Dzień uruchomienia Gazociągu Północnego był ostatnim dniem mrzonek o europejskiej solidarności energetycznej.
I. Feta w Lubminie
Odkręcono kurek, strzeliło szampanskoje i popłynął gaz. Dzień 8 listopada 2011 w Lubminie, gdzie w stacji odbiorczej z wielką fetą uruchomiono magistralę Nord Stream, był ostatnim dniem mrzonek o europejskiej solidarności energetycznej. Warto zwrócić uwagę na słowa wypowiedziane przy tej okazji przez Dymitrija Miedwiediewa: „Po raz pierwszy gaz ziemny z Rosji popłynie bezpośrednio do UE”. Powtórzę: „Bezpośrednio do UE”. Te słowa nie są przypadkowe. Sankcjonują one oficjalnie na forum międzynarodowym rosyjską optykę, wedle której „prawdziwa” Unia Europejska zaczyna się od niemieckiej granicy, zaś byłe demoludy, w tym Polska, są strefą buforową – miejscem spotykania się wpływów Rosji i Niemiec. Mówiąc wprost – kondominium, lub też obrotową „bliską zagranicą”. Jak podkreślił p/o cara, Rosja i UE mają przed sobą „świetlaną przyszłość”. Cóż, zważywszy, że do końca przyszłego roku ma zostać uruchomiona druga nitka gazociągu, nie można co do tego mieć wątpliwości. A kiedy powstanie South Stream, to „przyszłość” rozświetli się ostatecznie błękitnym płomieniem, zaś wolumen dostaw zgodnie ze słowami Miedwiediewa osiągnie 200 mld m3.
Celebrując tę podniosłą chwilę dodajmy, iż w trakcie realizacji projekt Gazociągu Północnego z bilateralnej inwestycji niemiecko-rosyjskiej stał się jakoś tak niepostrzeżenie sprawą unijną, co podkreślił odpowiedni dobór zgromadzonych w Lubminie gości: oprócz kanclerz Merkel i prezydenta Miedwiediewa a także szefów Nord Streamu, byli obecni premierzy Francji, Holandii oraz eurokomisarz d/s energii Guenther Oettinger. Ten ostatni wspomniał nawet coś o potrzebie dywersyfikacji i polskim gazie łupkowym, ale zaraz gorliwie zapewnił, że „gaz ziemny pozostanie podstawą dla rynku gazu w przyszłości”. Ponieważ 500 zaproszonych gości trzeba było czymś zabawić, kanclerz Angela Merkel dała próbkę iście teutońskiego poczucia humoru mówiąc, że podczas realizacji projektu „uwzględniono uzasadnione interesy wszystkich krajów, leżących nad Bałtykiem".
Zwróćmy uwagę na tę subtelność: „uzasadnione interesy”. Najwyraźniej, kwestia drożności toru podejściowego do portów Szczecin-Świnoujście z budowanym tam gazoportem, „uzasadnionym interesem” nie była, zresztą, bądźmy szczerzy – nie naciskaliśmy, bo po co psuć atmosferę. Poza tym, pani kanclerz obiecała, że jakby co, to kurek się zakręci, gazociąg rozmontuje, przesunie albo zakopie głębiej, potem zmontuje znowu, co tam – powiemy tylko słowo i będzie załatwione. Serio - naprawdę obiecała tak ministrowi do spraw Twittera, Radkowi Sikorskiemu, a może nawet i samemu Tuskowi, z którym „liczą się w Europie”, a oni uwierzyli, radośnie pokiwali głowami i pospieszyli powiadomić rodaków, którzy też uwierzyli, o ile ktokolwiek zrozumiał o co chodzi i kogokolwiek to obeszło.
O uwzględnianiu uzasadnionych interesów może też mówić nam co nieco fakt, że dla przedstawicieli polskiej prezydencji z Tuskiem, co to ponoć rządzi teraz Europą, miejsca na imprezie litościwie nie przewidziano, my zaś ze swej strony po raz kolejny skorzystaliśmy z okazji, żeby siedzieć cicho.
II. Rosja u bram WTO
Całkiem słusznie. Po co się odzywać i sprawiać wrażenie, że nie pozostajemy w głównym nurcie europejskiej polityki. Poza tym, ludziska dobrze się bawią obserwując samo-dożynanie się watah połączone z inauguracją nowego sezonu „Cyrku na Wiejskiej”, więc nie ma sensu odrywać ich od igrzysk. Do tego nastroju ochoczo dostosowały się mediodajnie. Na przykład, taki Tomasz Wróblewski przywlókł do „Rzepy” ze sobą z „Dziennika Gazety Prawnej” Andrzeja Talagę. Co robi Andrzej Talaga? Andrzej Talaga się cieszy. Powodem radości jest wycofanie przez Gruzję sprzeciwu wobec przyjęcia Rosji do Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Talaga uważa, że WTO stanie się dla Rosji i Putina „kagańcem”, bo w WTO obowiązują reguły i karne procedury za ich nieprzestrzeganie, w związku z czym łatwiej będzie punktować i rozliczać Rosję za nieprzestrzeganie „cywilizowanych zasad”. Ponadto Rosji ponoć nie stać na odbudowę imperium, więc nie mają racji ci, którzy oskarżają Rosję o neoimperializm – to tylko zwykły biznes, tyle że Rosja do tej pory „nie przebierała w środkach”. Jak wstąpi do WTO, to przebierać zacznie.
Poważnie - tak prawi znany dziennikarz „robiący” w tematyce międzynarodowej. Ja oczywiście nie jestem zaskoczony, bo tego typu argumentację powtarzają od dawna rozliczni przyjaciele Kremla na Zachodzie zdominowanym przez pokolenie ‘68, a od jakiegoś czasu również „płynące w głównym nurcie” polskie władze, szczególnie od chwili kiedy polskie państwo zdało egzamin. Pan Talaga również pragnie płynąć w głównym nurcie i stać się Europejczykiem, więc niczym szkolny prymusik pisze utrzymane w odpowiednim duchu wypracowanie.
A teraz pomyślmy. Rosja od 18 lat stara się o przyjęcie do WTO, do której nie wiedzieć czemu jej nie wpuszczano. Pewnie nikt nie chciał jej nakładać kagańca. Dziwne – Putin prosi „nałóżcie mi kaganiec, bo bardzo chcę podlegać procedurom karnym, gdy złamię cywilizowane zasady”, a tamci – nie i nie. Otóż, wolny handel wcale nie „okiełzna Rosji”, jak twierdzą rozmaici zwolennicy „cywilizowania” przez „otwarcie”. Wolny rynek to jedno z narzędzi, z którego Rosja korzysta kiedy jej wygodnie, by zaraz bezpardonowo używać pod byle pretekstem bata w postaci kurka z surowcami czy embarga.
Gospodarka dla Rosji jest funkcją politycznej ekspansji, zaś surowce – najcięższym orężem z pozamilitarnego geostrategicznego arsenału, mającego służyć wyłącznie jednemu – odbudowie imperium. Putin pisał (lub też raczej – plagiatował) na ten temat utajniony obecnie doktorat, zaś wszystkie jego posunięcia podporządkowane są jednemu – odbudowie posowieckiej strefy wpływów i przywiązaniu Zachodu do Rosji, przed czym zresztą ten ostatni się nie broni, czego dowodem są słowa kanclerz Merkel z lubmińskiej imprezy: „Będziemy ze sobą związani przez dziesięciolecia”. Można się zatem spodziewać, że żadne WTO nie będzie umierało za państwa rosyjskiej „bliskiej zagranicy”, gdy ta postanowi wstrzymać dostawy, lub zablokuje import produktów spożywczych. Zwłaszcza jeśli przekonująco wyjaśni „partnerom”, że to nie są żadne restrykcje, tylko awaria gazociągu, lub poważne naruszenie rosyjskich przepisów sanitarnych przez nieuczciwych kontrahentów. Zresztą, odsyłam do lektury książki „Nowa Zimna Wojna” Edwarda Lucasa, którą zawsze polecam przy takich okazjach.
WTO będzie dyscyplinować Rosję? Wolne żarty. Przeciwnie – to Światowa Organizacja Handlu stanie się dla rosyjskiego ekspansjonizmu kolejnym polem do zagospodarowania.
III. Ekspansja
A że jest co zagospodarowywać właśnie się przekonujemy, gdy pogrążona w kryzysie Unia coraz chętniej i korniej zerka w stronę rosyjskich 580 mld dolarów (to oficjalna rezerwa walutowa Rosji, do której wg agencji Stratfor należy doliczyć jeszcze jakieś 600 mld – polecam to uwadze pana Talagi, który twierdzi, że Rosja „nie ma potencjału”). Rosja zaś nie zasypia gruszek w popiele, tylko przymierza się do wykupywania zachodnich przedsiębiorstw z różnych sektorów – w tym banków (m.in. Kredyt Bank i Bank Millenium), oraz próbuje torpedować unijne regulacje energetyczne – zwłaszcza obowiązek oddania w zarząd sieci przesyłowych niezależnym operatorom (temu ma służyć wykupywanie aktywów zachodnich firm energetycznych). W międzyczasie prowadzi intensywny „ekologiczny” lobbing przeciw gazowi łupkowemu, co nie spotyka się z żadną reakcją z polskiej strony.
Europa potrzebuje rosyjskiego gazu i rosyjskich pieniędzy. Rosja potrzebuje mocnego wejścia w europejski obieg gospodarczy, by zagwarantować sobie jeszcze trwalszą i silniejszą pozycje polityczną niż ma obecnie i nie wypaść z konkurencji z Chinami. Kryzys stwarza wyjątkowo dogodne warunki do realizacji tych zamierzeń. (Polecam tu dwa artykuły: Mariusza Majewskiego na „Rebelyi” i Artura Bazaka na „wPolityce.pl”.)
Napisałbym coś na zakończenie o tym, że w obliczu poniechania wszelkich pozorów europejskiego solidaryzmu i jawnego już rozbicia UE wedle rosyjskiego życzenia na „prawdziwą” i „nieprawdziwą”, należałoby przywrócić do łask „politykę jagiellońską” i przystąpić do budowania politycznego sojuszu państw naszego regionu... Że tylko tak możemy się ocalić przed ostatecznym osunięciem się do statusu obrotowej „bliskiej zagranicy”. Napisałbym, tylko po co? Wszak myślenie takimi kategoriami jest naszym mężykom stanu oraz ich wyborcom jak najgłębiej obce.
Gadający Grzyb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz