ISDS to zakamuflowany szantaż za pomocą którego ponadnarodowe firmy trzymają państwa na krótkiej smyczy.
Pozwolę sobie dziś pociągnąć nieco temat z poprzedniego tygodnia, czyli sprawę negocjowanego między USA oraz UE Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP), a konkretnie jednego wątku, który uprzednio jedynie zasygnalizowałem. Chodzi o mechanizm ISDS (Investor-to-State Dispute Settlement), mający być w założeniach integralnym elementem umowy. Na czym on polega? Jest to system arbitrażowy funkcjonujący na linii inwestor-państwo w ramach dwustronnych umów o ochronie inwestycji (Bilateral Investment Treaties - BITs). Jego istotą jest wyjęcie zagranicznych inwestorów spod miejscowej jurysdykcji i przekazanie ewentualnych sporów pod rozstrzygnięcie prywatnego quasi-sądu – trybunału arbitrażowego. W praktyce system obsługują wyspecjalizowane kancelarie, zaś sam arbitraż bardziej przypomina skomplikowane negocjacje odszkodowawcze, niż klasyczny cywilnoprawny przewód sądowy. Co ciekawe, ci sami prawnicy w zależności od zlecenia mogą pełnić w różnych procesach zarówno rolę pełnomocników jak i sędziów. Jest to środowisko dość hermetyczne, wedle dostępnych informacji na 15 prawników przypada ok 55% toczących się obecnie postępowań.
Orzeczenia trybunałów arbitrażowych są ostateczne, nie przysługuje od nich odwołanie, zaś roszczenia inwestorów wobec państwa nie są ograniczone żadnym górnym pułapem. Co charakterystyczne i szczególnie bulwersujące – koncerny mogą pozywać państwo nie tyle za realne straty wynikłe z działalności jego organów, ile za utratę spodziewanych zysków, określanych zazwyczaj czysto subiektywnie. Innymi słowy, jest to zakamuflowany szantaż za pomocą którego ponadnarodowe firmy trzymają państwa na krótkiej smyczy, tak by te nie wprowadzały regulacji niekorzystnych z biznesowego punktu widzenia. Może to dotyczyć takich obszarów jak prawa pracownicze, ochrona zdrowia, środowiska naturalnego, normy techniczne bądź sanitarne itd. Pierwotnym założeniem dla tego typu rozwiązań było uniknięcie praktyk dyskryminacyjnych wobec zagranicznych podmiotów gospodarczych, szczególnie w państwach będących na bakier z praworządnością, jednak szybko doszło do systemowych wynaturzeń i dziś ISDS przyczynia się do uprzywilejowania potężnych międzynarodowych graczy kosztem przedsiębiorstw krajowych. Rodzima firma nie może pozwać państwa za ustanowienie określonych przepisów, zagraniczna – owszem. Sprzyjają temu dodatkowo celowo nieprecyzyjne i ogólne zapisy traktatów. Tyczy się to szczególnie państw słabszych ekonomicznie, ale nie tylko.
Polska BITs-y zawierała przede wszystkim na początku lat 90., chcąc zachęcić kapitał zagraniczny do inwestowania. W tej chwili nasz kraj jest stroną ponad 60 takich umów. Najgłośniejszym echem odbił się proces arbitrażowy, jaki wytoczyło Skarbowi Państwa Eureko BV w związku z prywatyzacją PZU, podczas którego holenderska firma żądała odszkodowania w wysokości 2,4 mld euro. Przykład ten, mimo ostatecznej ugody, pokazuje jakim batem na politykę gospodarczą i ustawodawstwo państw może być groźba uruchomienia mechanizmu ISDS. W tym kontekście mówi się wręcz o zjawisku „chilling effect”, czyli zamrażania zmian w prawodawstwie, lub powstrzymywaniu się organów państwa od działań, które mogłyby skutkować pozwami zagranicznych inwestorów.
Podam kilka najgłośniejszych przypadków obrazujących patologie ISDS. Kiedy władze kanadyjskiej prowincji Quebec wprowadziły na skutek referendum moratorium na szczelinowanie hydrauliczne, amerykańska firma Lone Pine Resources pozwała tamtejszy rząd o 250 mln dolarów kanadyjskich odszkodowania z tytułu utraconych zysków – na mocy umowy NAFTA zawierającej procedurę ISDS. Inna sprawa to pozew koncernu tytoniowego Philip Morris przeciw Australii, po tym jak wprowadzono tam przepisy antynikotynowe – paczki papierosów miały być jednolite, eksponować zdjęcia pokazujące skutki palenia, zaś markę papierosów i nazwę producenta umieszczono małą czcionką na dole opakowania. Koncern uznał, iż narusza to jego własność intelektualną. Kolejny przykład – szwedzki koncern energetyczny Vattenfall pozwał rząd Niemiec, kiedy ten ogłosił program wygaszania energetyki jądrowej. Z kolei kanadyjska firma pozwała Salwador na kwotę 325 mln USD za odmowę uruchomienia kopalni złota, gdyż groziło to zanieczyszczeniem wody. Gdy podczas kryzysu rząd Argentyny zamroził opłaty za energię i wodę, włoski koncern SAUR uzyskał 59 mln dolarów z tytułu utraconych zysków. Co ciekawe, rząd USA nie przegrał żadnego wytoczonego mu procesu arbitrażowego.
Jak widać, slogan „duży może więcej” nabiera wyjątkowo ponurego wydźwięku, tym bardziej, że korporacje mają w zwyczaju „ostrzegać” organa państwowe przed wdrażaniem niekorzystnych dla nich regulacji, co często prowadzi do ich poniechania – tak działa wspomniany „chilling effect” w praktyce. Zapytam retorycznie – pod czyim naciskiem Komisja Europejska upiera się przy włączeniu do umowy TTIP wynaturzonego rozwiązania, skazującego nominalnie suwerenne państwa na swoisty korpo-dyktat?
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://blog-n-roll.pl/pl/ttip-%E2%80%93-kolejna-ods%C5%82ona-kolonizacji#.VPX0tI6NAmw
Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 9 (27.02-05.03.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz