czwartek, 22 października 2015

Imigranci chędożą Europę

Męczeństwo z rąk muzułmańskich watah prędzej czy później spotkać może także różne frywolne „biskupki” i „pastorałki”.

„Panowie, kiełbasy w górę i golimy frajerów!” - ten cytat z klasyka polskiej myśli szkoleniowej, trenera Janusza Wójcika, mógłby śmiało stać się mottem zagnieżdżających się w Europie kolejnych hord imigrantów. Już nawet „Szechter Cajtung” w swych korespondencjach z Niemiec nie jest w stanie ukrywać lawinowo narastającego problemu, na który składają się totalne lekceważenie jakichkolwiek norm obowiązujących w europejskiej przestrzeni kulturowej, awantury w ośrodkach dla uchodźców, pobicia, zamieszki i coraz częstsze gwałty. Nie znaczy to oczywiście, że wspomniany „Cajtung” odblokował możliwość komentowania pod materiałami dotyczącymi przybyszów - co to, to nie - ale wraz z napływem doniesień zza naszej zachodniej granicy daje się zauważyć opadający nieco poziom propagandowego wzmożenia. Imigranci nie są już jednoznacznie przedstawiani jako dobrodziejstwo wzbogacające Europę, a postępowa agitacja stopniowo ustępuje pod naporem nieubłaganej rzeczywistości. Trudno zresztą, by było inaczej, skoro sami Niemcy przyznają, że zwyczajnie nie dają sobie rady. Najeźdźcy na każdym kroku okazują bezbrzeżną pogardę swym gospodarzom i regułom społecznego współżycia, za to coraz agresywniej domagają się tego, po co tu przyjechali – okupu, zwanego socjalem i to na odpowiednim do ich oczekiwań poziomie. W końcu nie po to zasiedlają tę ziemię na chwałę Allaha, by nic z tego nie mieć – choćby mieszkania w odpowiednim standardzie i lokalizacji, jedzenia pod nos oraz sutego zasiłku do rączki. A skoro rozlazłe, obezwładnione lewacką indoktrynacją europejskie cioty gotowe są nawet wykwaterowywać z komunalnych mieszkań własnych obywateli, by przychylić nieba synom Proroka, to wszak tylko głupi by nie skorzystał i nie domagał się wielkim głosem o więcej.

Czynniki oficjalne z rządem Angeli Merkel na czele próbują jeszcze robić dobrą minę do złej gry i jakoś pudrować coraz bardziej cuchnące (i to dosłownie) realia – np. wydając policji nieformalny zakaz informowania opinii publicznej o skali przestępczości związanej z imigrantami - jednak nie są w stanie zasłonić ludziom oczu, zatkać uszu i nosa. A ci widzą, że gdzie „uchodźcy”, tam błyskawicznie pojawia się brud i smród, bowiem przybysze przywykli do załatwiania potrzeb fizjologicznych gdzie bądź – choćby w parkowych zaroślach, czy na poboczach dróg – nie zwykli natomiast chociażby spuszczać po sobie wody w toalecie, nawet jeśli jakimś cudem z niej skorzystają. Dla schludnych i uporządkowanych Niemców jest to szok, tym bardziej, że podąża za tym bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa. Póki co, władze stać jedynie na łzawe ulotki w których proszą grzecznie panów „uchodźców”, by raczyli nie defekować się w krzakach i nie napastować kobiet, bo nie jest u nas to przyjęte. Tymczasem, w ośrodkach i poza nimi lawinowo rośnie liczba gwałtów, których ofiarami padają również wolontariuszki, a przybysze domagają się zaspokojenia swych potrzeb seksualnych – jeśli nie po dobroci, to siłą. W efekcie, zwykli Niemcy zaczynają mieć po dziurki w nosie „mutter Angeli” i dają temu wyraz na ulicach, bądź atakując schroniska – od początku roku zanotowano 490 tego typu incydentów.

Niemniej, w Europie wciąż dominuje wpływowe lobby oczadziałych lewaków, usiłujących za wszelką cenę zakneblować negatywne doniesienia. Osoby skarżące się na traumatyczne przejścia z imigrantami są zastraszane i zmuszone do milczenia – jak wolontariuszka z włoskiego obozu w San Ludovico zgwałcona przez przybyszów z Afryki, której koledzy kazali siedzieć cicho, by „nie szkodziła sprawie”. I ta milczała przez miesiąc, nim wreszcie zgłosiła przestępstwo na policję. To jest ten sam rodzaj zacietrzewionego obłędu, który naszemu lewactwu kazał do końca kryć Simona Mola z premedytacją infekującego swe nieświadome partnerki wirusem HIV i wymuszającego na nich usługi seksualne oskarżeniami o „rasizm”.

Moim osobistym faworytem dzierżącym palmę pierwszeństwa w postępowym zidioceniu jest jednak luterańska „biskupka” Sztokholmu, zresztą czynna lesbijka żyjąca z inną „panią ksiądz”, która usunęła z podległych jej kościołów krzyże, zastępując je „drogowskazami do Mekki”. Na marginesie, mam tu dylemat na tle feministycznej lingwistyki – jaka jest poprawna politycznie forma żeńska od „ksiądz”? Księżniczka? A od pastora - „pastorałka”? Może wypowie się jakaś biegła siostrzyca od genderu? W każdym razie, owa „biskupka” wraz ze swą „pastorałką” zwyczajnie wyparły się Jezusa – a przecież kto się Mnie wyprze przed ludźmi, tego i Ja wyprę się przed Ojcem moim, który jest w niebie”. Wprawdzie uczynił tak również sam św. Piotr - późniejsza opoka na której zbudowano Kościół - lecz św. Piotr odkupił swe odstępstwo ofiarną posługą i męczeńską śmiercią. I coś mi się zdaje, że takie męczeństwo z rąk muzułmańskich watah prędzej czy później spotkać może także różne frywolne „biskupki” i „pastorałki” - nawet jeśli podkaszą sutanny i będą przed nim zwiewały w podskokach.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” -------> http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2635-pod-grzybki

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 42 (16-22.10.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz