poniedziałek, 7 stycznia 2019

Lewactwo na żebrach

Lewactwo może działać wyłącznie w przyjaznym finansowym habitacie, którego nieodłączną częścią jest suty sponsoring i budżetowe dotacje.

I. Bieda kawiorowej lewicy

Na niespełna tydzień przed świętami Bożego Narodzenia skrajnie lewicowa „Krytyka Polityczna” postanowiła uwierzyć w Świętego Mikołaja i zaapelowała do swych czytelników o wsparcie. Z artykułu podpisanego przez redaktor naczelną internetowej strony „Krytyki” Agnieszkę Wiśniewską oraz członka zespołu redakcyjnego Michała Sutowskiego wynika, że wprawdzie na dzień dzisiejszy „KryPol” jakoś wiąże koniec z końcem, ale generalnie jest chudo – głównie za sprawą wyschnięcia źródełka w postaci publicznych dotacji. Co więcej, zagraniczni grantodawcy mają swoje wymagania – jak obrazowo wyjaśniają autorzy, na każdą otrzymaną złotówkę, sami muszą pozyskać dwie. Do niedawna, jak rozumiem, nie było z tym problemu – owe brakujące złotówki płynęły od instytucji publicznych, w tym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz warszawskiego ratusza (chociażby wynajmowany po preferencyjnych stawkach lokal redakcyjny na Nowym Świecie – trudno o bardziej ekskluzywną „miejscówkę”). Teraz trzeba jednak wyciągnąć rękę do indywidualnych darczyńców - a z tym, jak się dowiadujemy, jest krucho. Okazuje się, że internetową „Krytykę” wspiera darowiznami zaledwie jeden na 13 tys. czytelników. Trzeba dodać, że zespół „KryPola” na 2019 rok ma ambitne plany, co skutkować będzie niemal podwojeniem wydatków. Hmm, podstawowa logika nakazywałaby raczej w trudnym okresie zaciskanie pasa i czekanie na lepsze czasy, względnie intensyfikację zabiegów o sponsoring – ale lewica, jak wiadomo, rządzi się alternatywną ekonomią. Swoją drogą, ciekawe, czy ktokolwiek z redakcji „Krytyki Politycznej” ma w swoim CV pracę w normalnym, działającym na rynkowych zasadach, wydawnictwie? Przypuszczam, że wątpię, jak mawiał Walery Wątróbka.

No cóż, „Krytyce” powraca czkawką butna wypowiedź Sławomira Sierakowskiego, który w swoim czasie raczył oznajmić na antenie agorowego radiowęzła TOK FM, że „Kaczyński może nam skoczyć”, bo 90 proc. funduszy jego organizacja pozyskuje zza granicy. Tu anegdotka na marginesie: tenże Sierakowski zasłynął w 2011 r. tym, że spławił Grzegorza Napieralskiego, gdy ten przyszedł do niego na polityczną rozmowę. Ówczesny lider SLD dla przełamania lodów przyniósł ze sobą butelkę wina za 100 zł. Szef „Krytyki Politycznej” po uważnym przestudiowaniu etykiety rzucił: „Takich tanich to ja nie piję, sorry”. Ech, gdzie te beztroskie czasy „wrażliwej społecznie” kawiorowej lewicy...


II. Soros i Niemcy

Ale i dziś dzielni lewicowcy bynajmniej nie wydłubują kitu z okien. Snop światła rzuca tu kolejny artykuł pt. „Ile kosztuje krytykapolityczna.pl” autorstwa Michała Boruckiego. Członek zarządu Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego (wydawcy „Krytyki Politycznej”) postanowił „stanąć w prawdzie” i ujawnił strukturę dochodów i wydatków serwisu. Otóż miesięczny budżet internetowej „Krytyki” wynosił w 2018 r. blisko 60 tys. zł. (dokładnie – 59 959 zł.). Blisko połowa tej kwoty (28 750 zł.) to wynagrodzenia członków redakcji – na dzień dzisiejszy jest to pięć osób, więc z prostego rachunku wynika, że każdy z redaktorów przytula co miesiąc średnio 5 750 zł. - a więc grubo powyżej średniej krajowej. Daj Boże każdemu... Widać, że ideowi marksiści byle czego nie zjedzą. Gorzej traktowani są autorzy zewnętrzni, którzy za swoje teksty inkasują nie więcej niż 300 zł. - w ciągu miesiąca daje to sumę 19 500 zł. Reszta to koszty administracyjne oraz promocja, fundraising itp.

Skąd na to wszystko pieniądze? Tak jak szczerze wyznał Sławek Sierakowski – zza granicy. 70 proc. kosztów pokrywa grant od Open Society Foundation (George Soros), dalej zaś mamy m.in. Fundację im. Friedricha Eberta (afiliowaną przy niemieckiej SPD) czy Fundację im. Róży Luksemburg działającą przy również niemieckiej, skrajnie lewicowej partii Die Linke. Krótko mówiąc – Soros i Niemcy. Ale najwyraźniej ostatnimi czasy sponsorzy się zbiesili i zażądali od swych polskich utrzymanków jakichś wymiernych efektów działalności – bo przejadać granty i produkować idącą w próżnię propagandę każdy potrafi. I stąd nagły ból, bo lewactwo musi podnieść się od kawiarnianych stolików i zweryfikować swą działalność poprzez realny, społeczny odzew w postaci datków od czytelników – a z tym nie jest dobrze (jak na lewicowe standardy), bowiem obecnie „Krytyka” od darczyńców otrzymuje „zaledwie” 5 tys. zł. miesięcznie. Jak dramatycznie pisze Michał Borucki „(...) same granty to za mało. Zresztą granty są też uzależnione i będą coraz bardziej od waszych wpłat – do każdej złotówki od OSF (Open Society Foundation – przyp. PL) musimy zdobyć 2 złote z innych źródeł. Nie są to już środki z Ministerstwa Kultury, nigdy nie będą od spółek skarbu państwa. Mamy tylko was”. Czysta rozpacz.

No i jeszcze te wspomniane wyżej plany „rozwojowe” – by w 2019 budżet „Krytyki” się spinał (a planowane jest poszerzenie składu redakcyjnego, podniesienie stawek dla autorów zewnętrznych oraz ponad czterokrotne zwiększenie wydatków na „promocję, grafikę i fundraising”) naszym lewakom będzie brakowało, bagatela, 42 075 zł. miesięcznie. W skali roku – grubo ponad pół miliona złotych. Wszystko to mają pokryć czytelnicy. By żyło się lepiej.


III. Jak żyć?

Każdy, kto choć otarł się o oddolne społeczne inicjatywy, szczególnie prawicowe, widzi, że mówimy tu o kwotach dla przeciętnego zjadacza chleba niewyobrażalnych. Wszystkie „nasze” przedsięwzięcia, zapoczątkowane często jeszcze za rządów PO, w skrajnie nieprzyjaznych warunkach, miały i mają jedną, podstawową cechę wspólną – robione były „po kosztach”, w wolontariacie, dzięki składkom i darowiznom od wiernych sympatyków – nie stał za nimi hojny „wujek George” z workami pieniędzy. I wiele z nich funkcjonuje do tej pory – bo są ludziom potrzebne. Biorąc to pod uwagę, trzeba naprawdę nielichego tupetu, by biadolić nad obcięciem publicznych dotacji i sięgać ludziom do kieszeni, jak czyni to dziś „Krytyka Polityczna”. Powyższe pokazuje, że lewactwo może działać wyłącznie w przyjaznym finansowym habitacie, którego nieodłączną częścią jest suty sponsoring i budżetowe dotacje. W takich warunkach „ruszanie z posad bryły świata” staje się całkiem wygodnym sposobem na życie. Gdy jednak ktoś (jak zrobili to grantodawcy „KryPola”) powie „sprawdzam”, okazuje się, że dookoła naszych wypasionych neomarksistów wieje pustką. Po raz kolejny potwierdza się moja teza, że obecna szeroko rozumiana opozycja powtarza los prawicy z czasów, gdy ta była zepchnięta na margines – tyle, że w przypadku niedawnych pieszczochów i beneficjentów systemu, historia powtarza się jako farsa.

Przypadek „Krytyki Politycznej” to jednak nie wszystko. Już niemal dwa lata temu red. Roman Imielski z „Wyborczej” zaapelował w wywiadzie dla portalu „Euractiv.com”, by Unia Europejska wspomagała grantami „prawilne” gazety, jako „bardzo ważną część życia publicznego i demokracji”. „Możemy oczekiwać, że Unia o nas nie zapomni, że nie zapomni o Polsce” - załkał Imielski. Serce się kraje... Z kolei całkiem niedawno na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Jan Jakub Chromiec z Fundacji Batorego wraz z Franziską Brantner z niemieckich „Zielonych” postulowali, aby z unijnych funduszy wspierać organizacje „walczące o demokrację” w Polsce i na Węgrzech. Mówiąc wprost – mamy do czynienia z jawną żebraniną o jurgielt.

Nie ukrywam, że opisuję te paroksyzmy ze sporą dawką schadenfreude. Latami oglądaliśmy zadowolone z siebie facjaty lewaków przyssanych do różnych, przepraszam, cyców – perorujących na dodatek, jak to prawicowe media i organizacje nie potrafią dać sobie rady na „rynku”. Dziś widać, co to za „rynek” i skąd wzięła się dominacja lewicowego przekazu w przestrzeni publicznej – stała za tym (i wciąż stoi) potężna sieć międzynarodowych fundacji i polityka grantowa instytucji publicznych. Teraz słyszymy płacz i zgrzytanie zębów, bo trzeba będzie zaoszczędzić na wegańskiej paszy i sojowym latte. Doprawdy, jak w takich warunkach walczyć o „nowy, wspaniały świat”? Jak tu w ogóle żyć?


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 01 (04-10.01.2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz