Komisja Historyczna Metropolii Warszawskiej w całym swym majestacie orzekła, iż abp. Józef Kowalczyk, zarejestrowany w 1982r. przez SB jako kontakt operacyjny „Cappino” nie był świadomym agentem.
Nagłaśniające sprawę medialne jadłodajnie podnosiły zwłaszcza fakt, że od 1963r. był inwigilowany przez esbecję, zaś w 1990r. materiały z jego teczki zostały zniszczone z powodu „nieprzydatności operacyjnej”.
Czyli, w domyśle – kolejna ofiara wścieklizny obłąkanych lustratorów dla których, jak powszechnie wiadomo, nie ma większej radochy, niż wytarzać niewinnego człowieka w smole i pierzu, następnie zaś przegnać go na oczach krwiożerczej tłuszczy pod batogami.
A ja, cholera, tocząc pianę z pyska i wodząc wokół przekrwionym spojrzeniem, wciąż mam wątpliwości.
Po pierwsze, to że księdza Kowalczyka inwigilowano, to norma a nie wyjątek – teczki zakładano wszystkim księżom. Ponadto, donosiciel nie był dla służb kimś nietykalnym – stosowano inwigilację wielopoziomową i zapętlającą się – kapuś, mógł być jednocześnie rozpracowywany.
Po drugie, materiały zniszczono w 1990r., czyli w okresie, gdy esbecja na gwałt zwijała oficjalne żagle, przechodząc do bardziej zgodnych z duchem czasu form aktywności. Poza tym, z tego co mi wiadomo, materiały pozyskane od KI „Cappino” dotyczyły okresu watykańskiego, zaś Abp. Józef Kowalczyk od 1989r. był już nuncjuszem apostolskim w Polsce. Czyli, najprawdopodobniej, informacje, których udzielał po prostu się zdezaktualizowały. Nie znaczy to jednak, że w swoim czasie, nie były przydatne.
Po trzecie, kwestia świadomości współpracy. „Cappino” miał nie być świadomy tego, że gada z esbekiem. Tyle tylko, że cytując pewien wielce interesujący słowniczek (http://karnet.ar.wroc.pl/polish/aktualnosci/2007/03/zalaczniki/Slownicze....),
„kontakt informacyjny – dominująca w latach sześćdziesiątych kategoria osobowego źródła informacji w wywiadzie cywilnym PRL; w przypadku obywatela PRL współpraca zawsze była świadoma (wytłuszczenie moje – G.G.)”.
Zresztą, nawet jeżeli, jakimś nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności, arcybiskup został zarejestrowany bez swej wiedzy, to czy nie miał świadomości, kim może być ten miły i kulturalny II sekretarz ambasady PRL, z którym się spotyka? (dr Edward Kotowski, ps. „Pietro”. Więcej na ren temat w „Rzepie”, tam też kopia dokumentu, który posłużył tu za ilustrację, link - http://www.rp.pl/artykul/2,244958_Nieznane_dokumenty_na_temat_abp__Kowal...).
Owszem, wiem, że kontakty z przedstawicielami Zespołu Rządowego do Stałych Kontaktów Roboczych ze Stolicą Apostolską wchodziły w zakres obowiązków księdza arcybiskupa, ale już chlapanie jęzorem na temat różnic w poglądach między poszczególnymi hierarchami i o tym, do czyjego zdaniu Papież się przychylił – to już chyba, jakby to delikatnie ująć – pewna nadgorliwość, nieprawdaż? Żeby jeszcze usiłował siać w ten naiwny sposób dezinformację… Ale nie - na dole dokumentu stoi jak wół – „Źródło sprawdzono. Informacja wiarygodna”.
Swojego czasu przyszło mi się zżymać na saloniarskie dyrdymały, jakie abp. Kowalczyk wypisywał o gen. Jaruzelskim („Ignorancja i konformizm” http://www.niepoprawni.pl/blog/287/ignorancja-i-konformizm). Wtedy kładłem to na karb konformizmu wobec umysłowych prądów mainstreamu, jakim przeżarta jest część naszej hierarchii. Teraz jednak niewczesne pochwały Jaruzela, jakie wyszły spod pióra naszego purpurata zaczynam postrzegać w zupełnie innym świetle.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja 07.01.2009 http://www.niepoprawni.pl/blog/287/kontakt-informacyjny-%E2%80%9Ecappino%E2%80%9D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz