W samym tylko dziale „Komentarze” na stronach „Wyborczej” naliczyłem 38 mniej lub bardziej pałkarskich tekstów dotyczących II Rocznicy Katastrofy.
I. Strach rocznicowy
Reakcje mainstreamu na „pozaoficjalne” obchody II Rocznicy Katastrofy Smoleńskiej pokazują jak łatwo ten cały obóz beneficjentów i utrwalaczy III RP wprawić w stan nerwowej lewitacji. Wystarczy kilkudziesięciotysięczna manifestacja w centrum Warszawy i kilka sondaży wskazujących, że tzw. „lud smoleński” - jak raczył Wolnych Polaków określić z właściwym sobie protekcjonalizmem Marek Beylin – nie znika, przeciwnie, konsoliduje się, a nawet jakby tegoż „ludu” przyrastało. Z roku na rok rośnie odsetek osób dopuszczających możliwość zamachu (z 8% w 2011 do 18% w 2012), zaś 32% pytanych twierdzi, że rządy Polski i Rosji z premedytacją ukrywają prawdę (sondaż „GW”). W sondażu SMG/KRC dla TVN w zamach wierzy 21% badanych, zaś 55% uważa, że Rosjanie sabotują prowadzenie rzetelnego śledztwa.
Apogeum strachu nastaje w okolicach 10 kwietnia. Rok temu napisałem notkę „Strach rocznicowy”, w której przytaczałem przykłady paroksyzmów uwidocznione na łamach „Wyborczej”. W tym roku było podobnie, acz trzeba przyznać, że przekaz został nieco zniuansowany. Oprócz tekstów typowo pałkarskich odezwały się bowiem również głosy „umiarkowane”, starające się racjonalizować i obłaskawiać tę jątrzącą mniejszość, która nie chce się zamknąć i zrozumieć. Przeciwnie, radykalizuje się wbrew wszystkiemu – wbrew czynnikom oficjalnym wciskającym ten sam kit z doraźnymi tylko modyfikacjami, wbrew nawoływaniom reżimowych mediodajni wraz z gronem dyżurnych autorytetów, wbrew społecznej większości, która „rzyga Smoleńskiem” i leje po nogawkach ze strachu przed Ruskimi, słowem – wbrew całemu „Smoleńskiemu status quo”, które pozwoliłem sobie zdiagnozować w jednej z poprzednich notek.
II. Pałkarstwo antysmoleńskie
I tu miałem zamiar jak przed rokiem przytoczyć i pokrótce omówić gazetowyborczą, „antysmoleńską” propagandę, ale wszedłem na internetowy dział publicystyki „GW” i zwyczajnie opadła mi kopara. To se ne da, wołowej skóry by nie starczyło, a co dopiero blogerskiej notki, tym bardziej, że w zasadzie każdy z tych tekstów trzeba by osobno odkłamywać.
Dość powiedzieć, że w samym tylko dziale „Komentarze” naliczyłem 38 mniej lub bardziej pałkarskich tekstów dotyczących II Rocznicy Katastrofy. Powtarzam – 38 samych krótkich komentarzy, zamieszczonych w dniach 4-20.04.2012. Jeśli doliczyć do tego dłuższe teksty publicystyczne, wywiady i artykuły „informacyjne”, to na oko spokojnie byłoby ich drugie tyle, jeśli nie więcej – może ktoś policzy – a przecież w wydaniu internetowym nie ma wszystkiego. Dodajmy jeszcze dla porządku, że na „Wyborczej” świat się nie kończy i w „przemysł pogardy” zaangażowane są również pozostałe reżimowe mediodajnie, które na antysmoleńskim flekowaniu skoncentrowały się w tych dniach z równą intensywnością.
Teksty miały różny charakter – od odpowiednio sformatowanych przeglądów prasy służących autorom niemal wyłącznie do ukazania głębokiej niesłuszności pozamainstreamowego przekazu, poprzez pohukiwania cyngli o „Biesach” smoleńskich, smoleńskim „show”, „dniu wstydu”, „użytecznych fanatykach Kaczyńskiego”, aż po pełne protekcjonalnej zadumy próby „zrozumienia” „ludu smoleńskiego” - ciemnej, zmanipulowanej przez pisowskie demony masy. Wszystko przeplatane drwinami o „świętym kościele smoleńskim” tudzież „zamachu w załatwianiu” na zmianę w wezwaniami kierowanymi do władzy by dała odpór, ponieważ, „gdy rząd milczy, szaleją demony”. Momenty, w których „Wyborcza” przez chwilę przemawiała ludzkim głosem, jak wywiad z Aleksandrem Smolarem, czy pojednawcze artykuły Grzegorza Sroczyńskiego i Ewy Milewicz były – nie odmawiając z góry szczerości ich autorom – jedynie krótką „pieredyszką” przed powtórnym atakiem, który nastąpił na sygnał, jakim było haniebne wystąpienie Tuska podczas debaty nad uchwałą wzywającą Rosję do zwrotu dowodów.
Krótko mówiąc – histeryczny kociokwik.
III. Nieczyste sumienia
Taka reakcja świadczyć może tylko o jednym: nieczystym sumieniu.
Obóz beneficjentów i utrwalaczy III RP, którego nieodłączną częścią jest medialny mainstream, po prostu dobrze wie, że ta kraina, którą z łaski Niewidzialnej Ręki dostali w pacht przy okrągłym stole tak naprawdę im się nie należy, że są intruzami, uzurpatorami, tak jak byli ich ojcowie i dziadowie – założyciele Czerwonych Dynastii. Dlatego tak nerwowo reagują na syndromy narodowego przebudzenia Polaków - nawet, jeśli ci „obudzeni” są w mniejszości, nawet jeśli realnie nic nie mogą, nawet jeśli prowadzone na smyczy przemysłu pogardy lemingi mogłyby nakryć ich czapkami, naszczać na znicze i kiepować pety na karkach, jak działo się to pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Nawet wtedy czują nieprzyjemne mrowienie na plecach, bo każda taka manifestacja – niechby i mocno mniejszościowa – własnej podmiotowości, poczucia tożsamości, przypomina im o miejscu z którego wyrastają ich nogi i kariery. Pamiętacie, jak dwa lata temu redaktor Miecugow troskał się, by smoleńska tragedia nie obudziła „demonów polskiego patriotyzmu”? No właśnie.
Dziś owi „wystraszeni 2012” już nie tyle się „troskają”, ile kąsają w panicznym strachu, niczym zagonione w kąt szakale, gdyż mają pełną świadomość tego, co wyprawiali przez ostatnie dwa lata, oddając się z czystej nienawiści do PiS, Kaczyńskiego i „moherów” oraz ze strachu o własne cztery litery na propagandowe usługi Rosji i jej prywislańskich marionetek. Tymczasem ich wrzutki, histeryczne zadeptywanie pamięci, walkę z „legendą Lecha Kaczyńskiego” i ruską narrację kolportowaną dzień w dzień, z pianą na ustach, diabli wzięli. Padają pełne niepokoju słowa – rok temu w zamach wierzyło 8%, dziś 18... ile „ludu smoleńskiego” przybędzie za rok, za dwa lata? Została im tylko świadomość własnego łajdactwa i strach na widok tłumów, które o tym łajdactwie dobrze wiedzą i z pewnością go nie zapomną.
Stąd nawoływania kierowane do Dyktatury Matołów, by coś zrobiła, by dała odpór, by Tusk huknął pięścią w stół... Jestem pewien, że gdyby Ober-Matoł zdecydował się na siłową rozprawę ze „smoleńską opozycją”, spotkałoby się to z pełnym poparciem medialnych funkcjonariuszy, nie mniej gorliwym, niż to, które niegdyś „sowiecki generał w polskim mundurze” otrzymał od reżimowej prasy PRL-u. I co więcej, poparcie to zostałoby – w rzekomo wolnym kraju – udzielone z identycznych powodów.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: Niepoprawne RadioPL
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz