Unia Europejska sypie się na naszych oczach i to sprawia, że brukselscy mandaryni robią się bardziej skłonni do ustępstw.
Wygląda na to, że David Cameron dostanie to, czego chciał. Stan „kompromisu” w negocjacjach UE – Wielka Brytania na dzień dzisiejszy wygląda bowiem następująco: ustanowiono „mechanizm zabezpieczający” wedle którego będzie można na maksymalnie cztery lata ograniczyć nowo przybyłym imigrantom z innych krajów UE prawo do świadczeń socjalnych; imigrant, który nie znajdzie pracy w ciągu pół roku, będzie musiał wrócić skąd przybył; ograniczona zostanie dostępność pomocy społecznej dla pracujących przybyszów; zasiłki na dzieci pozostawione w krajach pochodzenia rodziców zostaną obniżone stosownie do poziomu życia w tychże krajach; wprowadzenie „mechanizmu zabezpieczającego” dotyczyć ma sytuacji, gdy imigranci zbytnio obciążają system socjalny kraju przyjmującego, ich napływ zagraża rynkowi pracy, bądź funkcjonowaniu służb publicznych; „mechanizm” zostaje wprowadzony na wniosek danego państwa złożony do Komisji Europejskiej, po czym Rada UE będzie zatwierdzać go kwalifikowaną większością głosów. Powyższe ograniczenia nie dotyczą osób już przebywających w danym państwie.
Z pozostałych kwestii: inicjatywy podejmowane w ramach strefy euro mają być otwarte dla krajów spoza eurogrupy; parlamenty państw członkowskich będą mogły oddalić unijny projekt legislacyjny większością 55 proc. przyznanych im w traktatach europejskich głosów, jeśli uznają, że godzi on w zasadę pomocniczości – oznacza to wzmocnienie parlamentów krajów członkowskich.
Powyższe uzgodnienia mają zostać przyjęte na unijnym szczycie 18-19 lutego. Następnie, najprawdopodobniej 23 czerwca w Wlk. Brytanii ma odbyć się referendum w sprawie „brexitu” - przy czym, o ile projekt zostanie przyjęty przez kraje UE, Cameron namawiać ma rodaków do głosowania za pozostaniem w Unii. Słowem – brytyjski premier zjadł ciastko i ma ciastko. Jak to możliwe?
Otóż Unia Europejska sypie się na naszych oczach i to sprawia, że brukselscy mandaryni robią się bardziej skłonni do ustępstw. David Cameron znakomicie wykorzystał tę sytuację – z jednej strony chaos spowodowany zalewaniem Europy przez hordy barbarii, obnażający słabość instytucjonalną Europy, z drugiej natomiast wzrost tendencji nacjonalistycznych. Do powyższego dochodzi niepewność co do przyszłości europejskiej gospodarki, bowiem kryzys chwilowo jedynie zażegnany wciąż czai się za rogiem i w każdej chwili może powrócić niczym fala niszczącego przypływu, czego symptomy widzimy choćby w Chinach. Wszystko zaś razem bije w Niemcy i przywódczą pozycję Angeli Merkel, która borykać musi się nie tylko z krnąbrnymi „uczniami” w postaci krajów Europy Środkowej i pełzającym buntem Mitteleuropy, ale także z narastającą rebelią w samych Niemczech, a nawet w szeregach własnej partii. W tej sytuacji groźba dalszej dekompozycji Unii poprzez wyjście Wlk. Brytanii jawi się eurokratom niczym senny koszmar – tym bardziej, że wywołać może efekt domina, w europejskich społeczeństwach narasta bowiem zmęczenie kolejnymi władczymi uroszczeniami brukselskich biurokratów, na dodatek, co pokazał kryzys imigracyjny, coraz bardziej oderwanych od rzeczywistości i poruszających się w zaklętym kręgu własnej europoprawnej retoryki.
To wszystko pozwoliło Cameronowi postąpić wedle maksymy Winstona Churchilla „jedyne czego oczekuję, to przyznanie mi racji po rozsądnej dyskusji”. Inna sprawa, że na końcowym etapie do tej „dyskusji” został wydelegowany taki „bulterier” jak Donald Tusk – z tym, że jak się zdaje, miał błogosławieństwo do poczynienia daleko idących ustępstw, o czym świadczą wcześniejsze wypowiedzi innych unijnych dygnitarzy, powtarzających jak mantrę słowo „kompromis”. Okazało się wtedy, że ten sam Martin Schulz tak skory do łajania Polski, wobec Camerona nagle robi się wielce konstruktywny i ugodowy. Brytyjski polityk zagrał twardo i wygrał. Na dodatek Tusk ma go wspierać w czerwcowej kampanii referendalnej, by broń Boże Brytyjczykom nie strzeliło coś do głowy i nie zagłosowali przeciw dalszemu członkostwu w UE. Cameron rzecz jasna nawet nie kryje się z tym, że działa w partykularnym interesie swojego państwa. „Mechanizm zabezpieczający” oznacza bowiem: możesz u nas harować na nasze PKB i dobrobyt, w tym zasilać brytyjski system socjalny swymi składkami, ale jeśli w ciągu czterech lat powinie ci się noga i stracisz robotę – won do siebie, nic tu po tobie. Typowo brytyjski cynizm, lecz może i my powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski dla siebie?
No i jeszcze jedno. Niemiecka prasa, by zamaskować porażkę zaczęła pisać o „wzroście znaczenia Tuska”, oraz „dyplomatycznym majstersztyku”. Nie – dyplomatyczny majstersztyk to działania Camerona, Tusk został jedynie wydelegowany do firmowania własną twarzą kapitulacji Brukseli, bo nikt inny nie miał na taką rolę ochoty.
*
-
kiedy zostanie ograniczona możliwość inwigilacji obywateli przez organy państwa?
-
kiedy zostanie odtajniony aneks do raportu ws. rozwiązania WSI?
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3329-pod-grzybki
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 6 (12-18.02.2016)
Ograniczenia w prawie do pomocy socjalnej dla obywateli innych panstw przebywajacych na ternie GB w charakterze emigrantow ekonomicznych sa racjonalne i powinny byz stosowane we wszystkich krajach UE. Wyplaty socjalne to strata kapitalu narodowego wypracowanego przez aktualnych obywateli panstwa. I tylko oni powinni byc uprawnieni do korzystania z nich.
OdpowiedzUsuń