Sierotom po III RP z fejsbukowej konspiracji życzę mocnych nerwów, bo czeka ich z pewnością jeszcze wiele niezapomnianych wrażeń.
Do pewnego momentu funkcjonowało w naszym dyskursie, z przeproszeniem, publicznym, określenie „sieroty po PRL”. Obejmowało ono bardzo zróżnicowane grono osób: zarówno tzw. „prostych ludzi” wyrzuconych przez III RP za burtę, jak i tych, którzy z nostalgią wspominali czasy młodości bo za Gierka Polska rosła w siłę, a Jaruzelski jaki był, taki był, ale przynajmniej „zaprowadził porządek” i uchronił Polskę przed ruską inwazją (powyższe polecam uwadze tych, którzy twierdzą, że Polacy byli odporni na propagandę – nie, w dużej mierze nie byli). Osobną kategorię stanowili przedstawiciele kasty beneficjentów tamtego systemu – czy to z powodu społecznego awansu (gros tzw. „lumpeninteligencji”), czy ze względu na karierę w strukturach PZPR. Ta formacja społeczna na szczęście zeszła już na margines, ale za to pojawiła się jej współczesna odmiana – sieroty po III RP.
To wprost niebywałe, by raptem po kilku dniach od formalnego przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość uaktywniła się taka rzesza poszkodowanych, wykluczonych, zagrożonych represjami, prześladowanych... Postanowili się oni skrzyknąć na Facebooku i zawiązać „Komitet Obrony Demokracji”, symbolem swym uczynić opornik i nawiązać w ten sposób do PRL-owskiej opozycji, ze szczególnym uwzględnieniem Komitetu Obrony Robotników. Mamy tutaj do czynienia z wielopoziomową hucpą.
Po pierwsze – tym ludziom realnie nic nie zagraża poza uczuciem dyskomfortu, że władzę przejęła formacja, której nauczyli się z całego serca nienawidzić – i to nienawiścią tak patologiczną w swej intensywności, że momentami odbierającą wręcz pełnię władz umysłowych. Wystarczy prześledzić, co mieli i mają do powiedzenia ludzie tacy jak Stefan Bratkowski, Waldemar Kuczyński, czy ostatnio profesor Zoll.
Po drugie – historyczny KOR powstał w reakcji na prześladowania robotników w Radomiu i Ursusie. Zawiązała go grupka inteligentów pragnących nieść pomoc prawną i materialną ludziom nie posiadającym wówczas skutecznego „know-how” pozwalającego przeciwstawić się władzy. Innymi słowy – KOR-owcy działali na rzecz innych, natomiast obecni „KOD-owcy” działają wyłącznie w obronie własnego, partykularnego interesu, jako Samoobrona Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP.
Po trzecie – jak by nie patrzeć, obecnie założyciele dawnego KOR-u znajdują się w PiS-ie - są to Antoni Macierewicz oraz Piotr Naimski (Kuroń z Michnikiem dołączyli dopiero później) i należą do szczególnie znienawidzonych przez „obóz III RP” przedstawicieli tego ugrupowania.
No i po czwarte – dzisiejsi „KOD-owcy” przyznają sobie monopol na demokrację: utożsamiają ją mianowicie z jednym, ściśle określonym tworem ustrojowo-politycznym zwanym III RP, a i to jedynie wówczas gdy zarządza nim któraś z postmagdalenkowych sitw towarzysko-politycznych wywodzących się bądź z Unii Demokratycznej, bądź z „reformatorskiej” postkomuny.
Jazgot, jaki podniósł się po pierwszych posunięciach nowej władzy świadczy tylko o tym, że uderzenia były celne. To nic innego jak kwik świńskich ryjów odrzynanych od koryta, bądź przeczuwających, że za chwilę zostaną oderżnięte. Owszem, czasem to odrzynanie przyrośniętych do żarcia pysków dokonywane jest tępym nożem (może dlatego tak boli), ale skala zgangrenowania szeroko rozumianego życia publicznego we wszystkich jego obszarach jest taka, że inaczej się nie da. I chwała PiS-owi, że zabrał się za tę operację od pierwszych dni urzędowania. Właśnie po to zostali wybrani i – jeśli wierzyć sondażom dającym partii Jarosława Kaczyńskiego stabilne poparcie – wyborcy to doceniają, nie przejmując się medialną histerią. Odcięcie przedstawicieli dotychczasowego systemu od służb specjalnych, mianowanie Antoniego Macierewicza szefem MON, rozbrojenie bomby podłożonej przez Platformę w Trybunale Konstytucyjnym, natychmiastowy zakaz sprzedaży państwowej ziemi nałożony w Ministerstwie Rolnictwa przez Krzysztofa Jurgiela, wreszcie – co cieszy szczególnie – ułaskawienie Mariusza Kamińskiego i postawienie go na czele służb – można tylko bić brawo i czekać na więcej. Swoją drogą, przypadek Mariusza Kamińskiego jest symptomatyczny – korowód umorzeń, tańca pomiędzy sądowymi instancjami, świadczył o bezradności i ciągnięciu sprawy „na siłę”, byle coś znaleźć. Trzeba było dopiero Wojciecha Łączewskiego spuszczonego na tę okoliczność z sędziowskiego łańcucha, by doprowadzić do nieprawomocnego skazania.
Cóż, sierotom po III RP z fejsbukowej konspiracji życzę mocnych nerwów, bo jeżeli PiS utrzyma konsekwencję dotychczasowych działań, czeka ich z pewnością jeszcze wiele niezapomnianych wrażeń. PiS-owi natomiast życzę żelaznego uporu w czyszczeniu pozostawionego przez PO grajdołu i dlatego na koniec tradycyjnie przypominam się ze swymi postulatami, a zatem:
-
kiedy wprowadzony zostanie zakaz reklamowania podmiotów publicznych w prywatnych mediach?
-
kiedy nastąpi przewalutowanie kredytów frankowych?
-
kiedy zostanie odtajniony aneks do raportu ws. rozwiązania WSI?
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2877-pod-grzybki
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 48 (27.11-03.12.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz