Fala upałów nad Polską, media w alarmującym tonie donoszą o 20 stopniu zasilania i przerwach w dostawie prądu, doktor Ewa apeluje o oszczędzanie energii, firmy cierpiące na blackoucie grożą pozwami... a ja sobie przypominam, że jeszcze w 2012 roku Donald Tusk zablokował budowę nowej elektrowni w Ostrołęce (utopiwszy wcześniej w inwestycji 200 mln zł) - z niewiadomych przyczyn. To znaczy, oczywiście, wiadomych, bo przygotowywaliśmy się wtedy do budowy mostu energetycznego z Kaliningradem i importowania energii elektrycznej z Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej - więc po co nam jakieś nowe, własne elektrownie, skoro możemy kupować ruski prąd? Coś mi się wydaje, że skutki rządów tego pana jeszcze nie raz będą się nam odbijały czkawką w najmniej spodziewanych momentach.
*
Nie do wiary! Ewa Kopacz wykryła w Polsce ruską agenturę! Otóż rosyjskimi agentami wpływu mają być ci, którzy mówią o głodnych dzieciach. Zatem, do pudła za zdradę stanu kwalifikują się m.in. Janina Ochojska (za Pajacyka), PCK, Caritas oraz wszelkie inne podmioty i osoby organizujące zbiórki na dożywianie. A do tego en masse nasłane przez Putina bachory jęczące, że są głodne. Aha - i szefostwo GUS-u publikujące dane o rozmiarach biedy w Polsce. Chwila, moment – a gdzie „Frondelek” tropiący ruską agenturę w każdej szafie? Grzesik, pobudka!
*
Mamy rocznicę Bitwy Warszawskiej i na tę okoliczność Zychowicz wypuścił nową książkę - „Pakt Piłsudski - Lenin”, traktującą o tym, jak to „uratowaliśmy bolszewizm”. Jedno trzeba zychowszczyźnie oddać: za jej sprawą doczekaliśmy się prawicowej wersji pedagogiki wstydu.
*
Niemieckie lobby bierze Muzeum AK w Krakowie. Jednym z faworytów jest Leszek Jodliński – były dyrektor Muzeum Śląskiego, wsławiony projektem ekspozycji (popartej przez RAŚ), opisującej historię Śląska ze skrajnie teutońskiego punktu widzenia. Cóż, nawet jeśli się nie uda, to pan Jodliński nie ma zamkniętej kariery – nadaje się w sam raz na kustosza jakiegoś ziomkowskiego muzeum w Bawarii. Może go wezmą za gorliwość i dobre chęci.
*
Rosja wypowiedziała nam wojnę szprotkową, wprowadzając embargo na polskie konserwy z tymiż właśnie sympatycznymi i smacznymi rybkami. Przeczytałem tę informację w necie, poskrobałem się po łepetynie i podreptałem do kuchni, gdzie otworzyłem konserwę ze szprotami w pomidorach (mam też w oleju). Następnie zjadłem ją - na złość Putinowi - i poszedłem spać w poczuciu dobrze spełnionego patriotycznego obowiązku.
*
A swoją drogą - prócz szprotek, jabłek itd. powinniśmy też jeść oczywiście czarne porzeczki, bo w tym roku były dramatycznie tanie na skupie – po 40 groszy za kilo. I zapijać to wszystko mlekiem (też embargo), aż do ciężkiej biegunki, która to przypadłość od tej pory nazywać się będzie, na wzór „francuskiej choroby” - „ruską sraczką”. Panie Putin, weź się pan zlituj, ileż można tego żarcia wpi...ć?! Zróbmy tak - my to panu wszystko wyślemy, pan to porozjeżdżaż walcem i po kłopocie.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
„Pod-Grzybki” opublikowane w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 32 (19-25.08.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz