Nie byłoby tego kombinatu jakim w krótkim czasie stała się WOŚP bez związków Jerzego Owsiaka z Walterem Chełstowskim.
Przyznam się, że gdy myślę o Piotrze Wielguckim, znanym również jako bloger Matka Kurka, mam mieszane uczucia. Pamiętam bowiem jego internetową działalność z czasów, gdy był w blogosferze jednym z najbardziej toksycznych przedstawicieli antyprawicowego hejterstwa. Jego pseudonim „Matka Kurka” miał być zresztą w zamyśle kpiną z ojca Rydzyka. Ot, żarcik taki. W pewnym momencie jednak mu się odmieniło i zaczął krytykować Platformę, tudzież postokrągłostołowy establishment – równie radykalnie, jak kiedyś PiS i „moherów”. W naturalny sposób powstaje więc pytanie czy niegdysiejszy Szaweł stał się faktycznie Pawłem oraz na ile ta przemiana jest szczera, ile zaś w tym wystudiowanej pozy i autopromocji „na wiecznego kontestatora”.
Jak by jednak nie patrzeć, to właśnie Matka Kurka po swej metamorfozie poczynił największe zasługi w poderwaniu mitu dyżurnego świątka III RP - „Jurka” Owsiaka i charytatywno-biznesowego konglomeratu stworzonego wokół Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Proszę spojrzeć – tyle lat zapełniania gazetowych szpalt artykułami dowodzącymi szkodliwości publicznej działalności Owsiaka i nic. Groch o ścianę. Trzeba było dopiero Wielguckiego, który z właściwą sobie inteligencją i determinacją – bo co by o nim nie mówić, Kurka to inteligentna bestia – zabrał się do analizowania finansów Orkiestry i powiązanych z nią podmiotów.
Wprost nie do uwierzenia, że nikt wcześniej nie wpadł na pomysł by szczegółowo prześledzić jawne przecież sprawozdania. Może zwyczajnie nikomu się nie chciało? Łatwiej było napisać tysięczny tekst o tym, że Owsiak robi ludziom wodę z mózgów i oburzać się, że na Przystanku Woodstock napruta młodzież tarza się w błocie i kopuluje gdzieś po krzakach. Mainstream reagował na te jałowe biadolenia szyderczym śmiechem z ponurych, prawicowych nieudaczników, co to sami nie potrafią zrobić niczego sensownego. Aż przyszedł na to wszystko Matka Kurka i po prostu zajrzał Owsiakowi do kieszeni. Wtedy nagle nastąpiło zbiorowe olśnienie i zrobił się szum - do tego stopnia, że w końcu Owsiak dufny w swą nietykalność wytoczył blogerowi proces, który najprawdopodobniej okaże się punktem zwrotnym dla „Jurka” i jego „Melonów”. Już teraz z różnych zakątków Polski dobiegają informacje, że lokalne samorządy albo ograniczają swe zaangażowanie w tegoroczny finał WOŚP, albo wręcz rezygnują z jego organizacji – rzecz w minionych latach nie do pomyślenia. Widać wyraźnie, że emocjonalno-medialny terror na jakim Owsiak do tej pory jechał słabnie i sądzę, że to początek trwałej tendencji.
Dlaczego jednak ten tekst zatytułowałem „Owsiak, uczeń Waltera”? Otóż postawię tu tezę, że nie byłoby tego kombinatu jakim w krótkim czasie stała się WOŚP i nie byłoby czego dzisiaj obalać bez związków Jerzego Owsiaka z Walterem Chełstowskim. Przy różnych okazjach podkreśla się milicyjne pochodzenie pana Jerzego i tu upatruje się genezy jego oszałamiającej kariery, ale sądzę że prawdziwą dźwignią była właśnie znajomość z Chełstowskim. Walter Chełstowski przypomnę, to menago od peerelowskiego szołbizu, twórca festiwalu w Jarocinie i generalnie macher robiący w młodzieży. Taki specjalista od śpiewu i mas, którego zadaniem było kanalizowanie energii, tak by gówniarze buntowali się pod nadzorem sprawdzonych fachowców w specjalnie zorganizowanych im do tego miejscach.
Skąd Chełstowskiemu wzięło się akurat zamiłowanie do działki młodzieżowej? Z domu jak sądzę, jego mama bowiem, czyli Jolanta Chełstowska, była działaczką harcerską i to w samej centrali, gdzie zajmowała się instruktażem i pisała o tym książki. Młodszy Chełstowski, któremu rodzice uznali za stosowne w 1951 roku dać na imię Walter, okazał się więc spadkobiercą organizatorskiej działalności wśród młodzieży, tylko zgodnie ze specyfiką czasów zamiast harcerstwa wybrał tzw. „kontrkulturę”. Owsiak okazał się nader pojętnym uczniem Waltera o czym świadczy jego epizod z Towarzystwem Przyjaciół Chińskich Ręczników pomyślanym jako odpowiedź na Pomarańczową Alternatywę. I właśnie ten format – pseudokontestacja pod nadzorem i z odpowiednim propagandowym instruktażem - przeniesiono żywcem w charakterze ideologicznej otoczki towarzyszącej WOŚP. W skrócie, chodzi o to samo co za komuny – by szlachetne odruchy skanalizować a finalnie utożsamić z lojalnością wobec III RP i jej establishmentu społeczno-politycznego. A jak komu mało, to może „kontrkulturowo” wyżyć się na Woodstocku.
To wszystko, jasna sprawa, nie byłoby możliwe bez koneksji, wpływów i znajomości takiego wyjadacza jak Chełstowski – nota bene, współzałożyciela WOŚP. Bez tego Owsiak nie miałby co liczyć chociażby na promocję ze strony publicznej telewizji wraz z jej polityczną „czapą”. Można się tylko domyślać, biorąc pod uwagę przeszłość Chełstowskiego, jak głęboko to wszystko sięga i jakie powiązania mogą wchodzić w grę. Tym większy sukces (niezależnie od intencji) Matki Kurki, który się z tym wszystkim zmierzył.
Gadający Grzyb
P.S. Jestem niezwykle usatysfakcjonowany, że niniejszy artykuł z „Warszawskiej Gazety” zainspirował pana Macieja Marosza z portalu Niezależna.pl. Byłoby wprawdzie miło, gdyby podał źródło swego dziennikarskiego natchnienia, ale nie bądźmy małostkowi – w końcu rola dostarczyciela tematu (niechby i anonimowego) dla Strefy Wolnego Słowa jest nobilitacją samą w sobie... -------> http://niezalezna.pl/63129-jak-chelstowski-stworzyl-owsiaka-zanim-pojawila-sie-wosp-bylo-robta-co-chceta
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://podgrzybem.blogspot.com/2009/01/owsiak-nauczyciel_11.html
Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie” nr 2 (09-15.01.2015)
Ilustracja: https://ewastankiewicz.wordpress.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz