W sprawie Gromka nikt nie wierzy, że mieliśmy do czynienia z rutynowym zatrzymaniem - poza funkcjonariuszami mediodajni, którzy są wierzący z urzędu.
I. Bez moralnego wzmożenia
W całej hecy z zatrzymaniem ojca – założyciela naszej nie-miłościwie panującej dyktatury matołów charakterystyczny jest jeden objaw. Otóż niemal nikt nie kompromituje się dociekaniem, co też nagle ober-matołowi się stało, że zaczął walczyć z korupcją i ścigać – he, he - „układ”. Nikt również nie wierzy, że mieliśmy do czynienia z rutynowym zatrzymaniem będącym naturalną konsekwencją śledztwa. Nikt, poza funkcjonariuszami reżimowych mediodajni, którzy są wierzący niejako z urzędu. Taki Marcin Wojciechowski z „Wyborczej” wzlatuje na szczyty wyrafinowanej ironii przeciwstawiając czarnej nocy pisowszczyzny obecną „normalność” pod rządami Słońca Kaszub - Donalda Matołescu. Używa nawet wyklętego słowa „układ”, jednak tylko po to, by zaraz czujnie dodać: „Chyba że zarzuty wobec generała C. rozsypią się w pył w sądzie. Wtedy państwo polskie po raz kolejny się skompromituje.”
Oczywiście, „skompromituje się” jak za Ziobry i Macierewicza, boć każdy wie, że żadnego „układu” nie ma i być nie może, pan funkcjonariusz Wojciechowski tak tylko o tym – he, he - „układzie” napomknął, by zgrabnie dowalić pisowcom, do której to zbożnej czynności każda okazja jest dobra. Wszak właściwą interpretację rzeczywistości już dawno na łamach tejże „Wyborczej” przedstawił Wojciech Mazowiecki w fundamentalnym artykule „Po wielkiej wrzawie”, w którym przy okazji afery hazardowej przestrzegał przed widmem nawrotu „wzmożenia moralnego”, bo wiadomo, panie, komu to służy i na czyj brudny młyn jest ta wzmożona woda. Zatem dziennikarska brać się moralnie nie wzmaga, gdzieżby tam, a nawet jak się któryś przez roztargnienie chwilowo wzmoży, to obsługa szybko posprząta podłogę, podczas gdy reszta dobrego towarzystwa będzie kulturalnie spoglądać w innym kierunku. Choćby i tysiąc STOEN-ów czy innych LOT-ów sprywatyzowano za pomocą służbowych wziątek, są to co najwyżej drobne zakłócenia Matrixa i wedle takich wytycznych należy je opisywać.
Zresztą, jak słusznie zauważa pan dziennikarz Wojciechowski, z tym bezbłędnym wyczuciem linii i bazy którą daje tylko terminowanie w Największej Gazecie między Ziemią a Tytanem, państwo polskie zawsze może się „po raz kolejny skompromitować” i Gromek Czempion wyjdzie z sali sądowej nieskalany niczym lilia wodna – a bo to pierwszy raz?
II. Przesłanie od Niewidzialnej Ręki
Tego, że Gromka nie wsadzą akurat jestem absolutnie pewien, byłby to bowiem z punktu widzenia obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP szkodliwy precedens. To taka gra, której zasad przestrzegają wszyscy uczestnicy, gdyż ich złamanie może mocno zaszkodzić i skutkować wizytą seryjnego samobójcy. Kilku niefortunnych graczy zdążyło się o tym przekonać strzelając sobie kilkukrotnie w brzuch z odległości około metra, czy wieszając się, uprzednio zatrzymawszy stop-klatkę telewizora na wizerunku Umiłowanego Przywódcy. Gromek wprawdzie sporo może, ale taki Papała też pewnie mógł to i owo, a mimo to Niewidzialna Ręka z jakichś powodów znanych tylko jej i denatowi postanowiła w jego sprawie, co postanowiła. Od wyroków Niewidzialnej Ręki nie ma odwołania, gdyż sprawuje ona wyłączny właścicielski nadzór nad III RP i dba o odpowiedni klimat, albowiem w odróżnieniu od IV RP, gdzie panowała jak wiadomo „duszna atmosfera”, w III RP nie ma żadnej atmosfery, a kto by jakąkolwiek atmosferę wyczuwał, ten cierpi na omamy. Uporczywe omamy zaś mogą być symptomem potencjalnie śmiertelnej choroby.
Gromek doskonale zdaje sobie z tego sprawę, więc zapewne śpiewać nie zacznie. Po pierwsze, mógłby wprawdzie swym śpiewem napsuć krwi paru osobom, ale nie po to wśród reguł gry zapisana jest omerta, by teraz niebezpiecznie nadwyrężać generalskie gardziołko ariami. To niezdrowe. Po drugie, pan generał Czempion nie jest śpiewakiem tylko dyrygentem podającym ton. Od śpiewania są tenorzy. Po trzecie wreszcie, generał właściwie odczytał wiadomość i przyjął warunki. Wiedział, że ma być zatrzymany i ze spokojem czekał zamiast pajacować z przebieraniem się w babskie ciuchy. Bo w odróżnieniu od tego panikarza od przebieranek, pan generał Cz. zna treść przesłania.
Przesłanie to brzmi: siedź cicho! Pobawiłeś się w kreatora partii, miałeś swoje pięć minut, a teraz idziesz w odstawkę. Nie skacz bo wylecisz, nie chlap w mediach ozorem i generalnie się uspokój. Ciesz się życiem i wycisz polityczne ambicje, bo inaczej ktoś inny ci je wyciszy.
I pan generał warunki przyjął. Inaczej nie wyszedłby za śmieszną w tych warunkach kaucją 1 miliona złotych. Będzie musiał kilka razy przespacerować się do sądu i strawić nieco czasu na rozprawach zanim niezawisła od wszystkiego Niewidzialna Ręka ustami wymiaru sprawiedliwości ogłosi „kompromitację polskiego państwa” czyli uniewinnienie, co proroczo przewiduje przywołany wyżej pan dziennikarz Wojciechowski. To wszystko. Potrwa to trochę, żeby pan generał dobrze sobie utrwalił naukę, ale pomyślny finał jest nieuchronny.
III. Dziki kraj
Być może jednak Niewidzialna Ręka postanowiła w obozie beneficjentów i utrwalaczy III RP dokonać naprawdę rewolucyjnych przetasowań. Wtedy z generałem może być różnie – jak to bywa w dzikim kraju, do którego budowy tak walnie przyczyniła się obecna dyktatura matołów. Jej protektorem u zarania był generał Gromek pospołu z mafią, od której obrotny pan Drzewko załatwiał kasę na rozruch politycznego interesu (i przy okazji prochy na huczne balangi). Nie będzie chyba nadużyciem przypuszczenie, że akurat nad nad pro-platformerskimi „ludźmi z miasta” kryszę sprawowała służbowa frakcja generała Czempiona. Ot, taka służbowo-mafijno-polityczna siateczka wzajemnych przysług oraz interesików – modus operandi typowy dla dzikich krajów, więc nie ma się co bulwersować. Można się co najwyżej uśmiechnąć nad freudowskim przejęzyczeniem wyautowanego pana Drzewka, który użył (dla niepoznaki w innym kontekście) w odniesieniu do III RP tego nader trafnego określenia.
Od pewnego czasu jednak patronat nad dyktaturą matołów i dzikim krajem przejęła najwyraźniej za błogosławieństwem Niewidzialnej Ręki inna koteria obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP, czego widome skutki przyszło nam obserwować. Dla nas, żuczków, to i tak bez różnicy kto nas będzie łupił, więc śmiało możemy sobie pogryzać popcorn. No chyba, że ktoś planuje jakąś większą karierę. Wtedy należy czujnie wychwytywać kierunek wiatru i nie pomylić się przypadkiem, bo można skończyć żałośnie.
Dodajmy jeszcze, iż fakt że postanowiono tak ostentacyjnie załatwić sprawę wskazuje na wysokie poczucie bezpieczeństwa wśród pieszczochów narodu. Uznali, że najlepiej dokonać niezbędnych kroków tuż po wygranych wyborach, nie czekając na „zużycie władzą” tym bardziej, że smuta po prawej stronie sceny politycznej jest najlepszą gwarancją braku zorganizowanej reakcji sił opozycyjnych. Widzimy więc, że wyciągnięto wnioski z afery Rywina, kiedy to doszło do gorszącej publicznej bijatyki w nieco późniejszym okresie kadencji, przy świeżej i aktywnej opozycji, co zakończyło się dla obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP bardzo niefortunnie. Tym razem na podobny polityczny finał bym nie liczył.
Aha, oczywiście niemiecki koncern RWE, szczęśliwy nabywca STOEN-u, nie ma się o co martwić. Przecież w tym całym cyrku zupełnie nie o nich chodzi.
Gadający Grzyb