niedziela, 17 grudnia 2017

Dymisja Beaty Szydło to błąd

Dawno już (a może wręcz po raz pierwszy) PiS nie zlekceważyło w tak ostentacyjny sposób własnego elektoratu.


I. Buldogi na dywanie

No i „zrekonstruowali” nam premier Beatę Szydło. Przypomnijmy sobie, jak to wyglądało. Szydło już-już ogłosi dymisję. Nie, jednak zostaje. Ale nie - będzie dymisja, zastąpi ją Kaczyński i szarpnie cuglami. A gdzie tam – Szydło to dobry premier, musi zostać. Jednak nie, do gry wkracza Morawiecki. Żaden Morawiecki, jeżeli już, to Kaczyński będzie premierem. Nie, zostaje Szydło. A właśnie że nie, bo Morawiecki. Albo Kaczyński... Szydło... Morawiecki... i tak bez końca, w rytmie frakcyjnych przepychanek.

Słowem, kompromitacja. Partyjni zagończycy bez cienia żenady biegali po wszelkich możliwych mediach, nadając jedni na drugich, rozsiewając plotki i potęgując wrażenie ogólnego chaosu. Buldogi wylazły spod dywanu i gryzły się w najlepsze na oczach zdumionej i zniesmaczonej publiczności. Na to wszystko nałożyły się spekulacje dotyczące poszczególnych ministrów i związane z tym nerwowe ruchy z ich strony – a jak by tego było mało, równolegle przez większość tego okresu trwał spektakl „negocjacji” z Pałacem Prezydenckim w sprawie reformy sądownictwa (i zapewne głowy ministra Macierewicza). Koszty wizerunkowe są trudne do oszacowania i sadzę, że niedawny sondaż CBOS, w którym PiS w porównaniu do listopada straciło 4 pkt. proc. poparcia, to zaledwie pierwsze ostrzeżenie od rozczarowanego elektoratu – a warto dodać, że również i w listopadzie PiS straciło w porównaniu z październikiem 2 pkt. proc.

Są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy pamiętają, że początkowo zapowiedziana na listopad rekonstrukcja rządu miała stanowić zaledwie przegląd kadr, a ze stanowiskami miało się pożegnać co najwyżej kilka najsłabszych ogniw w rządowej ekipie. Co takiego się w międzyczasie wydarzyło, że na porządku dziennym stanęła kwestia dymisji samej pani premier? Premier, przynajmniej w oficjalnej narracji, znakomitej i odnoszącej sukcesy, a na dodatek cieszącej się niesłabnącym poparciem i popularnością w społeczeństwie – i to nie tylko wśród twardych wyborców PiS? Wyrosła zbyt wysoko? Jej popularność zaczęła kogoś uwierać? No i jak to wygląda – z jednej strony bronimy Beatę Szydło przed opozycyjnym votum nieufności, by zaraz potem dymisjonować ją na partyjnej nasiadówce?


II. Pożar w domu wariatów

Tajemnicą poliszynela jest, że w rządzie funkcjonował tzw. „klub wicepremierów” podważających pozycję pani premier i biegających ze skargami na Nowogrodzką. To samo tyczyło się niektórych ministrów, donoszących na siebie nawzajem i na swą przełożoną. Podstawowym błędem, jaki popełnił Jarosław Kaczyński, było dopuszczenie do takiej sytuacji. Z wnętrza partyjnego powozu powinien był wyjść mocny sygnał, że takie zachowania nie będą tolerowane, premier Szydło cieszy się bezwzględnym poparciem i prędzej w odstawkę pójdą znarowione konie, niż woźnica. Brak takiego sygnału rozzuchwalił poszczególne frakcje, a później już wydarzenia nabrały własnej dynamiki. Wymiana na stanowisku premiera wygląda w tym kontekście na rozpaczliwe gaszenie pożaru w domu wariatów, którego pensjonariusze na dodatek wciąż dolewają do płomieni benzyny. Najwyraźniej osławione „zarządzanie przez konflikt” wymknęło się spod kontroli.

Efektem jest nieodwracalna utrata wizerunku PiS i całej „zjednoczonej prawicy” jako zdyscyplinowanego monolitu i zwartej drużyny pracującej nad naprawą Polski. Jest to, dodajmy, kolejny komunikat tego typu po prezydenckich wetach i ciągnącej się w nieskończoność telenoweli kolejnych spotkań i uzgodnień. Wyborcy otrzymali wiadomość, że rządzący nie różnią się od innych partii w bezwzględnych wojenkach o władzę i wpływy – i nie łudźmy się, obozowi „dobrej zmiany” przyjdzie jeszcze za to słono zapłacić, bo takie rzeczy odkładają się w społecznej świadomości i nawet „500+” (którego twarzą w powszechnym odbiorze była zresztą zdymisjonowana Beata Szydło) tu nie pomoże.

Na tym tle, jeszcze słabiej wygląda oficjalne uzasadnienie sformułowane w partyjnym stanowisku: „Ostatnie miesiące bieżącego roku przyniosły liczne istotne przeobrażenia w sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej. Ewolucji uległy także wpisane w wielki projekt dobrej zmiany zadania stojące przed Zjednoczoną Prawicą. Powyższe czynniki spowodowały konieczność skorygowania składu rządu, w tym również jego kierownictwa”. Przepraszam, ale to jest jakiś bełkot. Czym niby sytuacja „wewnętrzna i międzynarodowa” różni się od tej sprzed np. roku – poza tym, że „totalna opozycja” skompromitowała się przez ten czas jeszcze bardziej, a Bruksela po staremu urządza antypolskie sabaty? No i jakież to modyfikacje zaszły w priorytetach „dobrej zmiany”, że wymaga to aż wymiany premiera?


III. Gen samozniszczenia

Wszystko to jest, patrząc racjonalnie, a nie przez pryzmat partyjnych bójek, totalnie niezrozumiałe. W domysłach gubią się nawet wytrawni komentatorzy – a co dopiero mówić o przeciętnym wyborcy, nie żyjącym na co dzień polityką? Jedno jest pewne – dawno już (a może wręcz po raz pierwszy) PiS nie zlekceważyło w tak ostentacyjny sposób własnego elektoratu. Upojeni szybującymi sondażami i zdemoralizowani degrengoladą opozycji partyjni aparatczycy uwierzyli, że nie mają z kim przegrać i postanowili pójść na całość, co przełożyło się na festiwal publicznej dyskredytacji premier własnego rządu. Efektem ubocznym był paraliż władzy, bo żaden z ministrów (z szefową na czele) nie był pewny dnia ani godziny – w takich warunkach niemożliwe jest wdrażanie jakichkolwiek zmian i projektów, a państwowa maszyna działa jedynie siłą rozpędu, coraz bardziej się przy tym krztusząc i zacinając. Co gorsza, nominacja Morawieckiego wcale nie kończy chaosu, jako że zapowiedział, iż wymiana konkretnych ministrów nastąpi dopiero w styczniu. Czekają więc nas kolejne tygodnie domysłów i medialnych „wrzutek” typu „Zdzisio za Rysia” – tyle, że z nowym premierem na czele. Trudno tu nie odwoływać się do przypisywanego PiS słynnego „genu samozniszczenia”.

Podkreślmy to – Beata Szydło była w oczach wyborców niemal „matką narodu”: spokojną, zrównoważoną, ale kiedy trzeba zdecydowaną, nade wszystko zaś – lojalną. Wyborcy zrozumieliby każdą roszadę na ministerialnych stanowiskach, ale tego jednego nie zrozumieją. Swoją drogą, podziwiam jej psychiczną odporność na ataki – zarówno ze strony „totalnej opozycji” i związanych z nią mediów, jak i ze strony własnego obozu politycznego. Już dziś można powiedzieć, że egzamin z lojalności zdała celująco – jakaż to różnica w porównaniu chociażby z Dornem, Kamińskim i resztą niesławnej pamięci „PJoN-ków”, a nawet z Ziobrą i Kurskim – o Marcinkiewiczu już nie wspominając.

Teraz pani premier została ewidentnie przesunięta do „rezerwy kadrowej” - być może z myślą o wyborach samorządowych 2018 r. i wyścigu o fotel prezydenta Warszawy. Jeżeli tak, to nie jestem najlepszej myśli, choćby ze względu na obsesyjnie antypisowską specyfikę warszawskiego „lemingradu” z jego pogardą wobec „pięćsetplusów” firmowanych przez Beatę Szydło. Sytuację dodatkowo komplikuje groteskowa propozycja, by Beata Szydło została „wicepremierem do spraw społecznych”, co wygląda na czysto dekoracyjne, by nie rzec – operetkowe stanowisko, tym bardziej, że to Morawiecki będzie trzymał rękę na kasie i zapewne zadba, by była zwierzchniczka mu za bardzo nie wyrosła. Skutek będzie taki, że Beata Szydło, przeczołgana i pozbawiona atutu sprawczości, może do wyborów zużyć się politycznie.

Pisałem niedawno, że Beata Szydło była idealnym kandydatem w wyborach prezydenckich 2020 r. w miejsce niepewnego Andrzeja Dudy. Tyle, że to wymagało, aby dotrwała jako popularna premier do końca parlamentarnej kadencji – i dopiero wtedy mógłby ją ewentualnie zastąpić technokrata Morawiecki. „Dobra zmiana” mogła mieć sprawdzoną i wierną panią prezydent, a tak może mieć guzik z pętelką, bo rząd Morawieckiego i jego społeczny odbiór jest co najmniej wielką niewiadomą – co stawia pod znakiem zapytania nie tylko upragnioną większość konstytucyjną, ale również samodzielne rządy po 2019 roku.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Prezydent 2020 – Duda czy Szydło?


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 50 (15-21.12.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz