czwartek, 5 lutego 2015

Prezydent – monarchista?

Tegoroczne wybory są istotne tylko z jednego względu – skali, na jaką zostaną przekręcone i czy machloje zaowocują buntem społecznym.

Grzegorz Braun, odpowiadając na wezwanie społecznego komitetu poparcia, ogłosił zamiar kandydowania w tegorocznych wyborach prezydenckich. Trzeba powiedzieć, że spośród kandydatur niszowych, ta jest z pewnością najbardziej barwna. Korwin ze swoimi ekstrawagancjami już się cokolwiek przejadł, zresztą jest dla mnie od dawna nieakceptowalny ze względu na swoje rusofilskie wyskoki, czym wpisuje się w ogólnoeuropejską tendencję partii radykalnych – od francuskiego Frontu Narodowego sponsorowanego przez oligarchę Romana Popowa począwszy, a na niemieckiej Pegidzie skończywszy. Putin gra na tego typu ruchach, tak jak niegdyś ZSRR grało na ugrupowaniach lewackich z pokolenia '68, natomiast u nas ma po prawej stronie swojego Korwina oraz część endecji starszego, paxowskiego pokolenia – i oby tylko ich.

Jakby nie patrzeć, wyrazistość opinii pana Grzegorza i bezkompromisowość w ich głoszeniu sprawia, iż z pewnością będzie interesująco. Osobiście, ostrzę sobie zęby na klipy wyborcze – znając talent reżyserski Brauna, możemy oczekiwać małych perełek. Jeżeli jego zapatrywania pójdą „w lud” w szerszym zakresie niż do tej pory, będzie to korzyścią samą w sobie i formą ominięcia cenzorskiego zapisu na nazwisko jakiemu jest poddany. Smaczku kandydaturze dodają zarówno monarchistyczne przekonania, jak i reszta spektrum głoszonych przezeń poglądów idących zazwyczaj w poprzek głównego nurtu - i to zarówno tego salonowo-rządowego, jak i prawicowo-opozycyjnego. Oczywiście powstaje pytanie, na ile sam Braun wierzy w realny wyborczy sukces, a ile w jego decyzji jest swoistego happeningu politycznego i okazji do upowszechnienia swojego przekazu – o tym jednak przekonamy się już wkrótce, w trakcie trwania kampanii.

Na marginesie warto odnotować atak politycznej wścieklizny jakiego dostał na wieść o kandydowaniu Brauna właściciel portalu „Fronda.pl”, Tadeusz Grzesik. Człowiek ów najwyraźniej postawił sobie za punkt honoru przerobienie „portalu poświęconego” już nawet nie w prawicowy odpowiednik „Gazety Wyborczej”, co wręcz w „Trybunę Ludu”. Jego narrację w skrócie można sprowadzić do zasady – wszystko co nie jest PiS-em, to ruska agentura i wedle tego strychulca „rozkminia” w tekście „Lustracja Grzegorza Brauna” różne publiczne wypowiedzi reżysera. Jak się okazuje, by zostać agentem Putina wystarczy mieć odmienne poglądy na kwestię wydarzeń na Ukrainie, polskiego zaangażowania w konflikt, sprzeciwiać się żydowskim roszczeniom majątkowym, czy krytycznie odnosić się do powstań narodowych (zupełnie jakby odwieczny spór o polski insurekcjonizm nie był częścią naszej historyczno-kulturowej tradycji). Aż przykro patrzeć, co się wyrabia z bardzo dobrym i szanowanym niegdyś portalem. Kolejny dowód na to, że jednoznacznie partyjne afiliacje mogą zabić nawet najlepsze medium, o czym świadczy również malejąca sprzedaż „Gazety Polskiej” (przy okazji – portal Niezależna.pl pominął newsa o kandydaturze Brauna wymownym milczeniem). Innymi słowy: media tożsamościowe, nawet w pewnym stopniu sprzyjające jakiemuś ugrupowaniu – tak, media partyjne, czy wręcz sekciarskie – nie, bo to droga do klęski.

W każdym razie, w pierwszej turze wyborów zamierzam zagłosować na Grzegorza Brauna. Wybory zapewne i tak zostaną sfałszowane, więc można się nie przejmować terrorem „zmarnowanego głosu”, a z dwojga złego lepiej pójść do urny, by fałszerze mieli się nad czym trudzić, niż zostać w domu, co po ostatnich wyborach samorządowych deklarują niektórzy przeciwnicy reżimu. Tegoroczne wybory są bowiem istotne tylko z jednego względu – skali, na jaką zostaną „przekręcone” i czy machloje zaowocują buntem społecznym. Pan Andrzej Duda na mój ewentualny głos będzie musiał zaczekać do drugiej tury, bo do tej pory nie zrobił w zasadzie nic, by się o ten głos postarać. Powiem więcej – jego reakcja na zajścia w PKW, to gwałtowne odcięcie się i ton potępienia „warchołów” sprawiły, że zarobił u mnie potężnego „minucha” i ów „minuch” jeszcze się nie zatarł. Ciekawe, na co on, jego sztab i partia czekają – że zwycięstwo samo przyjdzie? Póki co bowiem obserwuję pewną polityczną schizofrenię – z jednej strony głosi się, że wybory zostały sfałszowane, co oznacza, że polska demokracja jest nie tyle ułomna, co jej po prostu nie ma i żyjemy w warunkach zakamuflowanej dyktatury. Z drugiej natomiast opozycja sprawia wrażenie, jakby ten rząd dało się odsunąć od władzy za pomocą normalnych, demokratycznych procedur. Na dodatek kampania kandydata PiS prowadzona jest póki co potwornie drętwo i niemrawo. Samo podkreślanie, że był współpracownikiem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego to o wiele za mało. Ordynans Piłsudskiego nie jest Piłsudskim, niestety. Tak więc w pierwszej turze spokojnie możemy dać opozycyjnemu monopoliście prztyczka w nos, a w drugiej, cóż – należy maksymalnie utrudnić zadanie fałszerzom, czyli głosować na zasadzie każdy, byle nie Komorowski. Może być nawet zupa Ogórkowa.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 5 (30.01 – 05.02.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz