Obóz patriotyczno-niepodległościowy powinien oddychać dwoma płucami: zarówno tradycją piłsudczykowską, jak i endecką.
I. Bez „endokomuny”
W dotychczasowych notkach dotyczących Ruchu Narodowego (TU i TU) sformułowałem pogląd, że na polskiej scenie politycznej powinno być miejsce dla znaczącego ugrupowania o profilu narodowym – i to nie gdzieś na marginesie, ale w parlamencie, gdzie funkcjonowałby jako licząca się reprezentacja Polaków podzielających narodowe przekonania.
Do pewnego momentu było to niezwykle trudne, z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, spuścizna Narodowej Demokracji została propagandowo zohydzona w społecznym odbiorze jak mało który element naszej historycznej tradycji. Po drugie, nad inicjatywami narodowymi przez długie lata unosił się zaduch tzw. „endokomuny” - kolaboracji części postendeckich środowisk z komunistami (PAX, ZP Grunwald), w ramach jakiejś parszywej symbiozy mającej „oswoić” PZPR za pomocą patriotycznej retoryki i uzasadnić „sojusz” z ZSRS demagogicznymi popłuczynami po panslawizmie, za którą to usługę czerwoni okupanci rewanżowali się możliwością funkcjonowania lojalistycznych wobec PRL, „koncesjonowanych narodowców”.
Trzeba było dopiero dojścia do głosu młodych, nieuwikłanych działaczy, by środowiska narodowe zyskały nowe oblicze i mogły liczyć na odniesienie sukcesu, czego pierwszym wyraźnym przejawem było powodzenie ostatnich Marszów Niepodległości gromadzących po kilkadziesiąt tysięcy uczestników. Naturalną koleją rzeczy, następnym etapem stała się integracja rozproszonych inicjatyw w ruch społeczny, z czym mieliśmy niedawno do czynienia na Kongresie Ruchu Narodowego, który odbył się 8 czerwca w Warszawie.
W związku z Kongresem miałem tylko jedną obawę – by nie wypełzły skądś zombies wspomnianej wyżej endokomuny: pogrobowcy PAX-u i Grunwaldu epatujący swą nieprzytomną rusofilią i uwielbieniem dla cara-Putina. Na szczęście, obawa ta okazała się płonna, zaś zmarginalizowanie Bohdana Poręby, który „zaprosił się” na Kongres by tam uwiarygadniać się projektem filmu o Jedwabnem jest dobrą wróżbą na przyszłość. Zresztą, obecność wśród gości takich publicystów jak Ziemkiewicz i Michalkiewicz jest wyraźnym sygnałem, że recydywa panslawizmu i peerelowskich sentymentów Ruchowi Narodowemu raczej nie grozi, zaś akcja „Zablokuj komucha” stanowi kolejne potwierdzenie, że upatrywanie w Ruchu Narodowym promoskiewskiej agentury wpływu nie znajduje potwierdzenia w faktach. Ta amputacja zgangrenowanej Peerelem tkanki dobrze świadczy o Ruchu i jego liderach. Warto tu również odnotować in plus wcześniejsze zerwanie ze środowiskiem „trepów” z Nowego Ekranu.
II. Dwa płuca
Przyznam się, że kibicuję przedsięwzięciu narodowców, i - co niektórym może wydać się dziwne – czynię to jako wyborca PiS, który od lat głosuje w kolejnych wyborach na to właśnie ugrupowanie. Uważam bowiem – i jest to kolejna teza, którą chciałbym tu mocno podkreślić – że „obóz patriotyczno-niepodległościowy” powinien oddychać dwoma płucami: zarówno tradycją piłsudczykowską, jak i endecką. Amputowanie któregokolwiek z tych płuc sprawia, że oddech staje się niepełny, zaś tak nam dziś potrzebna „infrastruktura patriotyzmu” (określenie Ziemkiewicza) – ułomna.
Przy okazji Marszu Niepodległości zetknąłem się z opinią, że obecna sytuacja w Polsce jest taka, że Dmowski i Piłsudski znaleźliby się po tej samej stronie barykady. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z zaawansowanymi usiłowaniami uczynienia z Polski jakiejś strefy neokolonialnej, nieformalnego kondominium, zaś z Polaków – zbiorowiska wykorzenionych klonów bez właściwości; z drugiej zaś – dążenie do szeroko rozumianego upodmiotowienia Polski i Polaków w oparciu o narodową tożsamość, gospodarkę, historię, religię, tradycję i kulturę. W pełni podpisuję się pod tą tezą.
Dlatego też budzi mój sprzeciw pozycjonowanie się Ruchu Narodowego i PiS-u w twardej kontrze wobec siebie nawzajem. Ani bowiem PiS nie siedzi w jednym worku z Obozem Beneficjentów i Utrwalaczy III RP (wypomina się Kaczyńskiemu Magdalenkę, zapominając, że po wyborach '89 roku był on zwolennikiem zdecydowanego odsunięcia komunistów od wpływu na państwo, a Okrągły Stół traktował nie jako „umowę, której należy dotrzymać” lecz jako taktyczny etap na drodze do odzyskania Polski), ani Ruch Narodowy nie jest zagrożeniem dla mitycznej „jedności prawicy”, tylko naturalną emanacją części polskiego społeczeństwa. Nerwowe reakcje działaczy PiS-u (np. wywiad z Krystyną Pawłowicz) i sprzyjających partii mediów (przemilczanie Kongresu okraszone bandyckim numerem Niezależnej.pl z manipulanckim tekstem o obecności Poręby – odpowiedź Roberta Winnickiego TUTAJ), upatrujących w Ruchu Narodowym konkurencji kierowanej jakimiś szemranymi intencjami, są co najmniej nie na miejscu.
Nie tędy droga, tym bardziej, że jeśli RN dostanie się do Sejmu w następnych wyborach, to koalicja PiS – narodowcy będzie jedynym sensownym rozwiązaniem, póki co bowiem nie zanosi się na samodzielne rządy Prawa i Sprawiedliwości, zaś narodowcy – i tu kolejny plus dla nich – oczyścili się z giertychowskich „złogów” równie skutecznie, co z „endokomuny”. Dodam, że jeśli nie chcą być ugrupowaniem wiecznej kontestacji bez wpływu na cokolwiek, kanalizującym jedynie społeczne niezadowolenie, to sojusz z PiS-em jest na chwilę obecną najbardziej racjonalnym wyborem, pozwalającym zafunkcjonować obu „płucom polskiego patriotyzmu” w wymiarze politycznym.
III. Nowocześni endecy
Czy Ruchowi Narodowemu uda się stworzyć nowoczesną endecję? Mam taką nadzieję, albowiem Polska potrzebuje „nowoczesnych endeków” potrafiących znaleźć adekwatny język i metody działania – stosowne do wyzwań współczesności. Nadzieję budzi tu konsekwentna praca u podstaw, jaką środowiska narodowe realizują w lokalnych społecznościach. Mamy bowiem do czynienia z rozpaczliwym deficytem świadomości polskiej racji stanu, interesów narodowych oraz „obowiązków polskich” o których pisał Roman Dmowski w „Myślach nowoczesnego Polaka”.
Ten zanik poczucia istnienia wspólnego dobra charakteryzujący – mówiąc Ziemkiewiczem - „polactwo”, jest bodaj największym narodowym problemem do rozwiązania. Innymi słowy – jest zglajszachtowany peerelem „żywioł” na który obecnie nakłada się dodatkowo pokolenie „fajnopolaków” i „lemingów”, którym 24 lata propagandy mainstreamu III RP wdrukowało w mózgi przekonanie, że Polska to obciach, wiocha i że generalnie im mniej będą Polakami, tym lepiej, bo przez to staja się bardziej „europejscy”. I tenże „żywioł” pogrążony w narodowej abnegacji należy odwojować, tak jak pod koniec XIX wieku odwojowywali go endecy.
Póki co jednak najbardziej powszechną postawą społeczną jest zjawisko, które określam jako „zmęczenie suwerennością” - czyli niechęć do podejmowania jakichkolwiek wyzwań czy zadań, które są związane z szeroko rozumianym niezawisłym bytem narodowym. Zacytuję tu pierwsze słowa „Myśli nowoczesnego Polaka”: „Nierzadko spotykamy się ze zdaniem że nowoczesny Polak powinien jak najmniej być Polakiem. Jedni powiadają że w dzisiejszym wieku praktycznym trzeba myśleć o sobie nie o Polsce, u innych Polska zaś ustępuje miejsca – ludzkości. Tej książki nie piszę ani dla jednych, ani dla drugich.” Jest to diagnoza jak najbardziej aktualna (szerzej pisałem o tym w tekście „Ani dla jednych, ani dla drugich”) - i by ten fatalny stan rzeczy przełamać potrzebujemy właśnie tytułowych „dwóch płuc polskiego patriotyzmu”.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://niepoprawni.pl/blog/287/ruch-narodowy-nowoczesni-endecy
http://niepoprawni.pl/blog/287/perspektywy-ruchu-narodowego
http://niepoprawni.pl/blog/287/ani-dla-jednych-ani-dla-drugich
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz