Funkcjonariusze mediodajni chcą zagwarantować sobie prawo do bezkarnego szczucia, kłamania i obrażania. Dajcie im to!
I. Medialny immunitet
Dni mijają, a ja – biedny żuczek – wciąż nie wiem, czy kwiat naszego narodu, dziennikarze znaczy się, otrzymają tę ekstraordynaryjną ochronę prawną podczas pełnienia obowiązków, nomen omen, służbowych, czy też nie. Przypomnijmy, iż państwo gryzipiórkowstwo skupione w Press Club Polska zażądało ni mniej ni więcej, tylko wprowadzenia przepisów chroniących pracowników mediów w stopniu analogicznym do ochrony przysługującej funkcjonariuszom państwowym. Z kolei Stowarzyszenie Twórców Obrazu Telewizyjnego skupiające operatorów i realizatorów telewizyjnych zapragnęło spotkania z Komendantem Głównym Policji i szefem MSWiA, zapowiadając jednocześnie, że zwróci się do wszystkich świętych (prezydenta, premiera, marszalicy Sejmu, szefów klubów parlamentarnych i kogo tam jeszcze) o podjęcie „zdecydowanych działań prawnych umożliwiających bezpieczne, a jednocześnie rzetelne i obiektywne wykonywanie zawodu” (cyt. za rp.pl, wytł. moje - GG). Wszystko z powodu obicia fizjonomii reportera Polsatu, spalenia wozów TVN-u 11 listopada i innych despektów na które Jaśnie Oświeceni narażeni są przy spotkaniu z ludnością autochtoniczną, kiedy tylko podetkną przed oczy kamery opatrzone logami swoich stacji, co każdorazowo powoduje u tubylców niezrozumiałe przypływy złej adrenaliny.
Innymi słowy, państwo ci domagają się bezkarności. Funkcjonariusze mediodajni chcą zagwarantować sobie prawo do niezakłóconego szczucia, kłamania i obrażania. Pragną swoistego medialnego immunitetu przed gniewem ludzi, których co dzień szkalują, ranią słowem i obrazem, w stosunku do których uprawiają permanentny medialny terror i nagonkę, jadowitą manipulację czy wręcz ordynarne kłamstwa.
Zero autorefleksji. Zero poczucia odpowiedzialności. Nie zmieniła tego ani tragedia smoleńska, ani mord polityczny w Łodzi. Skoro takie wydarzenia nie odcisnęły się na sumieniach funkcjonariuszy, to znaczy, że oni tych sumień zwyczajnie nie mają. Wolą zakazać okazywania wobec nich negatywnych emocji, strojąc się w szaty męczenników i układając na pluszowym krzyżu (tak, wiem z czyjej retoryki pochodzi to ostatnie sformułowanie). Żądają komfortu kłamstwa bez odpowiedzialności przed widzem, słuchaczem i czytelnikiem.
Co ciekawe, podobnych głosów ze strony „środowiska” nie było słychać, gdy pod namiotem Solidarnych 2010 brutalnie potraktowany został dziennikarz „Gazety Polskiej” - i to nie przez jakichś chuliganów, lecz przedstawicieli władzy publicznej - funkcjonariuszy Straży Miejskiej.
II. Miedziane czoła
„Poprosimy pana prezydenta, by potraktował tę sprawę priorytetowo, ponieważ powtarzające się ataki na dziennikarzy i pracowników mediów stanowią zagrożenie nie tylko ich osobistego bezpieczeństwa, ale mogą także zagrażać prawu obywateli do swobodnego dostępu do informacji" – to słowa Marcina Lewickiego z Press Clubu. Wszystko byłby OK, gdyby zmienić ostatnią frazę na „mogą także zagrażać prawu obywateli do swobodnego dostępu do propagandy". Miedziane czoła funkcjonariuszy nie znają wstydu. Żądają przywileju uprawiania propagandy pod osłoną prawa. W tym kontekście, domaganie się umocowania właściwego funkcjonariuszom publicznym i to raczej tym z resortów mundurowych, faktycznie ma jakieś logiczne podstawy. Dziennikarz wprost, bez żadnej krępacji, stanie się przedstawicielem władzy - w jednym szeregu z policjantem, czy funkcjonariuszem służb specjalnych. Charakterystyczne, że pragną tego żurnaliści z mediów proreżimowych, stanowiących immanentną część obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP i wysługujących się do obrzydliwości dyktaturze matołów. Teraz, za wysługę, chcą od swych patronów ochrony przed ludźmi, którzy w jedyny dostępny im sposób dają wyraz swemu sprzeciwowi wobec polityki „wbijania milionów gwoździ w milion desek”. Niby racja – wszak wart jest robotnik zapłaty swojej.
Oczywiście, państwo funkcjonariuszowstwo in spe, zapłonie oburzeniem (oni w ogóle mają skłonność do uniesień) gdy ktokolwiek wypomni im, że np. nie patrzą władzy na ręce. A w latach 2005 – 2007 to nie patrzyli? Jeszcze jak patrzyli! Z najwyższą odrazą patrzyli! I teraz patrzą również. Wpatrują się, mianowicie, w ręce władzy z należną czcią i szacunkiem, przy okazji tychże rąk całowania.
Ciekawostka na marginesie – zaostrzenia prawa i nadzwyczajnego traktowania domagają się ci, którzy na co dzień nader skłonni są do powtarzania abolicjonistycznych bredni o tym, że kara „nie odstrasza”, że liczy się nieuchronność a nie surowość itd. Jak widzimy, gdy strach zajrzał im do d...y, nagle zaczęli gardłować pod zupełnie innym kątem, z innych pozycji i w odmiennym kierunku.
III. Dajcie im mundury!
Zła wiadomość, wyrobnicy systemu kłamstwa – będzie jeszcze gorzej i żadne obostrzenia prawne tego nie zmienią. Pisałem o tym niedawno, ale powtórzę: w 2006 roku, podczas zamieszek w Budapeszcie, jednym z obiektów będących celem ataków demonstrantów był budynek tamtejszej państwowej telewizji - tuby rządzącej wówczas postkomuny. Obecnie mamy wszelkie warunki po temu, by przy jakiejś okazji posypało się szkło w siedzibach kreatorów rzeczywistości na Czerskiej i Wiertniczej. I to raczej prędzej niż później.
Kończąc, pozwolę sobie na przyłączenie się do apelu medialnych środowisk, które ostatnio tak wybitnie zasłużyły się dla urabiania zbiorowej świadomości społeczeństwa przy okazji Marszu Niepodległości, wypełniając swe podstawowe, leninowskie zadanie, którym jest, jak wiemy – organizatorska rola prasy. Dajcie im to! Niech dostaną tę ochronę skutkującą zaostrzonymi sankcjami w przypadku zelżenia pana dziennikarza słowem lub czynem. Niech wszystko stanie się jasne i dopowiedziane do końca, do ostatniej litery.
No i jeszcze jedno: kiedy zostanie rozpisany konkurs na wzory mundurów dla medialnych funkcjonariuszy? Żeby naród zawsze mógł poznać z kim ma do czynienia.
Gadający Grzyb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz