sobota, 22 czerwca 2013

Brazylia nie jest koko-spoko

Protestujący nie zamierzają być „fajnobrazylijczykami”, tylko wychodzą na ulice podczas prestiżowej imprezy, mając głęboko w tyle, że „świat patrzy”.

I. Zamieszki w cieniu Pucharu Konfederacji

Informacje o masowych demonstracjach w 80 miastach Brazylii cokolwiek giną przykryte tematem odbywającego się tam równolegle „koko-spoko”, czyli Pucharu Konfederacji - imprezy mającej stanowić próbę generalną przed przyszłorocznymi Mistrzostwami Świata w piłce nożnej. Tymczasem, ostatnio na ulice wyległo w sumie ok 1,2 mln (słownie: milion dwieście tysięcy) demonstrantów protestujących zarówno przeciw polityce rządu, jak i tamtejszej klasie politycznej w ogólności.

Zaczęło się niewinnie – od studenckich protestów przeciw podwyżkom cen biletów komunikacji miejskiej (dla warszawiaków pod rządami HGW pewnie brzmi to znajomo), ale wkrótce dołączyły inne postulaty, zaś protesty szybko uległy radykalizacji i umasowieniu – i to pomimo wycofania się władz z podwyżek. Demonstrujący domagają się m.in. poprawy opieki zdrowotnej, edukacji, skończenia z wszechobecną korupcją i bezkarnością polityków, zaprzestania zawłaszczania państwa przez polityczno-biznesowe sitwy (skąd my to znamy), a także – uwaga – zaprzestania trwonienia publicznych funduszy na przygotowania do Mistrzostw Świata w 2014 roku oraz Olimpiady w 2016.

Cechą charakterystyczną protestów jest zero tolerancji dla jakichkolwiek partii politycznych – zarówno rządzącej Partii Pracujących, jak i ugrupowań opozycyjnych. Politycy usiłujący „podłączyć się” pod demonstrantów są bez pardonu wykopywani (my z podobnym obrazkiem mieliśmy do czynienia przy okazji protestów przeciw ACTA, kiedy to młodzież wywaliła próbującego się lansować Palikota, śpiewając mu na pożegnanie „ssij pałę, ssij...”). Dochodzi do licznych, brutalnych starć z policją i prób demolowania urzędów państwowych - oraz, co ciekawe – przedstawicielstw FIFA.

II. Brazylijczycy przeciw korupcyjnemu „koko-spoko”

Te akcenty „antymundialowe” wśród rozkochanych w piłce nożnej Brazylijczyków są wielce symptomatyczne, oznaczają bowiem, iż został przekroczony próg społecznej tolerancji na obciążenia państwa w związku z przygotowaniami do największej piłkarskiej imprezy świata. Podkreślmy to jeszcze raz: demonstranci domagają się ukrócenia marnowania środków publicznych na przyszłoroczne „koko-spoko” i posuwają się do atakowania autobusów i hotelu (w Salvadorze) z przedstawicielami globalnej mafii piłkarskiej – FIFA.

Społeczna frustracja spowodowana jest rosnącymi kosztami życia, co Brazylijczycy wiążą z gigantycznymi nakładami na remonty i budowę stadionów, oraz związanej z imprezami infrastruktury. Do tej pory na same stadiony poszło 3,5 mld dolarów, a łączne wydatki sięgnąć mają 15 mld dolarów (RPA w 2010 wydała trzykrotnie mniej). Przypuszczalnie zresztą nawet te 15 mld może zostać przekroczone – tu warto zauważyć, iż kolejnym elementem przygotowań bulwersującym Brazylijczyków są wielokrotnie w stosunku do pierwotnych założeń zawyżone koszta budowy obiektów. Jak na dłoni widać, że tzw. „renta korupcyjna” związana z inwestycjami musi być ogromna. Do tego doszły wysiedlenia ludzi z terenów „mundialowych”.

Trzeba również zauważyć, iż model przygotowań do wielkich imprez sportowych powoduje, że władze kraju-organizatora są praktycznie uzależnione od międzynarodowych organizacji sportowych – FIFA, UEFA, MKOL, które de facto dyktują co, gdzie, kiedy i w jakich rozmiarach oraz standardzie ma zostać wybudowane. Stąd agresja wobec działaczy FIFA i postulaty, by pieniądze topione w obecny Puchar Konfederacji, Mundial 2014 i Olimpiadę 2016 przeznaczyć na szkolnictwo, czy służbę zdrowia. Koszta budowy obiektów, do których po imprezie trzeba dopłacać, oraz budowanej w trybie „odświętno-akcyjnym” infrastruktury, państwa-organizatorzy odczuwają później przez lata. Nie bez przyczyny nieoficjalnie mówi się, że gwoździem do trumny finansów Grecji stała się olimpiada w Atenach w 2004 roku.

III. Zakompleksieni „fajnopolacy” kontra wolny naród

Nie da się tu uciec przed porównaniem obecnych wydarzeń w Brazylii z tą euforyczną głupawką, z jaką mieliśmy do czynienia w związku z „koko-euro-spoko” 2012 w Polsce i na Ukrainie. Przypomnijmy sobie: każdą próbę konstruktywnej krytyki poczynań rządu gaszono urzędowym optymizmem władzy i reżimowych mediodajni – jaką to wspaniałą promocję będziemy mieli w świecie, że „Zachód na nas patrzy”, że zdajemy „egzamin”, że to wielki impuls modernizacyjny i ileż to pieniondzów, panie, na tym Euro zarobimy... Na każde wytknięcie rosnących lawinowo kosztów – zarówno „przejezdnych” autostrad jak i do tej pory nie oddanego oficjalnie (!) Stadionu Narodowego – reagowano nagonką na „malkontentów”, sprzężoną z żerowaniem na polskich kompleksach spod znaku „co świat powie na to”.

Pamiętamy? Te żałosne nawoływania, sprowadzające się do tego, byśmy zastawili się, a postawili się; te żenujące apele, byśmy nie zaprezentowali się jako „naród ponuraków”, tylko uśmiechnięci i wyluzowani „fajnopolacy”, żyjący w „fajnej Polsce”, bo to takie europejskie. Te przyprawiające o mdłości doniesienia omdlewających z ekscytacji dziennikarzy, że Platini przyjechał, Platini odwiedził, Platini pochwalił postępy, Platini się zmarszczył, Platini poklepał po pleckach... Wstyd i żenada – wypisz wymaluj, doniesienia z wizyty Jaśnie Pana w podległej guberni.

A teraz zostaliśmy jak te ch..., że tak pojadę Himilsbachem, z nierentownymi stadionami do których trzeba dopłacać miliony, z ledwie co zbudowanymi autostradami których budowę przypłaciły bankructwem dziesiątki, jeśli nie setki podwykonawców – ale nic, byczo jest! Bo „fajnopolacy” pokazali „uśmiechnięte twarze” i przez moment miło o nas pisano za granicą.

Otóż Brazylijczycy – czyli naród, który na dobrą sprawę mógłby mieć więcej niż my postkolonialnych kompleksów – mają gdzieś te infantylne gadki o rzekomym splendorze, jakim jest organizacja mistrzostw, czy olimpiady. Oni widzą przekręty, nieprzytomne pieniądze wyrzucane w błoto i rozdzielane między różne sitwy – i nie zamierzają milczeć. Przedstawiciele międzynarodowych władz piłkarskich nie są dla nich półbogami z innego lepszego świata, tylko bandą skorumpowanych mafiosów, których można pogonić kamieniami. Nie zamierzają być „fajnobrazylijczykami”, tylko wychodzą na ulice podczas prestiżowej imprezy, mając głęboko w tyle, że „świat patrzy”. Ani myślą być „koko-spoko”, gdy państwo ich kosztem urządza absurdalne igrzyska, będące w istocie korupcyjnym festiwalem - gigantycznym transferem gotówki z kieszeni frajerów, do kieszeni tych, którzy mają się kosztem tychże frajerów nachapać. Oni po prostu pokazują, że są wolnymi ludźmi bez kompleksów – i chwała im za to.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz