Ze strachu przed zapłaceniem kary w wysokości 34,5 mln zł. zobowiązaliśmy się do uśrednionych rocznych wydatków na poziomie 107,6 mln zł.
Jacy to „uchodźcy” mają do nas trafić, wiadomo mniej więcej od kiedy okazało się, że syryjski paszport można sobie kupić za ok. 2000 dolarów, co udało się dziennikarzowi „Daily Mail”. Brytyjczyk zresztą przepłacił, bo inny dziennikarz, tym razem z Holandii, nabył syryjskie dokumenty już za 825 „zielonych”. Do tego jednak dochodzą koszty przerzutu: 8-10 tys. euro, a w przypadku rodzin z dziećmi – 15 tys. euro. Warto w tym miejscu zadać sobie pytanie – ilu Polaków byłoby stać na wysupłanie takich pieniędzy w momencie zagrożenia? Z iloma funtami, czy euro w kieszeni wyjeżdżali nasi „ekonomiczni uchodźcy” do pracy na Wyspy Brytyjskie? A przecież uchodzimy za bogatszy kraj, niż zrujnowana wojną domową Syria, Afganistan, czy Irak o Erytrei już nie wspominając. Wśród sponsorów tej masowej wycieczki wymienia się więc Państwo Islamskie, a także Turcję, której bardziej się opłaca po cichu wyposażyć jednorazowo imigrantów na drogę, niż łożyć na nich latami i przetrzymywać w obozach na swoim terytorium.
W każdym razie, pod adresem Polski i innych krajów, które wzbraniały się przed przyjęciem imigranckich „nielegałów” szturmujących w „uchodźczym” kamuflażu „festung Ojropa”, wysuwano groźby obcięcia unijnych funduszy, lub zgoła użycia siły, czym błysnął polityczny żulik Martin Schulz. Ostatecznie jednak na ostatnim szczycie wymyślono inną karę: każde państwo odmawiające zgody na przyjęcie imigrantów, zostanie obciążone grzywną w wysokości 0,002 proc. PKB. Polskie PKB za 2014 rok to ok. 1,729 bln zł., tak więc nasza kara wyniosłaby, o ile dobrze liczę, 34 mln 580 tys. zł. Przyznają Państwo, że w skali budżetu jest to wręcz śmieszna kwota, a mimo to rząd Ewy Kopacz ugiął się przed tym kijem. Niebywałe. Strach przed brukselskim ostracyzmem był aż tak silny?
Jak by nie patrzeć, Europa postanowiła rozmawiać z opornymi językiem bata. Czy jest gdzieś zatem marchewka? Dowcip w tym, że marchewki tak naprawdę nie ma, bowiem trudno za takową uznać obietnicę przekazania 6000 euro jednorazowej „pomocy” na każdego azylanta. No chyba, że coś obiecano pani premier indywidualnie. W internecie sporo zamieszania zrobiło doniesienie portalu „mpolska24.pl” jakoby kwota ta miała zostać wypłacona dopiero po pięciu latach udokumentowanego pobytu imigranta w Polsce, z czego 4 lata przebywałby on poza ośrodkiem, bez jakiejkolwiek kontroli. Niektórzy posądzają portal o wypuszczenie klasycznego „fejka”, jako że nie podaje on źródła, twierdząc, iż jest to „informacja własna”. Mnie również nie udało się znaleźć potwierdzenia tych rewelacji, natomiast oficjalny dokument z 22 września pt. „Council Decision establishing provisional measures in the area of international protection for the benefit of Italy and Greece” stwierdza w art.10, iż w 2016 mamy otrzymać 50 proc. z owych 6000 euro na głowę.
Nawet jeśli portal postanowił sobie zakpić, to przypadek ten pokazuje jakim problemem jest bariera informacyjna. Ze strony rządu nie słyszymy żadnych konkretów – ilu imigrantów do nas przybędzie w kolejnych transzach, jak zamierzamy ich upilnować, no i wreszcie – ile będzie nas to tak naprawdę kosztowało. Spróbujmy to sobie jednak jakoś uporządkować. Od 1 października minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz podnosi świadczenia dla cudzoziemców z 1260 zł do 1335 zł/mies. (czyli 16 020 zł rocznie). Jeżeli przyjąć za dobrą monetę, że trafi do nas łącznie 6,5 tys imigrantów z brukselskiego „nadziału”, to miesięcznie samych zasiłków wyjdzie 8 677 500 zł (104 130 000 zł na rok). Oznacza to, że wyliczona wyżej „kara” za odmowę przyjęcia przybyszów stanowi równowartość czteromiesięcznych zasiłków, jakie będziemy im wypłacać. Widzi tu ktoś sens? Jeszcze inaczej – 6000 tys euro unijnej rekompensaty, licząc po średnim kursie NBP 4,24 zł, to 25 440 zł. Jest to odpowiednik 19 miesięcznych zasiłków. Jeżeli natomiast imigrant przebywa w ośrodku dla uchodźców to jego utrzymanie wynosi ponad 4200 zł rocznie, lecz po doliczeniu opieki medycznej, nauki języka, pomocy psychologa, edukacji dzieci w szkołach itd. suma ta skokowo rośnie. Wg. Urzędu ds. Cudzoziemców średni koszt utrzymania imigranta (niezależnie, czy jest w ośrodku, czy poza nim), to 1380 zł miesięcznie, co daje rocznie 16 560 zł. Dla 6,5 tys „uchodźców” będzie to 107 640 000 zł na rok. Jak rozpaczliwie rząd stara się wyskrobać kasę, może świadczyć skandal z odebraniem 1,2 mln zł z puli przeznaczonej dla repatriantów. Ostatecznie, po protestach, środki dla repatriantów zostawiono w spokoju, za to brakującą kwotę przesunięto... z policyjnej puli na program ochrony świadków. Istny kabaret.
Podsumowując, ze strachu przed zapłaceniem kary w wysokości 34,5 mln zł. zobowiązaliśmy się do uśrednionych rocznych wydatków na poziomie 107,6 mln zł, z UE natomiast otrzymamy jednorazowo, w przeliczeniu, 165 360 000 zł – czyli zwrot nieco ponad rocznego utrzymania 6,5 tys imigrantów. Dalej już musimy radzić sobie sami - „europejska solidarność” jak widać słono kosztuje...
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Zapraszam na „Pod-Grzybki” -------> http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2545-pod-grzybki
Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 40 (02-08.10.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz