Czy zamach na Ahmeda Zakajewa miał być swoistą inauguracją „drugiej rundy” prezydentury Putina na arenie międzynarodowej?
I. Bandyckie mocarstwo
Ujawniona niedawno przez brytyjskie media próba zamachu na Ahmeda Zakajewa – premiera emigracyjnego rządu Czeczeńskiej Republiki Iczkeria, którą udaremniło MI5 pokazuje, że Rosja nie zapomina ani nie przebacza. Nigdy. Co więcej, wydarzenie to potwierdza bandycki charakter rosyjskiego mocarstwa, które czuje się władne mordować kogo uzna za stosowne, szczególnie, jeśli osoba ta demaskuje turańskie barbarzyństwa czekistowskiego reżimu. Tak było z Litwinienką, który ujawnił rolę FSB w zamachach na domy mieszkalne w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku (plus udaremniony zamach w Riazaniu). Dodajmy - zamachach, które umożliwiły rozpętanie II wojny czeczeńskiej połączonej z przeprowadzeniem na Kaukazie regularnej eksterminacji i wyniosły do władzy ludobójcę – Władimira Putina.
Świat, hołdujący zasadzie „niedrażnienia Rosji”, odwrócił wprawdzie usłużnie głowę w inną stronę, lecz Rosji to nie wystarcza. Zbrodnia wymaga bowiem eliminacji wszystkich świadków, którzy nie chcą siedzieć cicho i którzy przy okazji jakichś zmian na geopolitycznej szachownicy mogą zostać przez Zachód wysłuchani i wyciągnięci niczym as z rękawa. Prócz tego, morderstwa zarówno na terenie Federacji Rosyjskiej, jak i poza jej granicami mają walor „edukacyjny”, mający na celu zastraszenie tych, którym przyszłoby do głowy gardłować o rosyjskich bestialstwach w Czeczenii. Nie od rzeczy byłoby tu przypomnieć o kulturze politycznej Rosji, którą pozwalam sobie określać mianem zmongolizowanego bizantynizmu, a której immanentną cechą jest oparty na kulcie przemocy swoisty sadyzm, każący dla zasady zgnoić lub uśmiercić każdego, kto ośmiela się nie przyjmować do wiadomości oficjalnego stanowiska Rosji w jakiejkolwiek sprawie. Prócz Litwinienki przekonała się o tym Anna Politkowska, zamordowana w urodziny Putina i wielu innych zabitych w ostatnich latach dziennikarzy, którzy w ten czy inny sposób podpadli trzęsącej rosyjskim państwem czekistowskiej mafii.
Nic więc dziwnego, że padło w końcu również na Zakajewa, który samym swym istnieniem przypomina, że Czeczeni nie są „terrorystami” jak usiłuje wmówić światu reżim Putina, że kaukascy „wahabici” to wyhodowana w podmoskiewskich obozach szkoleniowych FSB agentura i wreszcie – że Czeczeni zasługują na niepodległość i przywódcę, który byłby przeciwieństwem panującego z łaski Kremla zwyrodniałego degenerata Ramzana Kadyrowa. Zresztą, to właśnie Kadyrow (najpewniej z błogosławieństwem Moskwy) stał za udaremnioną przez brytyjskie służby próbą zamachu. Przypomnijmy jeszcze, że zatrzymany na lotnisku Heathrow Rosjanin (nazywany E1) miał w 2009 roku zastrzelić w Wiedniu ochroniarza Zakajewa – Umara Irsaiłowa, zaś całkiem niedawno (20 marca 2012) postrzelono w Londynie rosyjskiego bankiera Giermana Gorbuncowa. Zakajew twierdzi, iż obecnie w Londynie jest więcej rosyjskich agentów niż w czasach Zimnej Wojny.
II. Rosyjskie zabiegi
Sama próba zamachu miała być prawdopodobnie ukoronowaniem długoletnich zabiegów Kremla o wydanie Ahmeda Zakajewa, który w Wlk. Brytanii ma status uchodźcy. Zgody na ekstradycję odmówiła Federacji Rosyjskiej już w 2002 Dania – czym zresztą wywołała furię tak Moskwy, jak i zwykłych Rosjan, którzy nie mogli wprost pojąć, jak taka maleńka Dania śmiała się postawić „wielkiemu mocarstwu”. Jeśli ktoś szukał dowodów na nieprzekraczalną barierę cywilizacyjną, to reakcja na odmowę ze strony Danii jest właśnie jednym z nich.
Z kolei Wielka Brytania po procesie sądowym zajęła stanowisko, że brak dowodów na „terrorystyczną” działalność czeczeńskiego przywódcy, zeznania mające owego „terroryzmu” dowodzić zostały wymuszone w Moskwie torturami, zaś wydanie Zakajewa Rosji jest niemożliwe m.in. ze względów humanitarnych – byłby on bowiem narażony na tortury i nie mógłby liczyć na uczciwy proces. Jak łatwo się domyślić, takie stanowisko wywołało na Kremlu atak szału, o który każdorazowo przyprawia rosyjskie władze zakwestionowanie głębokiego humanitaryzmu, którym przepojony jest ustrojowo-prawny porządek Wielkiego Mocarstwa.
Po raz trzeci Rosja domagała się ekstradycji Ahmeda Zakajewa od Polski – w 2010 roku, kiedy to Zakajew przybył na odbywający się w Pułtusku Światowy Kongres Narodu Czeczeńskiego (16 – 18.09.2010) na który zgodził się jeszcze śp. Prezydent Lech Kaczyński. Doszło wtedy wprawdzie do dość ohydnego zatrzymania czeczeńskiego premiera przez policję i doprowadzenia do prokuratury – z ewidentnym zamiarem utrudnienia mu uczestnictwa w Kongresie, zaś ambasador Federacji Rosyjskiej Aleksander Aleksiejew zwołał bezprecedensową konferencje prasową na której powtórzył standardowy zestaw rosyjskich kłamstw, lecz do najgorszego – czyli wydania Rosjanom Zakajewa na pewną śmierć – na szczęście nie doszło. (więcej na ten temat w notce „Kłamstwa ambasadora Aleksiejewa”).
III. Zamach na inaugurację prezydentury Putina?
Po tej serii niepowodzeń Rosja najwyraźniej postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, na zasadzie: „nie chcecie nam go wydać, to my i tak go sobie zabijemy”. Podobnie było z Litwinienką, na którego nie pożałowano kosztownego polonu – był to swoisty symbol mający pokazać, że Rosja z wielkopańskim gestem nie cofnie się przed możliwie spektakularnym uśmierceniem swych zdrajców – tak, by do wszystkich dotarło.
Warto jeszcze odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Zakajew, który ma w Czeczenii dość ograniczone wpływy i jego realne możliwości nie są większe niż, powiedzmy, siła polityczna Rządu Londyńskiego w czasie zaawansowanej komuny, tak uwiera Rosję.
Po pierwsze – Putin chce go zlikwidować dla zasady, żeby podkreślić, jak zauważyłem na wstępie, że Rosja nie wybacza i nie zapomina.
Po drugie – Zakajew jest politykiem umiarkowanym - hasłowo mówiąc, bliżej mu do Maschadowa (którego był przedstawicielem), niż do Basajewa – i odcina się zarówno od terrorystycznych metod, jak i od samozwańczego Emiratu Kaukazu, tudzież islamskich ekstremistów. Komuś takiemu trudno przyszyć etykietę „terrorysty” i taki ktoś jest potencjalnie do zaakceptowania przez Zachód jako przywódca czeczeńskiej diaspory – dlatego musi umrzeć.
Po trzecie wreszcie – należy pokazać Zachodowi możliwości i determinację Rosji, która „terrorystów” będzie „topiła w kiblu”, jak z knajacką swadą stwierdził onegdaj Putin. Udany zamach byłby swoistą inauguracją „drugiej rundy” prezydentury Putina na arenie międzynarodowej.
***
Na zakończenie, chciałbym się zwrócić do premiera Zakajewa z nieśmiałą prośbą, by omijał szerokim łukiem Polskę. Kraj, którego rząd kolaborował z Rosją przeciw własnemu prezydentowi i który nie był w stanie zapewnić bezpieczeństwa Głowie Państwa, następnie zaś beztrosko oddał śledztwo smoleńskie, biernie godząc się na skandaliczne manipulacje i ordynarne fałszerstwa, przetrzymywanie kluczowych dowodów oraz urągające wszelkim standardom postępowanie strony rosyjskiej - taki kraj z pewnością nie jest miejscem, w którym ktoś taki jak Ahmed Zakajew mógłby czuć się bezpiecznie.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: Niepoprawne RadioPL
Na podobny temat: http://niepoprawni.pl/blog/287/klamstwa-ambasadora-aleksiejewa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz