wtorek, 12 stycznia 2016

Pogadanka o autorytetach

Są dwie instytucje zdolne do kreowania autorytetów - Kościół i bezpieka.

Przełom starego i nowego roku sprzyja różnym remanentom, zatem z góry przepraszam Czytelników, że oderwę się dziś nieco od spraw bieżących, lecz mam odłożonych kilka refleksji, jakie naszły mnie wkrótce po śmierci Władysława Bartoszewskiego (którego, zgodnie z życzeniem Zmarłego, zdążył jeszcze pochować jako prezydent Bronisław Komorowski, co dowodzi, że Pan Bóg ma jednak poczucie humoru). Trwała kampania wyborcza, były pilniejsze sprawy i tak temat stopniowo sobie „stygł” - aż nagle odżył mi w głowie wskutek działalności płomiennych obrońców demokracji, za sprawą których powyłaziły ze swych nor rozmaite autorytety, by przez dwa kolejne weekendy straszyć nas na ulicach. Otóż wspomniane refleksje dotyczą właśnie natury tego dość osobliwego zjawiska, jakim są tzw. autorytety oraz ich społeczna funkcja. Gdyby zapytano mnie, która z osób żyjących obecnie, tu i teraz, jest dla mnie autorytetem, najpierw zacząłbym się zastanawiać. A skoro zacząłbym się zastanawiać, oznaczałoby to tylko jedno: takich autorytetów po prostu nie ma. Autorytet to bowiem ktoś, kogo wymienienie przychodzi w sposób naturalny, jak oddychanie. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego od lat obserwujemy posuchę na rynku autorytetów, nad czym boleją liczni ludzie dobrej woli stroskani, że naród nasz nie ma, panie kochany, przewodnika? Boleją zresztą zupełnie niepotrzebnie, ale o tym za chwilę.

Otóż brak współczesnych autorytetów związany jest moim zdaniem z uwiądem instytucjonalnym, autorytety nie pojawiają się bowiem ot tak, same z siebie. Twierdzenie, że ktoś stał się autorytetem bez instytucjonalnego backgroundu, samą mocą własną, to zwykłe zawracanie głowy, które zazwyczaj ma na celu ukrycie czegoś przed profanami. Tak to już jest, że gawiedzi podaje się na tacy produkt finalny do wielbienia, skrzętnie skrywając kuchnię, która ów produkt wypichciła.

W praktyce wygląda to następująco. Są dwie instytucje zdolne do kreowania autorytetów - Kościół i bezpieka. Wszystko inne to chińskie podróbki. Kościół jest domeną Ducha Świętego, który, jak wiadomo, tchnie kędy chce. Nie są to zatem nasze kompetencje i możemy się co najwyżej pomodlić, by w stosownym momencie pojawił się ktoś na miarę kardynała Wyszyńskiego, bądź Jana Pawła II. Przy czym, autorytet takowy nie musi być osobą duchowną, rzecz bowiem w instytucji promującej, nie w przynależności „stanowej” kandydata. Tacy ludzie, naznaczeni charyzmatem, po śmierci są często wynoszeni na ołtarze.

Jeśli zaś chodzi o bezpiekę, to wiadomo - lepiej się trzymać od niej z daleka. Wszelkie flirty, podejmowanie gier, są z góry skazane na klęskę, gdyż ten organizm ma to do siebie, że wszystkich zadufanych w sobie cwaniaczków połknie, przetrawi i wydali. Tu znów ważne zastrzeżenie - autorytet wykreowany przez bezpiekę wcale nie musi być konfidentem. Może, ale nie musi. Wystarczy, że bezpieka namierzy kogoś, kogo z jej punktu widzenia warto lansować, bo jest osobą z jakichś względów użyteczną. Sądzę, że był to właśnie przypadek Władysława Bartoszewskiego, który wcześniej, owszem, był znany i szanowany, lecz na ober-autorytet został wylansowany dopiero, gdy pokłócił się z Kaczyńskimi i przeskoczył do obozu Platformy. Natomiast próby samodzielnego kreowania autorytetów przez jakieś grupy, środowiska, bądź media, prędzej czy później kończą się kompromitacją i niesmakiem - tak jak to się stało przy okazji sprawy prof. Witolda Kieżuna. Ba, skoro w pewnym momencie mógł zostać strącony z piedestału sam Adam Michnik, którego po aferze Rywina bezpieka postanowiła skarcić, to o czym tu mówić?

Przypadkiem osobnym i oryginalnym wyjątkiem jest postać marszałka Piłsudskiego. Jego nie tyle wykreowała bezpieka, ile to on kazał bezpiece się wykreować w masowej świadomości. To jak z tym dowcipem o Chucku Norrisie i spodniach („Chuck Norris nie nosi spodni. To spodnie noszą Chucka Norrisa”).

Tak więc, przestańmy się martwić o autorytety. Kiedy nadejdzie pora, zostaną one nam objawione (mowa o autorytetach proweniencji kościelnej), lub podstawione (autorytety rodem z bezpieki). Stanie się tak, gdy któraś z tych instytucji odzyska właściwą jej moc sprawczą. Prędzej czy później będziemy mieli tę swoją latarnię morską, lub błędne ogniki na bagnach – w zależności od tego, która z sił o jakich tu mowa będzie stała za aktem kreacji – i ludzie pogrążeni dziś w mentalnym stuporze nareszcie będą wiedzieli co myśleć i robić. I to w zasadzie tyle w kwestii społecznej funkcji autorytetu: ująć masy w karby i poprowadzić je gdzie trzeba – ku zbawieniu, bądź na zatracenie. My jednak - nawiązując do wspomnianych na wstępie stroskanych ludzi dobrej woli - póki co, spokojnie róbmy swoje, bez oglądania się na różnych „starszych i mądrzejszych”.

*

A poza tym:

  • kiedy wprowadzony zostanie zakaz reklamowania podmiotów publicznych w prywatnych mediach?

  • kiedy nastąpi przewalutowanie kredytów frankowych?

  • kiedy zostanie odtajniony aneks do raportu ws. rozwiązania WSI?

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3118-pod-grzybki

Ilustracja: Andrzej Krauze

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 53 (31.12.2015-07.01.2016)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz