niedziela, 15 kwietnia 2018

Beata Szydło na prezydenta?

Najlepiej rozpocząć przygotowania do operacji „Beata Szydło – prezydent 2020” już dziś. Tegoroczne wybory samorządowe mogą być tu doskonałym przetarciem.

I. PiS traci cierpliwość do Dudy

Wygląda na to, że prezydent Duda swoim wetem do ustawy degradacyjnej wyczerpał cierpliwość kierownictwa PiS – bo cierpliwość elektoratu zaczęła wyczerpywać się już od weta w sprawie reformy sądownictwa z 24 lipca 2017 r. Ustawa degradacyjna była istotna o tyle, że stanowiła symboliczny akt zmuszający do opowiedzenia się „po czyjej jesteś stronie?” - i razem z przepisami dekomunizującymi przestrzeń publiczną oznaczała aksjologiczne zerwanie z zatrutym dziedzictwem Magdalenki i „grubej kreski”. Tymczasem Andrzej Duda zachował się w typowy dla siebie, lawirancki sposób – że on, mianowicie, generalnie jest „za”, lecz został zmuszony do weta wskutek legislacyjnych niedoróbek i braku dostatecznych gwarancji odwoławczych dla degradowanych. O tym, że po raz kolejny (po wecie sądowym i sprawie art. 55a Ustawy o IPN) wychynęła zza jego pleców Zofia Romaszewska, aż żal wspominać. W każdym razie, prezydent wyraźnie chce zjeść ciastko i mieć ciastko – z jednej strony poogrzewa się w patriotycznym ciepełku na różnych rocznicowych akademiach, dopieści Żołnierzy Wyklętych, wygłosi kilka płomiennych przemówień, a z drugiej – nie da zrobić krzywdy PRL-owskim trepom.

Nic dziwnego, że w PiS-ie zawrzało. Jarosław Kaczyński, który wraca do politycznej formy, ogłosił, iż Prawo i Sprawiedliwość „nie będzie partycypować” w ewentualnym prezydenckim projekcie „poprawiającym” ustawę degradacyjną. Sygnał jest wyraźny: dość tych ciuciubabek i kombinatorskiego grania na siebie – zawetowałeś, to teraz jedz tę żabę sam. W podobnym duchu wypowiedział się Marek Suski, oznajmiając, iż prezydent nie ma już jego głosu i będzie musiał się ciężko napracować, aby go odzyskać. Co więcej, jeśli wierzyć doniesieniom „Super Expressu”, zaczęto poważnie brać pod uwagę wystawienie w wyborach 2020 r. Beaty Szydło. Prof. Krystyna Pawłowicz na pytanie o kandydaturę Dudy w wyborach prezydenckich odpowiedziała, że „nie ma jeszcze decyzji w tej sprawie”, a wspomniany Marek Suski w wywiadzie dla Radia Zet stwierdził, iż „wszystko może się zdarzyć”. Z kolei „ważny polityk PiS” miał powiedzieć „SE”: „Duda coraz bardziej idzie z nami na wojnę. Nie możemy już o nim powiedzieć, że to nasz prezydent. A Beata Szydło jak najbardziej. Usunęła się w cień, jest lojalna. A i ludzie ją uwielbiają. Miałaby mocne poparcie”.


II. Szarpnięcie cuglami

Oczywiście, wszystko to mogą być balony próbne wypuszczane w celu zdyscyplinowania Andrzeja Dudy – niemniej sam fakt, że się pojawiają, zarówno w formie medialnych wypowiedzi „pod nazwiskiem” (ostrożniej), jak i anonimowych „kontrolowanych przecieków” (bardziej radykalnie), świadczy o tym, że wariant z Beatą Szydło jest co najmniej brany pod uwagę jako jedna z opcji. Przyczyny są ewidentne: prezydent demonstracyjnie odwraca się od twardego elektoratu i własnego partyjnego zaplecza, żeglując w kierunku mitycznego „centrum”, mającego mu dać wygraną w kolejnych wyborach. Ewidentny miraż, bo owo „centrum” mając do wyboru „pisiora” i Tuska, porzuci Dudę bez chwili wahania. Jednak Andrzej Duda tego nie widzi, dodatkowo kalkulując, że zarówno PiS, jak i prawicowi wyborcy nie będą mieli wyjścia i w obliczu powrotu Tuska do krajowej polityki ponownie poprą jego kandydaturę. Być może na postawę prezydenta podziałało również niedawne tąpnięcie partii rządzącej w sondażach – i gdyby chwilowy dołek zamienił się w stały trend, to zapewne miał w zanadrzu kolejne demonstracje „niezależności”.

Jeżeli faktycznie prezydent stawia na taki scenariusz, to może się przeliczyć. Po pierwsze, Jarosław Kaczyński jedną decyzją o zwrocie premii oraz zapowiedzią obcięcia uposażeń parlamentarzystów i samorządowców zażegnał kryzys wizerunkowy i pokazał, kto tu jest rozgrywającym. Z pierwszych sondaży wynika, że pomysł został pozytywnie odebrany przez opinię publiczną – i niezależnie od tego, co byśmy sądzili o wynagrodzeniach funkcjonariuszy publicznych, tudzież o głębszych przyczynach spadku popularności PiS, ten manewr daje szansę na „drugi oddech” i ponowne zepchnięcie opozycji do defensywy. Jarosław Kaczyński pokazał, że znów mocno chwycił cugle – i w samą porę, bo bez niego „dobra zmiana” rozłaziła się w oczach. A wzmocnienie obozu rządzącego oznacza, że to Duda będzie musiał uśmiechnąć się o wsparcie, a nie na odwrót.


III. Wariant „prezydent Szydło”

W tym miejscu chciałbym wrócić do mojego artykułu „Prezydent 2020 – Duda czy Szydło?” z listopada ub. roku („Warszawska Gazeta” nr 46, 17-23.11.2017). Wyartykułowałem w nim mniej więcej to samo, co powiedział w cytowanej wypowiedzi dla „Super Expressu” ów „anonimowy polityk”. Wówczas, tuż po zakończeniu wielomiesięcznej telenoweli z uzgadnianiem ustaw sądowych, stwierdziłem, że Andrzejowi Dudzie już nie można ufać. Okazał się politykiem mało asertywnym, podatnym na naciski środowisk establishmentu III RP (pytanie, czy aby również nie zagranicy, że przypomnę słynną 45-minutową rozmowę z Angelą Merkel – wg komunikatu rzecznika niemieckiego rządu, kwestia „praworządności” była jednym z wiodących tematów) i nie wiadomo czego można się po nim dalej spodziewać. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji po ewentualnej reelekcji, gdy siłą rzeczy zacznie się rozglądać za nową posadą po zakończeniu drugiej kadencji. Kto zagwarantuje, że nie wejdzie wtedy w buty Donalda Tuska, licząc np. na karierę w Brukseli? Słowem, ponowne wystawienie Andrzeja Dudy w wyborach jest obarczone sporym marginesem ryzyka i niepewności – tym bardziej, że zniechęceni do niego prawicowi wyborcy wcale nie „muszą” karnie udać się do urn, tylko kontrolnie pokazać swe rozczarowanie poprzez wyborczą absencję. Nie ukrywam, że ja sam, postawiony w 2020 r. przed alternatywą Duda – Tusk, miałbym spory problem z mobilizacją.

Z Beatą Szydło takich problemów nie ma – udowodniła swą lojalność, czego ostatecznym testem był ciągnący się w nieskończoność spektakl „rekonstrukcji rządu”. Nie wiem, jaki inny polityk by to wytrzymał. Owa rekonstrukcja była zresztą błędem, co teraz widać już wyraźnie. Rząd zatracił swą wyrazistość, na niwie międzynarodowej grzęznąc w nieczytelnych „kompromisach”, zaś na rynku krajowym odchodząc od jednoznacznie prospołecznego wizerunku. Z całym szacunkiem dla osiągnięć premiera Morawieckiego, ale suche wskaźniki gospodarcze nie są w stanie porwać tłumów, a roztaczanie wizji elektromobilności w sytuacji, gdy większość Polaków porusza się kilkunastoletnimi samochodami, może budzić jedynie irytację. Szkoda, że Beata Szydło nie pozostała na swoim miejscu jako popularna premier z wicepremierem Morawieckim w charakterze gospodarczego „dyktatora”. Znów muszę się tu odwołać do wcześniejszego artykułu, tym razem z grudnia 2017, pt. „Dymisja Beaty Szydło to błąd” („WG” nr 50, 15-21.12.2017), w którym napisałem, że Beata Szydło powinna była piastować swą funkcję do końca kadencji, tak by po wyborach parlamentarnych 2019 r. przejść w tryb kampanii prezydenckiej – i dopiero wtedy mógłby ją zastąpić „technokrata” Mateusz Morawiecki. Wychodzi na moje, niemniej wciąż jest szansa, by panią wicepremier odświeżyć wyborcom i wizerunkowo „podprowadzić” pod wybory prezydenckie. Słynne zdanie o pieniądzach które się „należały” członkom jej gabinetu jest właśnie na naszych oczach neutralizowane i do 2020 r. utraci swą niszczącą moc. Gdyby PiS postawił na Beatę Szydło, Duda byłby skreślony już w przedbiegach – bez partyjnego aparatu i funduszy zwyczajnie nie liczyłby się w kampanii, a słupki popularności stopniałyby mu niczym Komorowskiemu. I odwrotnie, Beata Szydło jako „twarz” czasów kiedy „dobra zmiana” faktycznie była „dobrą zmianą”, z doświadczeniem w prowadzeniu kampanii i prospołecznym obliczem, miałaby wszelkie dane po temu, by pokonać nie tylko Dudę, lecz także cokolwiek już wyleniałego Tuska.

Podsumowując, warto zaryzykować. I najlepiej rozpocząć przygotowania do operacji „Beata Szydło – prezydent 2020” już dziś. Tegoroczne wybory samorządowe mogą być tu doskonałym przetarciem.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Prezydent 2020 – Duda czy Szydło?

Dymisja Beaty Szydło to błąd


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 15 (13-19.04.2018)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz