Kukiz jest „niepolitycznym politykiem” - z jednej strony działa w sferze polityki, z drugiej jednak, póki co przynajmniej, nie kalkuluje jak polityk,
I. Konsylium nad Kukizem
Od momentu, gdy Paweł Kukiz zaczął zyskiwać w sondażach przed pierwszą turą wyborów, stał się obiektem licznych i często niewybrednych ataków. Wielu blogerów widziało w nim agenta obozu rządowego, który pod płaszczykiem antysystemowości miał odebrać głosy Andrzejowi Dudzie, tą drogą szli również niektórzy publicyści głównego nurtu prawicy, pilnujący monopolu PiS na pozostawanie jedyną liczącą się siłą opozycyjną. Kandydatowi zarzucano prorosyjskość (ze względu na antybanderowskie wypowiedzi i sprzeciw wobec propozycji dozbrajania Ukrainy), a to wypominano mu niesławną parodię kościelnej pieśni, to znów flirt z Platformą Obywatelską i związki towarzyskie z jej politykami – głównie z Grzegorzem Schetyną. Jakoś nie przypominano za to jego antykomunizmu i piosenki „Virus SLD”, czy tego, że z Platformą wziął rozbrat, gdy okazała się tym, czym jest – partią kolesi, która ostentacyjnie odwróciła się od obywateli i własnego programu, „mieląc” podpisy zebrane pod projektem jednomandatowych okręgów wyborczych – czyli sztandarowym, i to od lat, postulatem Kukiza.
Zresztą, podobny błąd co do Kukiza – tylko w druga stronę - popełnił polityczno-medialny mainstream III RP, który od pewnego momentu zaczął go ewidentnie „pompować” licząc na to, że ze swoim patriotycznym image odbierze głosy Dudzie. Apogeum tego trendu była wizyta w programie Wojewódzkiego i zachęta prowadzącego by głosować na jego gościa. Niewykluczone przy tym, że obaj panowie znają się z dawnych lat, wszak Wojewódzki, zanim stał się reżimowym pajacem, był całkiem niezłym dziennikarzem muzycznym i generalnie kręcił się w branży, o czym wielu już dziś nie pamięta. W pewnym momencie jednak, gdy okazało się, iż pan Paweł odbiera głosy nie temu co trzeba, skończyło się medialne dopieszczanie – symbolem przełożonej wajchy stała się haniebna wrzutka TVN24 o wycofaniu się kandydata z wyborów z powodu choroby ojca. Przy okazji, panie Pawle, proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje.
Doprawdy, ciekawie jest w tej chwili obserwować, jak z jednej strony salon III RP ciska gromy na Kukiza i „gówniarzy”, jak to ujął Adam Michnik; z drugiej, wujek Bronek pała raptowną chęcią przeprowadzenia referendum w sprawie JOW; z trzeciej natomiast prawicowe media nagle obchodzą się z Kukizem jak z jajkiem, by przypadkiem nie zrazić jego elektoratu.
II. Pan od JOW-ów
Paradoksalnie, owa miotanina od Sasa do Lasa, zmiany politycznych sympatii i chaotyczne treści wygłaszane przy różnych okazjach pokazują, że Kukiz w swych poczynaniach – czy to słusznych, czy błędnych - jest autentyczny. Wystudiowany i wykreowany od początku do końca przez służby i piarowców był Palikot. Paweł Kukiz natomiast przeniósł w sferę polityki styl bycia rockowego frontmana. Ponad trzydzieści lat scenicznego doświadczenia pozwala mu łapać kontakt z ludźmi, dzięki czemu potrafi do siebie przekonać grupy wyborców, których poza ogólnym sprzeciwem wobec polskiej rzeczywistości nic ze sobą nie łączy. Kukiz jest takim „niepolitycznym politykiem” - z jednej strony działa w sferze polityki, z drugiej jednak, póki co przynajmniej, nie kalkuluje jak polityk, myśli innymi kategoriami. Potrafi np. nie ważąc korzyści i strat nagle wierzgnąć, gdy popierana przez niego opcja nie spełnia oczekiwań – tak jak wierzgnął Platformie i to w czasach, gdy „rachunek ekonomiczny” nakazywałby trzymać, wzorem licznych celebrytów, ze zwycięzcami.
Weźmy jego żelazny postulat, czyli JOW-y. Kukiz przedstawiając w idealistycznym zapamiętaniu JOW-y jako sposób na to, by wyrwać Polskę z rąk partyjnych sitw, zdaje się nie dopuszczać myśli, że w praktyce prowadzą one najczęściej do powstania systemu dwupartyjnego, promując największe organizmy polityczne. Ma to swoją zaletę – w ordynacji większościowej zwycięzca bierze wszystko i nie może się zasłaniać np. koalicjantem, czy destruktywną opozycją. Z drugiej jednak, można zapomnieć o tym, że jakieś oddolne ruchy ni tego ni z owego przemeblują scenę polityczną.
Dlaczego jednak dwie największe partie, PO i PiS – biorąc w nawias to, co mówią w tej chwili – są przeciwnikami JOW-ów, które grałyby na ich korzyść? Z prostego powodu. JOW-y, wzmacniając znaczenie obu partii, zarazem przeorałyby je od wewnątrz. Partie musiałby stawiać na działaczy popularnych w swych okręgach, zabiegających na co dzień o uznanie wyborców, nie zaś jak obecnie – na spadochroniarzy wyznaczanych przez centralę. Jak łatwo zauważyć, taki system jest wielką szansą dla partyjnych dołów i lokalnych działaczy, niszczy natomiast cały mechanizm funkcjonujących dzisiaj partyjnych „podwieszeń”, w którym o miejscu na liście decyduje kto jest czyim człowiekiem, przy czym, im bardziej uosabia model „BMW”, tym dla partyjnych bonzów układających listy lepiej, bo „bierny, mierny, ale wierny” nie sprawi kłopotów. Zatem JOW-y są śmiertelnym zagrożeniem dla partyjnych nomenklatur i stąd taki opór - z ich punktu widzenia bowiem korzystniej jest konserwować patologiczną sytuację, gdy w praktyce kilkadziesiąt osób z partyjnych wierchuszek decyduje o tym, jaki w ogóle będziemy mieli wybór.
III. Przyszły koalicjant?
Jaka przyszłość czeka bohatera niniejszego tekstu? Przed Kukizem stoi wielka szansa na dobry, dwucyfrowy wynik wyborczy – oczywiście, pod warunkiem, że uda mu się do jesieni utrzymać przy sobie bardzo eklektyczny elektorat i przekonać go do głosowania na swoją partię – bo to będzie w istocie partia, niezależnie od tego jaką formalnie przybierze postać. W takiej sytuacji ugrupowanie Pawła Kukiza mogłoby być dla PiS-u cennym koalicjantem. Przestrzegałbym tutaj prawicowe kręgi opiniotwórcze przed powtórką błędu z pierwszej tury wyborów i snuciem narracji, że Kukiz, manipulowany i animowany przez jakieś ciemne moce, odbierze głosy PiS-owi. Nie odbierze, tak jak nie odebrał ich Dudzie. Na Kukiza głosowali bowiem albo ludzie po raz pierwszy uczestniczący w wyborach, albo rozczarowane do PO lemingi – i jeszcze kilka innych grup, które łączy jedno: pokazać „wała” wszystkim partiom, większość z nich ma w nosie nawet Kukizowe JOW-y. Duża część tego elektoratu w życiu nie zagłosowałaby na partię Jarosława Kaczyńskiego – zostali zbyt mocno uwarunkowani propagandowo, większość natomiast zwyczajnie zostałaby w domach twierdząc, że „nie ma na kogo głosować”. Kukiz potrafił ich obudzić, zaktywizować – i chwała mu za to. PiS z rozmaitych względów zagospodarować tego typu elektoratu nie byłby po prostu w stanie.
Rzecz jasna, należy z góry założyć, że w ruchu Kukiza pojawią się jakieś szemrane postaci, agenci lub miałcy karierowicze – tak jest w każdej partii, PiS-u nie wyłączając. Jeśli wspomnimy na przypadek Kaczmarka, oraz spojrzymy gdzie teraz są osoby typu Kluzik-Rostkowska, „Misiek” Kamiński, czy Kazio Marcinkiewicz, to obecność rozmaitych „kretów”, ambicjonerów itp. musimy po prostu wrzucić w koszta działania każdej siły politycznej, jako stały element naszych realiów. Dlatego im bardziej masowa będzie organizacja Kukiza, tym lepiej, bo tym trudniej będzie w niej ryć i przechwycić ją różnym smutnym panom. Trochę jak – uczciwszy proporcje – z pierwszą „Solidarnością”. Agentów było na pęczki, a mimo to, by spacyfikować ten społeczny ruch, trzeba było aż wprowadzenia stanu wojennego i rozprawy siłowej.
Kolejna pokusa mocno zaznaczająca się w prawicowym dyskursie, to oczekiwanie, iż Prawo i Sprawiedliwość przejmie pełnię władzy, a nawet większość konstytucyjną. Otóż nie - PiS nie zyska samodzielnej większości, na wzór Orbana. Wszelkie tego typu nadzieje to czyste chciejstwo, mrzonki i zawracanie głowy. Dlatego będzie potrzebował cichego bądź jawnego koalicjanta. Platforma takowego „cichego wspólnika” wyhodowała sobie w postaci Janusza Palikota, który cztery lata temu zebrał elektorat protestu, by de facto umacniać obóz władzy. Zatem, skoro PO mogła mieć swojego Palikota, to najwyższa pora, by PiS miało swojego Kukiza. Poza wszystkim – widzieć rząd Kaczyńskiego wspierany m.in. dzięki głosom byłych lemingów – bezcenne. Rzecz jasna, Kukiz to produkt jednorazowego użytku i „zedrze się” w trakcie sejmowej kadencji - lecz zanim to nastąpi, może odegrać pozytywną rolę.
By jednak tak się stało, niezbędne jest zwycięstwo Dudy, które będzie motorem napędowym dla jesiennej kampanii i zapewni rządowi Kaczyńskiego niezbędny komfort działania. Na dzień dzisiejszy, wedle symulacji przeprowadzonej przez Marcina Palade, 45% wyborców Kukiza zostanie w drugiej turze w domach, natomiast 40% zamierza poprzeć Andrzeja Dudę, co w połączeniu z przepływem pozostałych wyborców powinno mu zapewnić 53,3% i pewną wygraną. Oczywiście, przy optymistycznym założeniu, że wybory nie zostaną sfałszowane. Przed nami zatem starcie, które zadecyduje, czy będziemy mieli prezydenta, czy figuranta WSI; czy czeka nas zmiana na lepsze, czy dalsze powolne gnicie obecnego systemu pod patronatem tandemu Kopacz-Komorowski, a tak naprawdę nie wiadomo kogo. Nie schrzańmy tego.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 19 (20-26.05.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz