niedziela, 11 lutego 2018

Gra o bilion złotych

Organizacje żydowskie chcą pod pozorem „restytucji mienia” położyć rękę na polskim majątku wartym bilion złotych.

Jak by tu skombinować bilion złotych? Najlepiej zmusić kogoś, kto go ma, żeby oddał – jak się zdaje, taką receptę wykoncypowała Światowa Organizacja do spraw Restytucji Mienia Żydowskiego (World Jewish Restitution Organization – WJRO). Gwoli wyjaśnienia - WJRO jest swoistym „parasolem” zrzeszającym inne żydowskie organizacje, takie jak m.in. Światowy Kongres Żydów czy Agencja Żydowska, które z kolei często stanowią analogiczny „parasol” dla następnych. Z tych działających w Polsce, członkami WJRO są B'nai B'rith i American Jewish Committee (AJC).

Mamy zatem potężną sieć o światowym zasięgu, która postanowiła pod pozorem „restytucji mienia” położyć rękę na polskim majątku wartym właśnie tytułowy bilion złotych – na tyle bowiem szacują skutki żydowskich roszczeń urzędnicy z którymi rozmawiał „Super Express”. Gazeta dotarła do pisma WJRO skierowanego do Ministerstwa Sprawiedliwości. W dokumencie tym wspomniana organizacja poddaje krytyce projekt tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej, sprzeciwiając się m.in. wyłączeniu spod działania ustawy nieruchomości rolnych, leśnych bądź przemysłowych. Żydowska organizacja domaga się również ścieżki umożliwiającej dochodzenie odszkodowań za przejęte przedsiębiorstwa rodzinne. Dodajmy, że po raz pierwszy WJRO zgłosiła swój sprzeciw w październiku 2017, po zaprezentowaniu przez ministerstwo projektu ustawy. Skrytykowano wówczas m.in. zapisy ograniczające reprywatyzację do osób będących obecnie polskimi obywatelami, którzy ponadto przebywali na polskim terytorium w momencie nacjonalizacji mienia przez komunistyczne władze, zawężenie spadkobierców do krewnych w pierwszej linii i małżonków oraz zaledwie roczny termin składania wniosków o odszkodowanie.

Ale na WJRO konflikt się nie kończy. Jak ujawnił wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, od roku trwa wokół ustawy reprywatyzacyjnej równoległy dyplomatyczny spór z Izraelem. Przedstawiciele izraelskiego rządu, w tym ambasador Anna Azari, domagają się zwrotów nieruchomości w naturze lub 100-procentowej rekompensaty – i wszystko wskazuje na to, że niedawna awantura wokół nowelizacji ustawy o IPN ma drugie dno właśnie w postaci sprawy roszczeń. Mówiąc wprost, izraelski atak miał nas „rozmiękczyć”, byśmy byli bardziej skłonni do ustępstw w kwestii restytucji mienia. Wywieranie tego typu nacisków potwierdziło, choć oględnie, także MSZ w odpowiedzi na interpelację posła Roberta Winnickiego o działania naszej dyplomacji odnośnie procedowanej w USA tzw. „ustawy 447” zobowiązującej amerykański Departament Stanu do wspierania żydowskich roszczeń majątkowych.

Rysuje się zatem scenariusz gry na wielu fortepianach. Z jednej strony lobby żydowskich organizacji forsuje w Kongresie własną ustawę, dającą amerykańskiej administracji oręż prawny do wywierania na polski rząd nacisków. Z drugiej strony natomiast, wspomniane organizacje wraz z Izraelem dokładają starań, by nasze przepisy reprywatyzacyjne gwarantowały realizację założeń „ustawy 447” na polskim gruncie.

No dobrze, ale zważywszy na to, że większość przedwojennych żydowskich właścicieli zginęła w holokauście, najczęściej wraz ze spadkobiercami – to skąd ten bilion? I tu docieramy do sedna, albowiem tak naprawdę organizacje żydowskie ostrzą sobie zęby przede wszystkim na tzw. „mienie bezspadkowe”, zwane w „ustawie 447” mieniem „bezdziedzicznym”. W każdym cywilizowanym kraju majątek pozbawiony spadkobierców przepada na rzecz Skarbu Państwa – i podobnie jest u nas. Jednak WJRO dokłada starań, aby na zasadzie jakiegoś plemiennego prawa współwłasności polskie państwo uznało samozwańczych „spadkobierców” w postaci organizacji zajmujących się restytucją mienia. W 1996 r. otwartym tekstem zakomunikował to ówczesny sekretarz generalny Światowego Kongresu Żydów, Israel Singer: „Ponad trzy miliony Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. My nigdy na to nie pozwolimy (...)”. Nawiasem, Singer został w 2007 r. odwołany ze wszystkich pełnionych funkcji za sprzeniewierzenie środków finansowych, co poniekąd obrazuje z jakiego typu ludźmi mamy do czynienia.

Wracając do tematu – formalnie mienie bezspadkowe miałoby posłużyć wspieraniu ocalałych z holokaustu i działalności edukacyjnej, jestem jednak jakoś dziwnie pewien, że do potrzebujących trafiłyby co najwyżej nędzne resztki. Poucza nas o tym chociażby przykład założonego w 2011 r. przez Agencję Żydowską i rząd Izraela projektu HEART (Holocaust Era Asset Restitution Taskforce), który po przeputaniu 95 proc. przeznaczonych na jego działalność funduszy został w trybie ratunkowym przejęty w 2014 r. przez izraelskie Ministerstwo ds. Seniorów. Inny przykład, to „biznesowa” działalność polskich gmin żydowskich polegająca na „drenażu” przekazywanego im majątku, co swojego czasu opisał „Forbes” m.in. w tekście „Kadisz za milion dolarów”. Okazuje się teraz, że były to zaledwie przedbiegi. Bilion złotych, czyli niemal 300 miliardów dolarów – to jest dopiero wyzwanie godne prawdziwych grandziarzy!


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

„Ustawa 447”, czyli ofensywa „holocaust industry”


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 07 (16-22.02.2018)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz