Gdyby obok Nike „GW” zechciała kiedyś ufundować nagrodę, powiedzmy, Polemicznej Maczugi Roku, to mamy tu murowanego kandydata...
W „Skanerze Politycznym” (TVN 24, 20.11.2008, goście – pp. Mikołaj Lizut i Dominik Zdort) red. Morozowski odczytał fragment książki abp Kowalczyka, w którym hierarcha stwierdza, że Jan Paweł II odczuwał szacunek wobec gen. Jaruzelskiego i dostrzegał w nim ducha dobra i patriotyzmu. Prowadzący połączył to z wypowiedzią Joaqina Nawarro – Vallsa ogłaszającego, że stan wojenny pozwolił uniknąć większej liczby ofiar, do jakiej by doszło w wyniku zbrojnego starcia obywateli z władzą (nie cytuję tu dosłownie, ale taki był sens wypowiedzi).
W ten oto sposób zostałem jaśnie oświecony.
A poważnie – z obu cytatów wieje grozą, choć w każdym przypadku jest to groza innego rodzaju.
Co do Nawarro – Vallsa, to ostatecznie można by mu wybaczyć – jego wypowiedź jest jedynie świadectwem ignorancji co do sytuacji w Polsce w latach 1980 – 1981. No właśnie – można by, gdyby nie to, że funkcja wieloletniego (1984 – 2006) dyrektora biura prasowego Stolicy Apostolskiej obliguje go do nieco głębszej znajomości tematu na który ma zamiar się wypowiadać. Tymczasem ktoś (a kto, to już - jak mawiał Kisiel – zgadnij, koteczku) nakreślił mu fałszywy obraz ówczesnej Polski a watykanista i bliski współpracownik JP II bezrefleksyjnie powtarza te brednie, jakby przez całe życie przebywał w eremie u kartuzów a nie brylował na szczytach watykańskiej hierarchii.
Dla porządku przypomnijmy, że ani na początku lat osiemdziesiątych, ani później nikt żadnego powstania przeciwko komunistom nie planował, żadna wojna domowa Polsce nie groziła, czego dowodem był stosunkowo słaby i rozproszony opór przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego (Wujek, czy Manifest Lipcowy to były odosobnione przypadki, a nie norma). Nie znaczy to oczywiście, że zbrojna konfrontacja nie była planowana – była, jak najbardziej i przystąpiono do jej opracowywania zaraz po podpisaniu Porozumień Sierpniowych – tyle tylko, że robiła to w ł a d z a, zaś efekty tych knowań odczuliśmy wszyscy 13 – tego grudnia roku pamiętnego…
Twierdzenie, że groziła krajowi jakaś bratobójcza rzeź do której gotowały się obie strony, to bezwiedne podpisywanie się pod oszczerstwami komunistycznej propagandy, kiedy to w Dzienniku Telewizyjnym pokazywano rzekome solidarnościowe arsenały i rozpowszechniano plotki o listach proskrypcyjnych przygotowywanych jakoby przez podziemną „ekstremę” ( znów – listy proskrypcyjne, owszem, były – ale sporządzone przez bezpiekę, która na ich podstawie wyłapywała przywódców i co bardziej aktywnych działaczy „S”).
Ale, jak wspomniałem, bredzenie Nawarro – Vallsowi można by w ostateczności wybaczyć – jest obcokrajowcem; pozostaje co najwyżej zachodzić w głowę jakim cudem taki kretyn uchował się w Watykanie i czemu nie próbował nawet zweryfikować tego, co mu zasuflowali różni „dobrzy ludzie”.
Inaczej przedstawia się sprawa z abp Józefem Kowalczykiem – długoletnim nuncjuszem apostolskim w Polsce. Wypowiedzią swą ostatecznie doszlusował do grona rodzimych miernot w fioletach i udowodnił, że niczym nie wybija się ponad konformistyczno - salonowo – korporacyjną mentalność naszego episkopatu. Aha, nie zapominajmy również o uprzednich dokonaniach księdza arcybiskupa, który położył wielkie zasługi w petryfikacji różnych patologii polskiego Kościoła (nieprzejrzystość, zaniechanie lustracji, zamiatanie pod dywan afer itd.) i to w czasach, kiedy dzięki osłonie papieża – Polaka, można było przeprowadzić wiele pożytecznych reform (i to bynajmniej nie idących w tak modnym obecnie postmodernistycznym kierunku). Dziś natomiast watykański hierarcha bezwstydnie wpisuje się w michnikoidalny chór obrońców Jaruzelskiego, w obrzydliwy sposób angażując do doraźnych rozgrywek autorytet nieżyjącego Jana Pawła II.
Nie mnie wnikać w duszę zmarłego Papieża i ustalać, czy szanował Jaruzela w stopniu większym niż każdą inną ludzką istotę, niemniej musiał być przecież świadomy faktu, że Jaruzelski to (cytując Reagana) „sowiecki generał w polskim mundurze”; zdrajca, który całe swe długie życie poświęcił karierze w służbie obcego mocarstwa. Poza wszystkim – czyny Papieża, jego wkład w obalenie światowego komunizmu najlepiej obrazują stosunek Ojca Świętego do czerwonego ustroju i tych, którzy z moskiewskiego nadania stali na jego czele w priwislańskim kraju. Ale to furda, głupstwo – abp Kowalczyk przechodzi nad faktami do porządku dziennego i jak gdyby nigdy nic wypisuje salonowe pierdoły o duchu patriotyzmu, który jakoby JP II dostrzegał w Jaruzelskim. Zresztą, entuzjastyczna reakcja obecnego w studiu red. Lizuta z „Wyborczej” jasno wskazuje, że postawa Kowalczyka została przez Towarzystwo zauważona i należycie doceniona. Przy okazji okazało się jeszcze jedno – do czego słowa nuncjusza zostaną wykorzystane. Otóż, gdy red. Zdort usiłował z tezami purpurata polemizować, Lizut z miejsca na niego napadł, insynuując że Zdort… śmie nie zgadzać się z Janem Pawłem II (!!!). Tak oto arcybiskup Kowalczyk dostarczył Salonowi kolejną maczugę do walenia po głowach niepoprawnych polemistów – nie dostrzegasz „dobra”, czy „ducha patriotyzmu” w Jaruzelskim – znaczy się, nie szanujesz Papieża! Uderzasz w Jego autorytet! Doprawdy, gdyby obok Nike „GW” zechciała kiedyś ufundować nagrodę, powiedzmy, Polemicznej Maczugi Roku, to mamy tu murowanego kandydata.
I jeszcze jedno – jeżeli arcybiskup Kowalczyk posiada przypadkiem jakieś resztki wstydu i sumienia, to jego oblicze już po wsze czasy powinno przybrać kolor arcybiskupiej szaty – barwę głębokiej purpury.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja 21.11.2008 http://www.niepoprawni.pl/blog/287/ignorancja-i-konformizm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz