie włożyć między bajki, a do tego doliczyć należy koszta utrzymania obiektów i przyszłego zadłużenia, co odbije się na inwestycjach samorządowych. A przecież na olimpiadę nie będzie łożył wyłącznie Kraków – większość kosztów pokryje budżet państwa, czyli czeka nas kolejny skok długu publicznego. Swoją drogą, ciekawe ile będą kosztowały „grzeczności” wręczane bonzom z MKOL, by zagłosowali jak należy, bo że byle czego nie zjedzą, to przecież wiadomo. Wystarczy tych 80 milionów przeznaczonych na „aplikację” i „promocję kandydatury”, by wykroić z nich jakieś przyzwoite łapówki?
Przy okazji – zawody w narciarstwie alpejskim, czyli jedyna dyscyplina, która mogłaby się jakoś zbilansować dzięki późniejszemu napływowi turystów na nowe trasy narciarskie, ma się rozgrywać na Słowacji.
W tym wszystkim pocieszająca jest zaskakująco trzeźwa reakcja Polaków (o ile to co można wyczytać w necie i wywnioskować z rozmów z ludźmi jest miarodajne), którzy ochłonąwszy z euforii po Euro2012, przygnieceni problemami życiowymi, są generalnie niechętni budowie nowej wioski potiomkinowskiej. Bo taka wioska przynosi korzyść tylko tym, którzy rozdzielają przy jej budowie cudze pieniądze.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://www.podgrzybem.blogspot.com/2013/06/brazylia-nie-jest-koko-spoko.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz